Podpisana przez Unię Europejską, państwa Ligi Arabskiej i 17 innych państw „Deklaracja nowojorska” to dowód na głęboką – i poniesioną na własne życzenie – porażkę Izraela. I zwycięstwo Palestyńczyków. Świat opowiedział się za ich postulatem maksimum – powstaniem państwa opartego na granicach z 1967 roku.

Francja zapowiedziała, że na rozpoczynającym się 23 września posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ „uzna państwo palestyńskie”. Wezwała również kraje, które jeszcze tego nie uczyniły – Palestynę uznaje już 147 ze 193 państw członkowskich ONZ, w tym Polska – by postąpiły podobnie.

Z powodzeniem: uznanie zapowiedziały między innymi Kanada, Australia i Nowa Zelandia. Wielka Brytania zapowiedziała, że też tak postąpi, chyba że Izrael i Hamas wynegocjują do tej pory zawieszenie broni.

Oburzeni działaniami Izraela

Izraelski premier, Benjamin Netanjahu, nazwał te zapowiedzi „nagrodą dla terroru”. Pozornie ma rację: do tej fali poparcia dla państwowości palestyńskiej by nie doszło, gdyby nie fala oburzenia na sposób, w jaki Izrael prowadzi wojnę w Gazie. Zaś do wojny tej by nie doszło, gdyby nie rzeź, popełniona przez Hamas 7 października 2023 roku. Trudno więc nie zgodzić się z przywódcą Hamasu, Ghazim Hamadem, który stwierdził, że „uznawanie przez świat państwa palestyńskiego to są owoce 7 października”.

Tyle tylko, że to Izrael wybrał sposób prowadzenia wojny, który wzbudził oburzenie.

Obecny głód w Strefie jest bezpośrednią konsekwencją trwającej od połowy marca do maja bieżącego roku izraelskiej blokady pomocy humanitarnej. Jest również wynikiem zastąpienia przez Izrael ONZ-owskiego systemu dystrybucji własnym, niesprawdzonym i dramatycznie nieskutecznym. Nie zmienia tego fakt, że skrajnie wycieńczone palestyńskie dziecko na zdjęciu z pierwszej strony „New York Timesa” było wycieńczone z powodu wyniszczającej choroby, nie głodu, a na innym zdjęciu, zrobionym w tym samym czasie, jest też jego wcale nie niedożywiony braciszek.

Izraelska wina

Trzeba więc zachowywać zdrową nieufność wobec źródeł – ale w niczym nie zmienia to realności głodu, od którego zmarło już w Gazie przynajmniej 16 dzieci. Do marca głodu w Gazie nie było; oba ubiegłoroczne alarmy organizacji międzynarodowych w tej sprawie okazały się, na szczęście, bezpodstawne.

To izraelskie decyzje spowodowały obecny głód. Częściowe wycofanie się z nich przez Jerozolimę nie wystarczy. Winni muszą ponieść odpowiedzialność karną, zaś Izrael już ponosi odpowiedzialność polityczną. Całkowicie z własnej przyczyny.

Klęska Hamasu

Jednak uznanie państwa palestyńskiego, do którego wzywają Francja i inne kraje, wcale niekoniecznie musi być Hamasowi w smak. Inicjatorom – jak wyjaśniają w obszernej „Deklaracji nowojorskiej” – chodzi o państwo żyjące w pokoju obok Izraela. Islamistom z Hamasu chodzi zaś o państwo islamskie zamiast Izraela, na całym terenie Palestyny mandatowej.

W tym sensie Hamas poniósł klęskę, a nie odniósł zwycięstwo. Jasno wynika to z „Deklaracji” podpisanej przez wszystkie państwa Ligi Arabskiej, Unii Europejskiej i 17 innych. Rozpoczyna się ona bowiem od jednoznacznego potępienia hamasowskiej rzezi 7 października i postuluje rozbrojenie organizacji. Popiera więc jeden z głównych celów prowadzonej przez Izrael wojny.

Ograniczone potępienie

Postuluje też przekazanie przez Hamas kontroli nad Gazą Autonomii Palestyńskiej – co stanowi kolejną klęskę tej organizacji. W 2006 roku Hamas usunął administrację Strefy w krwawym zamachu stanu. Hamasowską rzeź z 2023 roku państwa Ligi Arabskiej oraz Turcja, także sygnatariuszka, potępiły po raz pierwszy, co oczywiście należy pochwalić, choć trudno zrozumieć, dlaczego trzeba było na to czekać niemal dwa lata.

