cross-postowane z: https://szmer.info/post/56047

Regulacje dotyczące stanu wojny w Ukrainie rozluźniają gorset obowiązków ciążących na pracodawcy, ułatwiają też pracownikowi pracę zdalną. Z kilku rewelacji wymienionych przez Deloitte w artykule powyżej:

  • możliwość przedłużenia tygodnia pracy do 60 godzin i skrócenia tygodniowego odpoczynku do 24 godzin (ofc przez pracodawcę, nie przez ciebie kmiocie)
  • możliwość natychmiastowego oddelegowania pracownika w inne miejsce bez okresu przygotowawczego
  • wypowiedzenia umowy na pstryknięcie palca, także podczas urlopów/zwolnień (wyjątki dla “essential workers” i ludzi mieszkających na obszarze ogarniętym wojną)
  • opcja zawierania tylko ustnej umowy z pracownikiem
  • brak kar za opóźnienia w wypłacie jeśli uzasadni się to działaniem “siły wyższej”
  • opcja “zawieszenia umowy” zamiast zmuszania do wybierania bezpłatnego urlopu
  • zawieszenie wszystkich kontroli lokalnego odpowiednika PIP aż do zakończenia wojny

Jeśli ktoś myśli że to nic takiego, bo prawo obowiązuje tylko w stanie wojny, pragnę przypomnieć że 3/4 kraju nie jest objęte konfliktem w sposób bezpośredni, a sama wojna (tak jak i stan wojenny) może potrwać jeszcze kilka lat, podczas których to prawo ma szansę utrzymać się w mocy.

Gospodarka Ukrainy jest oczywiście w głębokiej recesji i szacuje się, że PKB kraju spadło nawet o 30%. Niestety recepty na ten stan rzeczy są jak zwykle wyciągnięte z neoliberalnego podręcznika.

Krążą plotki o rzekomej roli amerykańskich “doradców” przy tworzeniu nowego prawa w Ukrainie, ale nie wiem czy mają coś wspólnego z prawdą. Nie trzeba być Amerykaninem, żeby wymyślić tak proste rzeczy.