Opcję podobno da się wyłączyć, przeklikując przez 7 kolejnych menu… Albo instalując opensourceowy Libre Office i nie musząc się więcej przejmować.
Opcję podobno da się wyłączyć, przeklikując przez 7 kolejnych menu… Albo instalując opensourceowy Libre Office i nie musząc się więcej przejmować.
Śmiała deklaracja, jak na komentarz napisany na Lammym (open source), stojącym na serwerze NGINX (open source), działającym na systemie operacyjny Debian (open source) itd. To wszystko jest efektem 50 lat rozwoju wolnego oprogramowania rozpoczętego od napisania edytora tekstu i kompilatora.
Internet w obecnej skali funkcjonuje wyłącznie dzięki ruchowi wolnego i otwartego oprogramowania. To największy i najbardziej skuteczny przykład efektu budowania wolnej infrastruktury od zupełnych podstaw.
Jest istotna różnica, pomiędzy starą analogową maszyną, a robotycznym ramieniem typu Kuka, którego kodu nie znasz i nie kontrolujesz. Patrz irańskie wirówki.
Właśnie do tego się odnoszę, że nie przejmujesz oprogramowania i nie ‘wyjmujesz go z logiki kapitalizmu na rzecz wolności’. Korzystasz z tego co dają ci kapitaliści, licząc, że ktoś faktycznie dał radę zablokować ich kontrolę, nad twoim urządzeniem. Jednocześnie dla Microsoftu nieporównanie cenniejsze jest bycie de facto standardem, niż zebranie płatności za każdą licencję. Jeśli ludzie nie potrafią wykorzystać niczego poza ich systemem, a koszt jego nauki przerzucany jest dodatkowo na publiczne systemy edukacji, trzymają w ten sposób w szachu wszystkich klientów korporacyjnych, mogąc z nich wymuszać niemalże dowolny haracz.
Inna sprawa, że wątpię, żeby którekolwiek z tych prywatnościowych modów wpływały na zaszyte w windowsie od jego początków backdoory NSA, ale to już inny poziom i nie ma co w to wchodzić.
Bo jesteśmy słabi i daliśmy się zepchnąć na obrzeża kapitalizmu, jednocześnie potrafiąc tylko na nim pasożytować, zanim budować własną/alternatywą rzeczywistość i systemy, które są nam potrzebne do przeżycia. Z tego samego powodu grzebiemy w śmietnikach supermarketów, zamiast uprawiać własne pola (z nielicznymi wyjątkami inicjatyw typu “Dobrze”, które chociaż się do tego zbliża). Ale też jestem w procesie dołączania do spółdzielni budowlano-mieszkaniowej, która poza posiadaniem sporej ilości budynków dalej buduje nowe. Budownictwo socjalne było ważnym elementem ruchu socjalnego i ruch wolnościowy mógłby mieć na to wpływ, gdyby nie zawężał swojej perspektywy do subkulturowego getta.
A może to dlatego, że sprawdzone w historii próby “budowania swojej własnej alternatywnej rzeczywistości” z tak ortodoksyjnym podejściem jak twoje, zawsze kończyły się autorytaryzmem, hm? :) Czym innym jest postawienie sobie serwera albo nawet kilku nowych mieszkań a czym innym ułuda życia całkowicie “off the grid” w zupełnej autarkii. Konkurując na tym polu z kapitalizmem zawsze przegrasz, bo skończą ci się pieniądze. Popadniesz w samowyzysk i albo zbudujesz drugą Kubę, obłożoną sankcjami i pozbawioną dostępu do podstawowych dóbr cywilizacyjnych, albo w końcu wypalisz się i jebniesz tym wszystkim, klnąc na innych że “nie dorośli”.
