• Kociamorda
    link
    fedilink
    arrow-up
    3
    ·
    edit-2
    11 months ago

    No, może wreszcie sposób, w jaki spędza się czas na co poniektórych świetlicach (nie tylko tych szkolnych) nie będzie przypominał pracy przy biurku w korpo. Bo aktualnie młode osoby (co by, w myśl Korczaka, nie używać upupiającego słowa “dziecko”) wracają z blisko ośmiodzinnej pracy w szkole prosto na nadgodziny do świetlic (również tych socjoterapeutycznych) i pracują kolejne kilka godzin, pod groźbą niemożności późniejszego odpoczynku (wykluczenia z zabawy) albo zjedzenia obiado-kolacji, nad frustrującymi pracami domowymi. I tak niczego się nie uczą, bo wychowawczynie często po prostu im podpowiadają, nie widząc wartości w zrozumieniu materiału, za to widząc nadrzędną wartość w bezmyślnym uzapełnieniu stron ćwiczeń i podręcznika. Oczywiście generealizuję na podstawie kilku świetlic, ale wyobrażam sobie, że tak mogą wyglądać zajęcia w wielu placówkach o nielicznym personelu, z rodzicami czuwającymi nad tym, aby ich “pociechy”, niezależnie od samopoczucia i poziomu zmęczenia, po prostu dostawały wysokie oceny (lub nie dostawały niskich za braki prac domowych).

    • Mitro
      link
      fedilink
      arrow-up
      2
      ·
      11 months ago

      Owszem, aczkolwiek problem jest bardziej złożony. Rodzice często nie potrafią pomóc dzieciom w lekcjach, wychowawczynie tak. Więc dzieci mają szansę się nauczyć. Ale bez zadań domowych ja będę mieć dodatkową pracę żeby dzieci poduczyć - będę musiała na bieżąco znać program z 4 klas z 5ciu szkół (bo świetlica jest osiedlowa a na osiedlu szkół kilka). Kiedy mam to zrobić? Skończy się tak, że w domu będą nadrabiać zaległości dzieci rodziców o wysokich zdolnościach intelektualnych a te z rodzin o mniejszych zdolnościach nie będą miały jak wyrównać zaległości. Bez zmniejszenia podstawy, wymagań egzaminacyjnych i rywalizacji szkół to będzie bagno nierówności :(