cross-postowane z: https://szmer.info/post/168340

Wiecie, jak to jest, jak osoba na bramce przepuści łatwego gola, takiego naprawdę przewidywalnego do wybronienia? Takiego najbardziej oczywistego? Mówi się wtedy, nierzadko w gniewie, że „ktoś puścił szmatę”.

No, to miasto Poznań puściło całkiem srogą szmatę.

W tym roku, w związku z rozwaleniem centrum miasta, w tym (znowu!) ulicy Święty Marcin, nie odbędą się jej imieniny w tradycyjnej lokalizacji. Było do przewidzenia, że okazję wykorzystają środowiska faszystowskie, żeby zrobić „marsz niepodległości”. O ile damscy bokserzy raczej wybierają się do Warszawy, tak w Poznaniu taki marsz organizuje tzw. Konfederacja, czyli zrzeszenie partii skrajnie prawicowych.

Nowy przewodniczący tego faszystowskiego tworu już dostał furtkę do „wolnych mediów” i na antenie pewnego radia zdążył już powiedzieć o pewnym austriackim akwareliście. Zresztą co tu dużo mówić – poparcie dla łamania praw człowieka, uzależnianie ich od zasobności portfeli, pragnienie jeszcze większego wyzysku, jęczenie o „segregacji sanitarnej” i narażanie tym samym ludzi na jeszcze większe niebezpieczeństwo, kumplowanie się z „Kamractwem” czy przykładanie rąk do nagonki na osoby LGBT+ to tylko skrót „zasług” tego środowiska dla Polski oraz Poznania.

Faszyzm ma to do siebie, że lubi się ludziom podlizać. Poudawać ideę godną dyskusji i poszanowania w przestrzeni publicznej. Pokazać, że są „normalni”, że coś nas z nimi łączy. Że przecież „mimo różnic” możemy razem maszerować ramię w ramię. Tutaj – jak w haśle marszu – łączyć ma nas Polska.

Ale jaka Polska? Taka, jak mówi Mentzen, czyli bez Żydów, bez prawa do legalnej, bezpiecznej i bezpłatnej aborcji na żądanie, bez osób LGBT+, bez sprawiedliwego systemu podatków i redystrybucji? Polska odcięta od Unii Europejskiej? Niby „za życiem”, a bez poszanowania zdrowia i żyć najsłabszych, najmniej zamożnych?

Jest w Niemczech takie powiedzonko, że jak przy stole siedzi dziesięć osób i faszysta, i te dziesięć osób normalnie z tym faszystą rozmawia, to przy stole mamy jedenastu faszystów. I niech tę przestrogę wezmą sobie do serca wszyscy ci, którzy pomyśleli o tym, że w imię „wspólnej Polski” nie zaszkodzi dołączyć do Konfederacji.

Skrajnie prawicowi działacze już deklarują, że będą słać zaproszenia do różnych polityków, do prezydenta miasta, choć liczą się z odmową. I dobrze. Choćby w imię paradoksu Poppera faszyści nie powinni być uczestnikami debaty publicznej. Gorzej, że marsz „łączącej nas Polski” jest pokazywany jako wydarzenie dla wszystkich, w tym dla rodzin z dziećmi. Te „rodziny z dziećmi” to stały element faszystowskiej retoryki. Z jednej strony rodzina jest święta, ale tylko ta heteroseksualna, cispłciowa, katolicka, narodowa, biała. Z drugiej – nawet taka rodzina jest tylko przykrywką, bo co kogo obchodzą malutkie dzieci, którym koło głów latają race i butelki? Wszystko w imię „walki z lewactwem” czy corocznego rozwalania stolicy.

Dwa lata temu faszyści spalili mieszkanie tylko dlatego, że w jego pobliżu wisiały flagi tęczowa oraz Strajku Kobiet. To był wystarczający powód do ciskania racami, od których zajął się warsztat, pełen unikatowych dzieł. Pomocy udzielili nie chłopcy narodowcy, lecz queery i działacze lewicowi. W 2017 roku faszyści brutalnie obeszli się z „czternastoma kobietami z mostu”, działaczkami antyfaszystowskimi. Organizatorów i uczestników takich „patriotycznych” przedsięwzięć prowokuje wszystko, co nie „ich” – tęczowe flagi, symbol błyskawic, barwy ukraińskie (organizatorzy „marszu niepodległości” w Poznaniu byli obecni na pikiecie przeciwko „ukrainizacji Polski”).

Dlatego właśnie uważamy, że przede wszystkim ten marsz powinien się nie odbyć. Nawet jeśli został zarejestrowany jako „legalny”, to zgoda na niego powinna zostać wycofana. W obliczu charakteru „marszów niepodległości” w innych dużych miastach Polski nie ma żadnej gwarancji, że będzie to „piękny, rodzinny” marsz, że nie będzie pretekstem do rozrób, że jakaś tęczowa flaga na cudzym balkonie nie stanie się ofiarą rozwrzeszczanych faszystów, którzy mają gęby pełne frazesów o patriotyzmie i wyjątkowo krótkie rączki do pomocy w akcjach humanitarnych czy prospołecznych.

Naszym antyfaszystowskim obowiązkiem jest opór wszędzie tam, gdzie faszyzm podnosi swój oślizgły łeb. Naszym antyfaszystowskim obowiązkiem jest umiejętność dostrzegania faszyzmu wszędzie tam, gdzie ten próbuje stroić się w piórka „wartości rodzinnych”, „pokojowych przemarszy”, „wspólnego świętowania”. Musimy umieć oskubać faszyzm z tych narracyjnych piórek i nie tylko rozpoznać, że to nie o rodziny z dziećmi chodzi, lecz także głośno krzyczeć i ostrzegać. Bo faszyzm nie wziął się znikąd, nie zaczął się od nagłych pogromów, on nie spadł z nieba. Mamy bolesną nauczkę od historii, że nie można czekać, aż faszyzm nabierze siły i rozpędu. Trzeba go tłumić w zarodku tu i teraz, gdziekolwiek się pojawi.

Dlatego zachęcamy i będziemy zachęcać do oporu. Wachlarz jest szeroki i zależnie od podejścia do legalizmu każda osoba znajdzie coś dla siebie. Nie we wszystkich formach działań musimy się stuprocentowo zgadzać, ale jeśli jest dzięki temu szansa, by powstrzymać przemarsz faszystów przez nasze miasto, warto próbować. Możecie dać nam też znać, jeśli macie pomysł na jakąś inicjatywę – w większej grupie raźniej i skuteczniej.

Grafika uspołeczniona od Sybila www.linktr.ee/mykofanes