W 2011 r. Zygmunt Bauman udzielił wywiadu dla “Polityki” w którym stwierdził, że izraelskie społeczeństwo zostało skorumpowane przez okupację ziem palestyńskich. Z tezami Baumana polemizowało kilku znanych publicystów m.in. Gebert. Te polemiki są dzisiaj dostępne bez paywalla, a sama wypowiedź Baumana nie. Dlatego wklejam to co powiedział w 2011 r. bo uważam, że to była bardzo trafna diagnoza:
"Nie wiem, jak ludzie zinterpretują to, co dzieje się dzisiaj, gdy spojrzą na to wstecz za 25 lat. Ale fakt, że jest to nieznane, nie oznacza, że nie powinniśmy oceniać tego, co dzieje się na naszych oczach.
Przytoczę argument [Tony’ego] Judta z jego pamiętnego artykułu opublikowanego w „New York Review of Books” w 2003 roku, że Izrael staje się „wojowniczo nietolerancyjnym, religijnym państwem etnicznym”, że bliskowschodni „proces pokojowy” dobiegł końca – „nie umarł – został zabity”.
Wyrażałem podobne odczucia prawie 40 lat wcześniej w „Haaretzu”, opuszczając Izrael w 1979 roku. Moje obawy wiązały się z toksycznym i destrukcyjnym charakterem okupacji, jej niszczącym wpływem na etykę i moralne skrupuły okupantów. Martwiło mnie wówczas, że młodsze pokolenie [Izraela] narastało w przekonaniu, że stan wojny i gotowości bojowej – w 1971 roku nadal traktowany jako „stan wyjątkowy” – jest czymś normalnym, naturalnym i prawdopodobnie nieuniknionym.
Martwiłem się krajem, który uczył się ukrywać swoje liczne i nieuchronnie narastające wewnętrzne problemy społeczne, umywając ręce od tych problemów, podsycając i rozpalając poczucie zagrożenia zewnętrznego, [tym samym] tracąc umiejętność radzenia sobie z nimi.
W tej oblężonej twierdzy kłótnia – nie, nawet wyrażanie prostej różnicy zdań – [staje się] zarówno przestępstwem, jak i zdradą.
Niepokoiło mnie również odwrócenie Clausewitzańskiej doktryny wojny, zgodnie z którą wojna jest kontynuacją polityki, i przekształcenie polityki w… przedsięwzięcia militarne, czego konsekwencją jest bezlitosna erozja demokratycznych nawyków.
Martwiła mnie pogłębiająca się niezdolność Izraela do życia w pokoju, narastająca niewiara ludzi w możliwość życia bez wojny oraz strach elit politycznych przed pokojem, gdy nie będą już wiedziały, jak rządzić [bez wojny].
Podzielam również obawę wyrażoną przez Judta, dotyczącą wykorzystania Holokaustu przez rządzących Izraelem jako karty wyjścia z więzienia za własną deprawację i odpuszczenie grzechów, zarówno tych już popełnionych, jak i tych, które dopiero popełnią.
Pisałem o tym również w książce „Modernity and the Holocaust” (1989), cytując Menachema Begina, który nazywa Palestyńczyków nazistami i przedstawia ich jako sąsiadów Izraela jako dążenie do drugiego Auschwitz. Beginowi odpowiedział – bardzo łagodnie i pośrednio – Abba Eban, minister Partii Pracy, że nadszedł czas, aby Izrael stanął na własnych nogach, a nie stał na nogach sześciu milionów zamordowanych ofiar.
Sposób „upamiętnienia” Holokaustu w polityce izraelskiej stanowi jedną z głównych przeszkód w realizacji potencjału Zagłady jako moralnego oczyszczenia [dla Żydów] – i w pewnym sensie jest to pośmiertny triumf Hitlera, który marzył o stworzeniu konfliktu między Żydami a całym światem oraz między całym światem a Żydami, uniemożliwiając Żydom pokojowe współistnienie z innymi.
[Mój] radykalnie odmienny sposób „upamiętnienia” Holokaustu można streścić następująco: Zabronione jest milczenie w obliczu izraelskich zbrodni i prześladowań Palestyńczyków właśnie dlatego, że los Żydów w Europie miał podobne początki – dyskryminację, pogromy, getta, kończąc się Zagładą.
I proszę bardzo. Misją ocalałych z Zagłady jest niesienie zbawienia światu i ochrona go przed powtarzającą się katastrofą: demaskowanie tych, którzy są ukryci przed światem, ale wciąż cierpią – zapobieganie kolejnej hańbie cywilizacji.
Największy z historyków Holokaustu, Raul Hilberg, zrozumiał tę misję, uparcie powtarzając, że machina Zagłady nie różniła się strukturą od „normalnej” organizacji społeczeństwa niemieckiego. Innymi słowy: Zagłada była jednym z przejawów tego społeczeństwa. I znów teolog Richard Rubinstein przypomniał, że tak jak higiena osobista, subtelne koncepcje filozoficzne, wspaniałe dzieła sztuki czy wzniosła muzyka są przejawami cywilizacji, tak samo jest z więzieniem, wojną, wyzyskiem i obozami koncentracyjnymi. Zagłada – powiedział na zakończenie – „nie była przejawem upadku cywilizacji, lecz jej postępu”.
Niestety, to nie jedyna lekcja Zagłady. Inna jest taka, że ten, kto pierwszy uderzy, staje się wodzem, a im twardsza pięść, tym większe szanse na uniknięcie kary.
Władcy Izraela nie są jedynymi, którzy czerpią z tej złowrogiej lekcji i ją rozszerzają, nie są jedynymi, których należy winić za pośmiertny triumf Hitlera. A jednak, gdy Izrael, którego założyciele przyjęli na siebie rolę strażników żydowskiego losu, czyni te rzeczy, szok jest znacznie większy niż w innych przypadkach – ponieważ ten fakt burzy również mit, mit, który akceptujemy, który jest dla nas ważny:
Że cierpienie uszlachetnia, że ofiary wychodzą z niego oczyszczone, wywyższone i całkowicie święte. I oto okazuje się, jak sprawy się odwracają.W rzeczywistości: Gdy tylko cierpienie dobiegnie końca, ofiary czekają na pierwszą okazję, by odpłacić się prześladowcom; a jeśli zemsta na wczorajszych prześladowcach jest z jakiegoś powodu nieosiągalna lub niewygodna, spieszą się, by zmazać hańbę wczorajszej słabości… i pokazać, że potrafią również machać kijem baseballowym i trzaskać batem – i że wykorzystają wszystko, co pod ręką, by osiągnąć zwycięstwo.
Czym jest mur wzniesiony wokół Terytoriów Okupowanych, jeśli nie próbą prześcignięcia twórców muru otaczającego getto warszawskie?
Krzywdzenie ludzi poniża i moralnie niszczy tych, którzy krzywdzą… [krzywdzenie innych] inicjuje jednak proces, który wielki antropolog Gregory Bateson nazwał „schizmogenezą” – ciągiem akcji i reakcji, w którym każde kolejne zachowanie może się wzajemnie wyolbrzymiać, prowadząc do coraz bardziej pogłębiającego się rozłamu."

