W Warszawie nowy skłot walczy o utrzymanie się🥳 Przypominamy więc nasze zdanie na temat zajmowania pustostanów, których jest 3 razy (!) więcej niż bezdomnych. Poniższy tekst jest aktualizacją tekstu z 2021 roku: “Osoby zamieszkujące skłot uczyniły w tym, nieużywanym dotąd przez nikogo, miejscu swój dom. Odremontowały je i dostosowały do swoich skromnych potrzeb. Żyją w nim. Zwiększając tym samym ogólną ilość szczęścia w społeczeństwie, które go ma i tak mało. To jest konkretna korzyść, której powinniśmy bronić. Ale potem, ktoś wpadł z mordą, że “wiper**ać bo MOJE!!!” Ma stać puste, marnować się, niszczeć. Bo MOJE!. Pies ogrodnika: sam wprawdzie nie używam ale innemu nie dam. […]właścicielom budynku zajętego przez skłotersów nie stała się żadna realna krzywda. Byli właścicielami nieużywanego budynku i nadal są właścicielami budynku, którego spokojnie mogą, jak przez ostatnie [15] lat, nie używać. Jedyne co rzeczywiście ucierpiało to ich Święta Właścicielska Duma, ta pseudo-szlachecka arogancja, kogoś, kto ma “działkę wartą 4 miliony” i będzie ją nosił jak klejnot w czapce. Bezużyteczny ale wam od niego wara. Dlaczego zresztą właściciele nie podjęli dotąd normalnych legalnych kroków mających na celu odzyskanie własności? Próbując usuwać lokatorów siłą na własną rękę […] łamią prawo. To samo prawo, które czyni ich właścicielami budynku. Działają więc wbrew sobie samym i w imię niczego więcej jak własnego widzimisię. Dlatego ich zachowanie nie zasługuje na niczyją obronę. Bronimy mieszkańców skłotów, bo zarówno obowiązujące prawo jak i ludzkie sumienie jest jednoznacznie po ich stronie.”
Dzięki za ciekawą dyskusje w komentarzach.
Powodzenia, Zaczyn! Życzę wszystkiego dobrego.
Rozumiem że włamanie i zajęcie czyjejś posesji jest już zgodne z prawem? :)
Wejście do środka i siedzenie tam przez 2 miesiące daje faktycznie jakąś ochronę prawną. Miejsce było nieużywane przez 10 lat, oczywiście jakaś osoba na papierze je ma tylko szkoda, że przypomina sobie o nim dopiero, jak ktoś próbuje stworzyć prospołeczną inicjatywę w tym miejscu. Ale co to ciebie obchodzi, naśle się nielegalnych karków i po sprawie co nie? Prawo powinno wszakże tylko bronić elit. Najlepiej przywrócimy niewolnictwo i po sprawie.
Nie powinno bronić elit, ale powinno bronić własnego mienia. To że ktoś posiada majątek o większej wartości nie znaczy że powinno się nie szanować jego własności. Ciekaw jestem jak wyglądałaby retoryka gdyby skradziono “normalnemu” obywatelowi telefon i po dwóch miesiącach złodziej uznałby go za własny, “bo przecież i tak nie był używany”.
Jeśli zostawił ten telefon 2 miesiące wcześniej daleko od swojego miejsca życia, bez żadnych oznak używania to jego stwierdzenie do posiadania telefonu jest słabe. Jeśli telefon miał kartę sim/jakieś dane potwierdzające ze to jego telefon to jest to jak najbardziej argument z tym że to jego telefon. To jest elementarne, jak chcesz przestać być dyletantem z takimi hot tejkami to naucz się odróżniać private property od possessions/personal property.
