Bez mytościany:

Pracują w zwykłych butach, ubraniach. Boimy się. Smród jest przerażający, chce się wymiotować - mówią rodziny bliskich, którzy zostali oddelegowani przez miasto do czyszczenia pogorzeliska po pożarze zakładów w Przylepie. ZGK odmówiło posłance Anicie Kucharskiej-Dziedzic kontroli poselskiej.
O tym, że do sprzątania skutków pożaru składowiska niebezpiecznych, toksycznych i trujących substancji w zielonogórskim Przylepie, skierowano szeregowych pracowników Zakładu Gospodarki Komunalnej, dowiedzieliśmy się kilka godzin po zakończeniu pożaru. Pierwsi, choć nie mieli specjalistycznych ubrań i masek, zostali wysłani na teren, do którego wypłynęła skażona woda po gaszeniu pożaru. Zadanie? Wrzucać baloty słomy i piach. Ile?
– Dużo – mówił „Wyborczej" Krzysztof Sikora, prezes ZGK, po posiedzeniu sztabu kryzysowego.
– Nie wiem, czy pracownicy, którzy działali na zlecenie miasta, byli świadomi, że uczestniczą w utylizowaniu niebezpiecznych, silnie toksycznych substancji. Być może takiej wiedzy nie mieli, bo przyjechali w zwykłych ubraniach, butach, a przecież strażacy gaszący pożar mieli obuwie przeżarte na wylot – mówi Joanna Liddane, ekolożka, która odkryła skażenie terenu w okolicach Gęśnika, bobrowiska, do którego wpłynęła skażona woda.
Pracownicy ZGK weszli także na teren byłych zakładów mięsnych w Przylepie, by zniwelować toksyczną falę z gaszenia pożaru. Ta zalała pobliskie budynki, place. Zwieziono ciężki sprzęt, tony piasku, by najpierw przykryć nim toksyczną wodę, a potem go wybrać.
„Dziś o godzinie 14 zastała wywieziona z terenu pożaru hali w Przylepie w asyście policji woda pogaśnicza. Transport został skierowany do spalarni (instalacji termicznego przetwarzania odpadów) posiadającej zezwolenie na utylizacje takich odpadów" – napisał we wtorek prezydent Janusz Kubicki. I pokazał film, na którym operator koparki wybiera skażony piach. Na filmie widać także innych pracowników, którzy są ubrani w cywilne ubrania. Mają na twarzach jedynie papierowe maski z filtrem.
– Są w zwykłych butach, ubraniach. Boimy się. Smród jest przerażający, chce się wymiotować – mówi „Wyborczej" żona jednego z pracowników oddelegowanych przez miasto do czyszczenia pogorzeliska po pożarze zakładów w Przylepie. – Czy powinni tam być? Utylizacja składowiska miała kosztować miliony, a tymczasem na pierwszą linię frontu wysyła się pracowników, którzy owszem, pracują na śmietnisku, ale tam, gdzie gromadzone są zwykłe śmieci, a nie te niebezpieczne.
W co powinni być ubrani pracownicy ZGK?
„Sprzęt ochrony dróg oddechowych powinien być noszony przez cały czas podczas gaszenia pożaru, dogaszania, sprawdzania pogorzeliska oraz innych czynności podejmowanych przez strażaków (i/lub inne osoby) po zakończeniu gaszenia pożaru, gdy pogorzelisko wciąż uwalnia związki toksyczne i gazy pożarowe. Sprzęt ochrony dróg oddechowych powinien być jednym z ostatnich elementów środków ochrony indywidualnej zdjętych podczas rozbierania się z ubrania specjalnego (po dekontaminacji wstępnej)" – czytamy w instrukcji zabezpieczania i gaszenia pożarów składowisk, w których były gromadzone substancje niebezpieczne.