Owo potępienie ma zresztą ograniczoną moc: już po podpisaniu „Deklaracji” szef tureckiego MSZ, Hakan Fidan, przyjął oficjalną delegację Hamasu. Z kolei wezwanie do „natychmiastowego i bezwarunkowego uwolnienia zakładników” jednak z „Deklaracji” wypadło jako zbyt radykalne dla arabskich sygnatariuszy. Znajduje się w odrębnym „Apelu nowojorskim”, którego Arabowie nie podpisali.

Cel: niepodległa Palestyna

„Deklaracja” w 42 punktach opisuje zarówno program przejmowania przez Autonomię kontroli nad Gazą, jak i przyszłe państwo palestyńskie, jakie ma powstać. Uważna lektura dokumentu ujawnia powody, dla których Lidze Arabskiej opłacało się go podpisać.

Wyliczając podstawy prawne, do których odwołuje się „Deklaracja”, w „Deklaracji” znajdziemy odwołania do stosownych rezolucji ONZ, dokumentów konferencji madryckiej z 1989 roku, inicjatywy pokojowej Ligi Arabskiej z 2003 roku. Nie wspomina jednak ani słowem o wiążących porozumieniach pokojowych z Oslo, zawartych między Izraelem a OWP w 1993 roku. A to one są jedynym dokumentem regulującym stosunki między stronami.

Cały ich dorobek ulega unieważnieniu, bo z „Deklaracji” jasno wynika, że nie ma czego negocjować. Ma powstać niepodległa Palestyna w granicach opartych o „linie z 1967 roku”, z ewentualnymi wzajemnie uzgodnionymi poprawkami – i już.

Izrael może stracić Zachodnią Ścianę

Celem jest więc stan, w którym Izrael traci nie tylko osiedla zakładane po uznaniu przez Statut Rzymski z 2002 roku osadnictwa za zbrodnię przeciw ludzkości, lecz także te, które odbudował na Zachodnim Brzegu po ich utracie podczas wojny o niepodległość. To, że pozostaną one przy Izraelu, z wynegocjowaną kompensatą terytorialną, na przykład przez poszerzenie Strefy Gazy, przewidywały wszystkie wcześniejsze negocjacje.

Izrael utraciłby też Zachodnią Ścianę w Jerozolimie – najświętsze miejsce judaizmu. Miałby więc znów mieć w najwęższym miejscu 18 kilometrów, czyli tyle, ile w Warszawie wynosi odległość od placu Wilsona do Stegien. Chyba że strona palestyńska zechce pójść na ustępstwa.

Rozwiązanie dwupaństwowe

W tym kontekście zrozumiałe jest, że „Deklaracja” nie zakłada, iż przyszłe państwo palestyńskie ma być zdemilitaryzowane, co zakładały wszystkie poprzednie ustalenia. Ani że popiera palestyńskie „prawo do powrotu” – nieprzyznawane potomkom jakichkolwiek innych uchodźców – także w granice Izraela, co zaowocowałoby powstaniem w państwie żydowskim arabskiej większości. Taką Palestynę chce uznać Francja i cała UE – do czego przekonują resztę świata.

Jest rzeczą oczywistą, że jedynie rozwiązanie dwupaństwowe może osłabić, choć zapewne nie zakończyć, konflikt izraelsko-palestyński. To, że teraz – co z ubolewaniem stwierdza „Deklaracja” – nie toczą się w tej sprawie żadne negocjacje, jest od piętnastu lat winą Izraela. Jego obecny rząd powstanie państwa palestyńskiego kategorycznie odrzuca. I dopóki się to nie zmieni, szanse na jakąkolwiek poprawę sytuacji są żadne.

Zwycięstwo Palestyńczyków

Ale przedtem, choć z przerwami, negocjowano. To, że nie podpisano wówczas porozumienia, jest jednak winą strony palestyńskiej, która propozycje izraelskie odrzucała, nie przedstawiając własnych.

Owa strategia na przeczekanie zaowocowała rządami Hamasu w Gazie, rzezią z 7 października i obecną wojną. Paradoksalnie to właśnie przyniosło Palestyńczykom zwycięstwo. Świat teraz popiera ich postulat maksimum, czyli powstanie państwa w oparciu o „linie z 1967 roku”. Są to przypadkowe linie zawieszenia broni z izraelskiej wojny o niepodległość w 1948 roku, których Arabowie przez dziesięciolecia nie uznawali za granice.

Militarne zwycięstwo, polityczna porażka

Sposób prowadzenia przez Izrael wojny pozbawił go moralnej wiarygodności i co za tym idzie – międzynarodowego poparcia.