Jak porzucisz auto to można je zgłosić do zezłomowania i jeszcze za to zapłacisz mandat. Tak samo powinny być mandaty za porzucenie nieruchomości-i w niektórych krajach tak już na szczęście jest. Nie chcę żyć w świecie gdzie bezdomni śpią pod pustymi lokalami:(
Ddla mnie własność jest prosta. Kupiłem coś to należy do mnie, taka nieruchomość dodatkowo notarialnie jest przypisana do mnie. Skoro należy do mnie to mam wyłączne prawo dysponowania nią. Nie rozumiem podejścia do własności squatterów. Często przez “luźne” podejście do własności, cierpią nie tylko bogaci. Gdy np. Wynajmujący przestaje płacić za wynajem mieszkania i dalej tam mieszka. Wtedy mieszkanie jest ewidentnie w użytku przez właściciela - użytkiem jest wynajem. Jakie jest podejście squatterów do mieszkania osoby która w jakimś celu, np zarobkowym wyjechała za granicę na dłużej niż dwa miesiące, czy wtedy również jest uznawane za nieużytek? Mimo że ta osoba nie jest elitą i ma jedno mieszkanie jednak tymczasowo w nim nie zamieszkuje?
Może jestem dyletantem, jednak wszczynam dyskusję gdyż nie do końca rozumiem podejście “drugiej strony” i chcę zrozumieć jakie są granice waszego podejścia.
Jakie so granice? Zależy z jak radykalną jednostką rozmawiasz. Ja jestem radykalny. Dla mnie profitowanie z czynszu i lichwy nigdy nie jest uzasadnione, jest to dla mnie forma wyzysku już i tak uprzywilejowanej jednostki nad osobami zmuszonymi to płacenia czynszu czy splacania lichwy. Dla mnie wartość powinna brać się z twojej pracy, nie z tych różnych ustanowionych przez państwo, arbitralnych monopoli własnościowych które są utrzymywane przez przemoc jak monopolizowanie ziemi, nieruchomości, surowców czy wiedzy jak w przypadku praw własności intelektualnej. A że system legitymizuje te monopole? Jest to dla mnie argument uzasadniający walkę z systemem.
Ja jestem libkiem ale raczej nie radykalnym. I rozumiem walkę z monopolami i nawet korporacjami skupującymi mieszkania z rynku. Jednak jeśli chodzi o własność osób prywatnych to kompletnie nierozumiem bo to jest właśnie owoc ich pracy. Ktoś kupił mieszkanie i teraz je wynajmuje żeby sobie dorobić. Nie każdego stać na zakup mieszkania czy wzięcie kredytu więc taki wynajem to jest też dobra opcja dla takich osób. W końcu ktoś “wyłożył” pieniądze żeby ten ktoś inny mógł w tym mieszkać bez długich zobowiązań i bez wykładania większej sumy z góry. Nie widzę zbytnio lepszej opcji, bo ktoś wciąż musi zbudować budynki, materiały też swoje kosztują. Więc jak to powinno być rozwiązane w idealnym świecie?
Za jakiś tydzień-dwa mogę tu walnąć trochę monolog jak chcesz, teraz niestety jadę na kongres i nie mam czasu.
Mieszkanie to nie przedmiot- jest uznawane za prawo człowieka (Tak jak woda czy powietrze). Dlatego prawo do zamieszkiwania jest nadrzędne wobec prawa własności (ustawa o ochronie praw lokatorów). Lokator zajmując pustostan nie zmienia stanu prawnego rzeczonego lokalu. Do tego zadam pytanie a propos najmu jako takiego: jakim nadczłowiekiem musi być lokator żeby ze swojej pracy opłacić swoje wydatki oraz właściciela??? Dlaczego ten lokator ma zarabiać pracując na mieszkanie osoby, która nie pracuje i to ona będzie miała prawo własności do tego lokalu. Nie on! Czy to nie jest pasożytnictwo?
To że ktoś posiada majątek o większej wartości nie znaczy że powinno się nie szanować jego własności. Dlaczego? I jak definiujesz “szacunek”?
Ciekaw jestem jak wyglądałaby retoryka gdyby skradziono “normalnemu” obywatelowi telefon i po dwóch miesiącach złodziej uznałby go za własny, “bo przecież i tak nie był używany”. Ale czy w tym eksperymencie myślowym bierzemy pod uwagę, że telefon leżał przez dziesięc lat nieużywany i niszczał, a innym osobom jest niezbędny do życia + może poprawić życie kolejnym osobom?
Nie ma przepisu, który zabrania mieszkać w pustostanach. Co do włamań- ten budynek latami stał opuszczony i porzucony, nikt się tam nie włamywał.