– W skrócie: powinni mieć butle z czystym powietrzem, nie powinni korzystać z tego, które unosi się nad pogorzeliskiem. Środki ochrony indywidualnej powinny być po każdym wejściu w teren strefy utylizowane. Każdego, kto pracuje na pogorzelisku, powinny obowiązywać wytyczne jak nas, strażaków – mówi nam anonimowo strażak.
Czy pracownicy ZGK mieli odpowiednie wyposażenie? Czy zostali dobrowolnie skierowani na pogorzelisko? Tego nie wiadomo. Do ZGK z kontrolą poselską pojechała Anita Kucharska-Dziedzic. Chciała poznać liczbę pracowników oddelegowanych do zadania, mapy obszaru ich prac, informacje o orzeczeniach wydanych przez lekarza medycyny pracy dopuszczających ich do pracy na pogorzelisku substancji niebezpiecznych i w jego otoczeniu.
– Chciałam wiedzieć, czy pracownicy mieli możliwość odmowy udziału w tych pracach. Zobaczyć dowody zakupu odzieży i sprzętu ochronnego, sprawdzić ich atesty. Dowiedzieć się, w co zostali wyposażeni pracownicy, ile pieniędzy wydała na to spółka – wymienia posłanka Kucharska-Dziedzic. Prezes spółki odmówił jej kontroli.
– To skandal – mówi posłanka. I przekazuje „Wyborczej" tłumaczenia prezesa spółki Krzysztofa Sikory.
„W związku z działaniami kryzysowymi nie jestem w stanie w oczekiwanym przez panią czasie udzielić Pani odpowiedzi. Jednocześnie pragnę zawiadomić, że wszystkie środki ochrony osobistej zastosowane przez pracowników ZGK w miejscu usuwania skutków pożaru zostały użyte według wytycznych wskazywanych przez kierującego akcją ratunkową, czyli dowódcę PSP" – napisał posłance w odpowiedzi Krzysztof Sikora.
Kucharska-Dziedzic: Jak przyjechałam na pogorzelisko, już nie pracowali
Po odmowie posłanka pojechała na pogorzelisko. Tam dowiedziała się, że pracownicy ZGK dziś nie pracują, zostali wycofani z terenu przez strażaków.
– Żywej duszy nie było. Wszyscy uciekli – mówi Kucharska-Dziedzic.
Rzecznik strażaków tłumaczy, że właściwie chodziło o jednego pracownika koparki.
– Detektory WIOŚ zaalarmowały o podwyższonym stężeniu niebezpiecznych dla zdrowia substancji, więc natychmiast ten człowiek został wycofany. Wezwaliśmy naszą grupę chemiczną, ale alert się nie potwierdził. Nie zostały przekroczone normy. Pracownik mógł kontynuować pracę, ale nie wrócił do pracy, bo zepsuła się koparka – mówi Arkadiusz Kaniak, rzecznik lubuskich strażaków. Nie chciał odnosić się do ubrań i materiałów ochronnych, jakich używają pracownicy ZGK.
– Za nich nie odpowiadamy. Oni mają swojego prezesa, szefa. To jest sprawa ich pracodawcy – ucina rzecznik Kaniak.
Posłanka Kucharska-Dziedzic zapowiada, że uniemożliwienie przeprowadzenia kontroli zgłosi marszałek Sejmu Elżbiecie Witek.
– Powinnam dostać wszystkie dokumenty niezwłocznie. To utrudnianie wykonywania mandatu posła, a jest to karygodne, bo chodzi o ludzkie zdrowie i życie – tłumaczy.

Źródło: https://zielonagora.wyborcza.pl/zielonagora/7,35182,30012712,miasto-skierowalo-ludzi-na-toksyczne-pogozelisko-w-zwyklych.html

  • @acetone
    link
    31 year ago

    Żal mi tych ludzi, że nie są w stanie się razem zorganizować i wystąpić przeciwko pracodawcy. Prawo pracy ich chroni, mogą śmiało odmówić wykonania polecenia służbowego jeśli dana czynności stanowi zagrozenie dla ich zdrowia lub życia. Zgłaszać do PIPu takich.