Zajebane Uspołecznione z wykopu (autor to użytkownik kamil-tumuletz)
Opłaca się przegrać wojnę
Obecna wojna systemowa różni się zasadniczo od wcześniejszych konfliktów hegemonicznych. W epoce nuklearnego odstraszania i globalnych łańcuchów wartości nie liczy się już zwycięstwo na froncie ani pełna mobilizacja społeczeństw. Logika, którą można odczytać z analiz think-tanków, ekonomistów i demografów, jest brutalnie prosta: dla globalnych elit bardziej opłaca się przegrać wojnę niż inwestować w obronę państwa czy swoich obywateli.
Dlaczego?
Po pierwsze, kapitalizm w obecnej formie premiuje optymalizację zysku i uspołecznianie strat. Wydatki na masową obronę narodową, rozwój przemysłu ciężkiego czy odbudowę klasy pracującej to koszt, który uderzałby w bilanse korporacji i rządy elit finansowych. Zamiast tego preferowany jest model, w którym koszty kryzysów – inflacja, bezrobocie, utrata bezpieczeństwa – przerzuca się na zwykłych obywateli.
Po drugie, elity mają zabezpieczenia globalne. Ich majątki są rozproszone po rajach podatkowych, funduszach offshore i nieruchomościach od Dubaju po Nową Zelandię. Mogą przeczekać kryzys w enklawach luksusu. Dla klasy średniej przegrana oznacza katastrofę, dla nich – zmianę dekoracji, w której i tak pozostają właścicielami kapitału.
Po trzecie, globalny handel i migracje zapewniają im plan B. Gdy kurz po konflikcie opadnie, świat nadal będzie potrzebował towarów, energii, technologii. Elity wrócą do globalnej wymiany handlowej, tym razem jeszcze bardziej korzystnej: z nowymi rynkami, tańszą siłą roboczą z Afryki i Azji oraz osłabionymi społeczeństwami Zachodu, które nie będą w stanie negocjować lepszych warunków.
Po czwarte, wojna systemowa nie musi oznaczać atomowego końca, lecz stopniową redukcję populacji ekonomicznej. Kryzysy energetyczne, migracje, pauperyzacja i chaos społeczny działają jak zawór bezpieczeństwa – redukują presję demograficzną i obciążenia państwowe bez konieczności odbudowy arsenału przemysłowego.
W efekcie, w obecnych trendach biznesowych i politycznych, najbardziej opłacalną strategią dla elit jest pozwolić, by państwo i obywatele ponieśli koszty przegranej. Nie ma sensu inwestować w obronę narodową ani w klasę pracującą, skoro po wojnie system i tak wróci do stanu równowagi – globalnego handlu online, zdominowanego przez tych samych właścicieli kapitału, tylko z jeszcze tańszą siłą roboczą.
To wnioski spójne z literaturą: RAND, CSIS czy IISS piszą o „kruchości zdolności mobilizacyjnych Zachodu”, Piketty i Roubini pokazują strukturalne mechanizmy koncentracji kapitału, a Goldstone i Turchin tłumaczą, jak elity zamiast reform wybierają strategie przetrwania w chaosie. Razem tworzy to obraz wojny systemowej, w której celem nie jest zwycięstwo państwa, lecz utrzymanie dominacji elit – nawet kosztem porażki cywilizacji, której są formalnie częścią.
Jeśli mowa o wojnie pokroju Armenia - Azerbejdżan to się zgadzam. Wojna wtedy jest drobną bójką na która patrzą grube ryby pokroju USA, Chin, Europy czy Rosji. Jeśli przegrasz wojnę, ale zdobędziesz patronów to wygrałeś. Co innego wojna bez zwierzchników, USA - Chiny w przypadku zwycięstwa Chin nie bardzo urządzają Muska czy Zuckerberga, bo może cześć kapitału przetrwa na Wyspach Marshala, ale pozycja zostanie utracona bo zajmą ją chińscy Oligarchowie, a twoje zasoby zostaną “upaństwowione”.