Z tym systemem nie da się wygrać na zasadzie konkurencji ani od niego odłączyć. Myślisz że NSA nie umie się dostać do twojego telefonu, bo nie używasz korporacyjnych narzędzi? :) Kupisz sobie pola? Fajnie, dopóki twój projekt realnie nikomu nie zagraża (np. interesom latyfundysty łasego na grunty). Jeśli zacznie, państwo za pomocą specustawy wywłaszczy je na cele “strategiczne” i skończy się rumakowanie. Wszystko jest kwestią skali. Święte prawo własności jest dla kapitalistów zblatowanych z władzą, a nie dla neohipisów którym zamarzyła się autonomia idąca dalej niż kilka hektarów. Takich jak my zawsze będzie łatwo strącić jak muchę z rękawa, jeśli tylko zaznaczymy wyraźne granice swoich wpływów, poza które nie mamy ambicji sięgać (“nasze” pola, budynki, serwery… a elektrownie i ujęcia wody czyje? :)). Nawet Zapatyści nie uważają życia w rezerwacie za szczyt swoich celów. No chyba że roimy sobie o jakiejś wielkiej nadchodzącej rewolucji serc i umysłów tych wszystkich szeregowych Kowalskich, którzy gdyby tylko przeczytali Bookchina, to zaraz poparliby anarchizm, ale przez te subkultury nie mogą się przemóc? :D
Nie będzie żadnej nowej, lepszej rzeczywistości i nic lepszego ponad to, co wyszarpiemy z gardła stanowi obecnemu. Ten system można tylko niszczyć i sabotować. Na różne sposoby. Oczywiście że sama zabawa korponarzędziami nic nie daje, ale chyba rozumiesz że idzie mi o coś co przekracza redukcję tego do jakiejś czynności. Chodzi o sposób myślenia. Ja też zastanawiam się kiedy odechciało nam się sięgać po siłę i kiedy przestaliśmy marzyć: o wykradnięciu kodów źródłowych największych aplikacji świata, o sklonowaniu serwerów i zniszczeniu tych, do których dostęp ma tylko korporacja, o wysadzaniu w powietrze limuzyn CEO z nimi samymi w środku, by nigdy nie czuli się bezpiecznie i nigdy nie wiedzieli, gdzie tym razem możemy się pojawić i co zmajstrować. Nie jest problemem, że zbieramy po śmietnikach i żyjemy w kanałach, jeśli tylko jesteśmy w stanie z tego poziomu wyprowadzać skuteczne i liczne ciosy. Problemem jest że w tej subkulturowości o której mówisz, wszyscy wybierają tylko powierzchowną estetykę buntownika, podczas gdy w rzeczywistości marzą o komunie na wsi albo o skłocie na własność. A największe militancy przejawiają nie wobec policji, nazioli, myśliwych czy nawet tych korporacyjnych menadżerów z McKinseya, ale wobec innych lewaków. W dodatku aktywnie sabotują działania ludzi którzy mogliby chcieć działać bardziej radykalnie i de facto odcinają ich od potencjalnej sieci wsparcia. Sorry, jak już mam mieć marzenia to niech w tych marzeniach będzie radosny karnawał rozpierdolu i demontażu tego co jest, a nie ciułanie przez lata na postawienie jakiegoś budynku czy wykup działki rolnej. Nie tak wyobrażam sobie wolność.
Naprawdę, nie mam nic do open-source, DIY ani do innych autonomicznych rozwiązań. Ale ile razy słucham kazań o tym, jak to lewakowi nie wypada używać dosłownie niczego innego, tylko ma się męczyć dla sprawy, to serio nie dziwi mnie dlaczego ci słynni zwykli ludzie o których serca podobno wszyscy walczą, mają to kompletnie w dupie. Nawet ludzie których sprosiłam na fediwersum pouciekali stamtąd po paru tygodniach i co najmniej dwie osoby mówiły mi że czuły się trochę jak w jakimś kościele, bo tam się w kółko rozmawia o tym jak bardzo inne media społecznościowe są złe. Próbowałam im nawet mówić, że to niekoniecznie tak, że to nie wszędzie i nie zawsze, może na niektórych instancjach, że mimo wszystko przerysowują bo są tam też spoko użytkownicy… po czym znowu wracam i znowu dostaję po twarzy kazaniami i mam problem ze znalezieniem ciekawych ludzi do followowania, którzy nie mielą w kółko jednego i tego samego.
Siedzę tu tylko dlatego, że siedzę prawie wszędzie. Może poza czanami, których od lat mam serdecznie dosyć. Jak mnie nagle zbanujesz albo zamkniesz ten cały Szmer w cholerę to przecież też nie będę płakać, tylko pójdę sobie gdzie indziej.