Zacznę od tego, że nie jestem fanem demokracji, ale jednocześnie wydaje mi się, że istnieją różne poziomy jej możliwej degeneracji, a jednym z głównych jej problemów jest to, że aby zostać wybranym na jakiekolwiek stanowisko, trzeba się o nie ubiegać. Zawodowy polityk jest więc często (przeważnie) człowiekiem, który od lat młodości nie para się niczym innym, jak tylko budowaniem swojej „kariery politycznej”, wiodąc upokarzający żywot partyjnego podnóżka. Zakładam, że taki życiorys nie sprzyja właściwemu rozwojowi umysłowemu, z jakkolwiek definiowanym rozwojem moralnym na czele. Demokracja jednak nie zakłada, aby każdy członek ludu miał głos, a zatem można pomyśleć o takich rozwiązaniach ustrojowych, które – przynajmniej w części – ograniczą wspomniany czynnik „ubiegania się” o dane stanowisko. Takim rozwiązaniem, zresztą zupełnie nie nowym (stosowali je już starożytni Ateńczycy), jest losowanie. Do pomyślenia jest zatem, aby każdorazowo na potrzeby wyboru np. posła czy prezydenta miasta tworzyć listy osób chętnych do objęcia danego urzędu, a następnie wylosować osobę, która będzie go sprawować przez określoną kadencję. W celu wyeliminowanie możliwości manipulacji (ręcznego wybierania osoby zamiast losowania) należałoby ich listy na przykład z góry opublikować, nadając każdemu kandydatowi numer porządkowy, a także ustalić wzór na podstawie którego zostanie dokonane określenie który z kandydatów obejmie urząd, odnoszący się do przyszłych wydarzeń/stanów rzeczy, na które nie mamy wpływu (np. średnie temperatury z dnia 31 stycznia 2023 r. w 50 miastach świata, wartości ciśnienia atmosferycznego gdzieśtam, etc., zmierzone przez określone urządzenia, których odczyty byłyby cały czas dostępne online). Oczywiście wzór powinien zostać wyrażony w taki sposób, aby – znając możliwy zakres danych wejściowych – nie faworyzował jakiegokolwiek zakresu kandydatów (zakładam, że jest to technicznie do zrobienia). Wyobrażam sobie również możliwość losowania grup osób, które następnie dokonywałyby wyboru spośród swego grona (np. losujemy 30 osób w wyborach prezydenckich, a następnie robimy im coś w rodzaju watykańskiego conclave). Eliminujemy tym samym wielomiliardowe kampanie wyborcze, masowe pranie mózgów obywateli przez wszystkie możliwe strony sceny politycznej, a także masę innych obrzydliwych zjawisk, a jednocześnie założenia systemu (że to „lud” rządzi) pozostają. Zapraszam do dyskusji i ewentualnie podzielenia się informacją, czy coś podobnego gdzieś może obecnie funkcjonuje (poza powoływaniem ławy przysięgłych w USA).
@Papinian ja miałem inny pomysł, dostosowany do polskich realiów, ale też polegający na losowaniu. Senat w naszych warunkach bardzo niewiele może i nie bardzo wiadomo, po co jest. Mój pomysł jest taki, by właśnie zarzucić głosowanie do niego, a senatorów wybierać na drodze losowania ze wcześniej znanej listy, na którą każdy obywatel, który nie był karany, może się dopisać. Wylosowanym z tej listy można by być tylko na jedną kadencję w życiu.
Dzięki temu mielibyśmy jedną izbę, która nie jest zapełniona przez zawodowych polityków i może patrzyć na ręce Sejmowi.
Sejm za to wyłaniałbym w zbliżonej do obecnej ordynacji, ale stosował przeliczanie głosów na mandaty metodą Sainte-Lague, okrągłe listy wyborcze, drukowane i wydawane w kilku wariantach o losowym ułożeniu kandydatów.
Docelowo jednak jestem zwolennikiem odchodzenia od demokracji pośredniej na rzecz bezpośredniej, z głosowaniem internetowym i tworzeniem prawa z wykorzystaniem technik znanych z programowania, takich jak systemy kontroli wersji i zgłaszania uwag (np. git i Github Issues).
Podoba mi się ten pomysł. Zmiany w zakresie Senatu mogłyby być zresztą pierwszym, bezpiecznym “eksperymentem” innego sposobu wyłaniania przedstawicieli ludu do władz.
@TX