— Jeszcze wczoraj biegał tu między stoiskami mój wnuczek. Dzisiaj nie ma tu nawet dachu. Zadzwoniłam do domu, do mamy, opowiedziałam, jej co się stało. Powiedziała mi, że trzeba się cieszyć, że żyjemy, bo mury to można odbudować, a życie człowieka najważniejsze. Ale dla mnie handel to całe moje życie — opowiada Lina, która razem z mężem i córką sprzedawała na Marywilskiej ubrania.