W tę deszczową niedzielę prokrastynacja pchnęła mnie w otchłań historii. Przypomniałem sobie fundamentalny tekst Edwarda Abramowskiego “Ustawa Stowarzyszenia Komuna”, który jest najbardziej radykalną i kompletną próbą stworzenia na gruncie europejskim praktycznej ramy dla społeczności anarchistycznej “w skorupie starego świata”. Dziś się to czyta jak ramotkę, utopijną w swym radykalizmie, odklejoną od rzeczywistości w burżuazyjnym kontekście początków zeszłego wieku. Zestarzał się ten tekst. W części ładnie, w części - już nie tak. Dlaczego mielibyśmy dziś po niego sięgać?
A jednak, jak stal przednuklearna, niesie on nieskażoną jeszcze turbokapitalizmem wieść: wszystko jest możliwe. Zanim potworności faszyzmu, drugiej wielkiej wojny, totalitaryzmów i wojny kognitywnej zepchnęły anarchizm na margines cywilizacji, Abramowski pisze:
Celem komuny jest przeprowadzenie rewolucji moralnej, obyczajowej. Uważa ona, że stworzenie nowego życia ludzkiego, życia, z którego wykluczona jest zupełnie własność prywatna i państwo, nie jest sprawą oddalonej przyszłości porewolucyjnej, lecz przeciwnie, możliwe jest teraz, jako akt dobrej woli i szczerości przekonań pewnej grupy jednostek.
Poobijany, scyniczniały anarchizm dzisiejszy parsknie gorzkim śmiechem - i jego doświadczenie daje mu takie prawo. Ale nie musimy przyjmować tego cynizmu na wiarę - zwłaszcza, że nie ma on nic do zaproponowania.
Zobaczmy więc, czy potrafimy ożywić ziarno sprzed wieku, z czasów gdy anarchizm był jeszcze młody, a “powers that be” bały się go tak, jak niczego na świecie.
Zapraszam Was do wspólnej reedycji Komuny XXI.
Anarchizm na koniec świata!