W kwietniu Solidarna Polska wniosła w Sejmie projekt zmian w kodeksie karnym, które mają zaostrzać kary za coś, co dotychczas mętnie definiowane było jako „obraza uczuć religijnych”, jednocześnie zamiast tego mówiąc wprost o obrazie religii i jej dogmatów. Zmiany mają także zakładać, że wyrażanie poglądów religijnych – w domyśle: tych łamiących dotychczasowe przepisy – nie będzie stanowiło przestępstwa. Jak powiedział Marcin Warchoł, obecny wiceminister sprawiedliwości i były członek Solidarnej Polski, ich celem jest lepsza niż dotychczas ochrona „wolności religijnej”.

Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że cel ten powinien być bliski wszystkim osobom wyznającym jakąś religię, a więc także rodzimowiercom słowiańskim. Problem w tym, że owe zmiany mają dotyczyć wyłącznie religii głoszonych przez „Kościół lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej”. Tymczasem rodzimowierstwo, jak wszystkie religie ludowe, jest religią typu rozproszonego – nie tworzy z natury scentralizowanej organizacji wyznaniowej, lecz trwa w wielości oddolnych grup wyznawców i wyznawczyń. Tego typu grupy nie mają możliwości nabycia osobowości prawnej jako związek wyznaniowy, gdyż większość z nich liczy tylko od kilkunastu do kilkudziesięciu osób, podczas gdy do zarejestrowania w Polsce związku wyznaniowego potrzeba minimum setki. Obowiązujące przepisy wykluczają więc osoby wyznające rdzenne religie, nie przewidując ochrony prawnej dla ich wierzeń i faworyzując tym samym religie typu zorganizowanego, wykształcające oderwane od społeczeństwa organizacje.

Oczywiście co poniektórzy mogą powiedzieć: zaraz, przecież mamy już rodzimowiercze związki wyznaniowe! Tak – ale po pierwsze ich powstanie zostało poniekąd wymuszone przez takie, a nie inne przepisy, a po drugie każdy z nich boryka się z kwestiami, które dyskredytują go jako uniwersalną organizację dla wszystkich osób wyznających rodzimą wiarę. I tak na przykład Rodzima Wiara jest przesiąknięta nacjonalizmem i rasizmem, Polski Kościół Słowiański i ZZW „Słowiańska Wiara” nie działają, a Rodzimy Kościół Polski i rejestrujący się od kilku lat ZWRP „Ród” są na wskroś kolesiowskie. Praktyka pokazała więc wielokrotnie, że patologiczne zjawiska nieodłącznie towarzyszą sformalizowanej organizacji religijnej nawet w obrębie rodzimowierstwa słowiańskiego.

Osobną kwestią jest kontekst, w jakim owa zmiana przepisów jest uchwalana, a jest nim rosnący wpływ polityczno-ideologiczny Kościoła katolickiego w Polsce. Ofensywa katolicyzmu w przestrzeni publicznej, którą umożliwił bliski związek Kościoła i obecnie rządzącej partii, spowodowała w ostatnich latach nasilenie oporu społecznego wobec tej religii. W oficjalnych statystykach „przestępstw przeciwko wolności religijnej” nie ma jednak rozgraniczenia pozwalającego wyodrębnić rzeczywiste ataki przeciwko wierzącym i protesty, które uraziły czyjeś uczucia, jak np. Tęczowe Maryjki, podczas gdy to właśnie na ten wskaźnik powołuje się wiceminister Warchoł. Nowe przepisy otwierają zatem perspektywę nowych i skuteczniejszych represji wobec antyklerykalnego oporu.

Po raz kolejny więc państwowe prawo okazuje się instrumentem w służbie rządzących elit, które pod hasłami sprawiedliwości i wolności skrywa rzeczywistą opresję oraz zabezpieczanie interesów burżuazji wraz z jej sprzymierzeńcami. Odbywa się to kosztem społeczeństwa, a w szczególności jego najbardziej wrażliwych części: mniejszości etnicznych, seksualnych czy wyznaniowych, które jednocześnie w oficjalnym przekazie medialnym są dyskredytowane i zohydzane na różne sposoby, aby ograniczyć solidaryzowanie się z nimi ze strony większości. Reakcją może być więc tylko jeszcze bardziej zdecydowany opór.