“Nie dziwi natomiast, że najbardziej krytyczne są osoby o dochodach przekraczających 6000 zł na głowę. Oni zatrudniają ludzi, albo nawet jeśli są pracownikami, widzą się, jako przyszli Elonowie Muskowie, więc po co im związki zawodowe.”
Woliński jak zwykle, mając bardzo słuszny zamysł, odpływa gdzieś w granicę pomiędzy obrazowaniem faktycznego problemu, a wbijaniem szpili tam, gdzie nie trzeba.
Bardzo chętnie zobaczę, jak 6 tysięcy na rękę w 2025 roku stworzy poziom życia, w którym ktokolwiek ma się za Elona Muska.
Promowanie uzwiązkowienia jest ważnym tematem i żal mi bardzo, że wciąż funkcjonujemy społecznie w opinii, jakoby było to rozwiązanie dla darmozjadów, natomiast dopóki nie sięgnie się do absolutnej pracy u podstaw, jaką jest szacunek dla podstawowej formy stałego zatrudnienia (UoP) i świadomości praw pracowniczych, tak długo jakiekolwiek dyskusje o związkach zawodowych i wynikających z nich korzyści - co stwierdzam z ogromną frustracją - będą dla ogółu kojarzyć się z agresją i synonimem okradania “uczciwych prezesów”. Cynizm nie pozwala mi na brak stopniowania potrzeb pracowniczych, niezależnie od tego, co uważam za faktyczny cel ostateczny.
“Nie dziwi natomiast, że najbardziej krytyczne są osoby o dochodach przekraczających 6000 zł na głowę. Oni zatrudniają ludzi, albo nawet jeśli są pracownikami, widzą się, jako przyszli Elonowie Muskowie, więc po co im związki zawodowe.”
Woliński jak zwykle, mając bardzo słuszny zamysł, odpływa gdzieś w granicę pomiędzy obrazowaniem faktycznego problemu, a wbijaniem szpili tam, gdzie nie trzeba. Bardzo chętnie zobaczę, jak 6 tysięcy na rękę w 2025 roku stworzy poziom życia, w którym ktokolwiek ma się za Elona Muska.
Promowanie uzwiązkowienia jest ważnym tematem i żal mi bardzo, że wciąż funkcjonujemy społecznie w opinii, jakoby było to rozwiązanie dla darmozjadów, natomiast dopóki nie sięgnie się do absolutnej pracy u podstaw, jaką jest szacunek dla podstawowej formy stałego zatrudnienia (UoP) i świadomości praw pracowniczych, tak długo jakiekolwiek dyskusje o związkach zawodowych i wynikających z nich korzyści - co stwierdzam z ogromną frustracją - będą dla ogółu kojarzyć się z agresją i synonimem okradania “uczciwych prezesów”. Cynizm nie pozwala mi na brak stopniowania potrzeb pracowniczych, niezależnie od tego, co uważam za faktyczny cel ostateczny.