Militarnie zwycięski, Izrael jest dziś politycznie całkowicie pokonany. Wrogość wobec Izraela i Izraelczyków, i szerzej, Żydów w ogóle, jest nieporównywalnie większa niż wobec innych krytykowanych państw – USA podczas wojny wietnamskiej, Serbii podczas wojny bośniackiej czy Rosji podczas obecnej wojny na Ukrainie. Wszystko wskazuje na to, że jest to zmiana trwała.

Tylko w takim klimacie politycznym możliwe było wysunięcie programu zakończenia konfliktu, który – z wyjątkiem potępienia Hamasu – nie spełnia żadnego z izraelskich postulatów, w tym tych już uprzednio wynegocjowanych. Izrael, swym aroganckim lekceważeniem głosów opinii międzynarodowej, się do tego walnie przyczynił.

„Deklaracja” nie do przyjęcia

„Deklaracja nowojorska” jest oczywiście nie do przyjęcia dla premiera Benjamina Netanjahu. Sondaże wskazują jednak, że po przyszłorocznych wyborach władze obejmie kto inny. Tyle tylko, że ze swym unieważnieniem zasad i dorobku Oslo, jest ona nie do przyjęcia dla jakiegokolwiek izraelskiego rządu.

Z kolei Palestyńczycy nie mają powodu, by przystać na rozwiązanie mniej dla nich korzystne od tego, co już oferuje im opinia międzynarodowa. Wprawdzie oferuje, jak pan Zagłoba, Niderlandy – bo to Izrael musiałby ustąpić z tego, co „Deklaracja” Palestyńczykom obiecuje. Ale Izrael, choć silny swym militarnym zwycięstwem, nie jest mocarstwem, jak USA czy Rosja. Z kolei „Deklaracja” nie oferuje mu, jak Serbom w Bośni, połowy terytorium, o które toczyła się wojna.

Zagrożenie ze skrajnej prawicy Dziś jeszcze, polegając na swej sile wojskowej i poparciu prezydenta Donalda Trumpa, Jerozolima może odrzucić tę presję. Nie są to jednak stabilne podstawy, a na dłuższą metę sytuacja kraju może stać się nie do utrzymania. Także dlatego, że już dziś 56 procent Izraelczyków stwierdza, że boją się wrogości za granicą. Niebezzasadnie: 24 procent Amerykanów uważa, że atakowanie Żydów w ogóle w odwecie za czyny zarzucane Izraelowi jest „zrozumiałe”.

„Deklaracja” przewiduje również sankcje, jeśli jej postulaty nie zostaną spełnione. Perspektywa de facto kapitulacji, którą nakreśla, może jednak zwiększyć poparcie dla nacjonalistycznej prawicy. Zarazem odrzucenie „Deklaracji” pogłębi i tak już znaczną międzynarodową izolację kraju.

Prawo do istnienia i samostanowienia

Tyle że wyobraźmy sobie armię palestyńską wyposażoną przez Iran i dowodzoną przez doświadczonych wojskowych z Hamasu. Rozmieszczoną o 18 kilometrów od plaż Tel Awiwu, mającą cały kraj w zasięgu ostrzału. W kraju zaś czekają na nią setki tysięcy Palestyńczyków, przybyłych na mocy prawa do powrotu.

Takie z wielkim prawdopodobieństwem byłyby skutki realizacji „Deklaracji”. „To już nie nasze zmartwienie; było nie wojować w Gazie – mogą powiedzieć jej autorzy – zresztą Izrael jest silny i sobie poradzi”. Ale przetrwanie państwa, podobnie jak jego stworzenie, nie jest nagrodą za dobre sprawowanie.

Terroryzm Hamasu nie unieważnia bowiem palestyńskiego prawa do samostanowienia. Z kolei to, że obecny rząd Izraela winien jest zbrodni, nie unieważnia izraelskiego prawa do istnienia.

  • Renat
    link
    fedilink
    arrow-up
    1
    arrow-down
    2
    ·
    edit-2
    7 days ago

    “Celem jest więc stan, w którym Izrael traci nie tylko osiedla zakładane po uznaniu przez Statut Rzymski z 2002 roku osadnictwa za zbrodnię przeciw ludzkości”

    O nie żydzi się osiedlają w miejscach gdzie jest to nielegalne. Toż to zbrodnia przeciw ludzkości. /s

    Dobrze, że jednym z postulatów będzie rozwiązanie Hamasu. Choć i tak raczej wątpię, że uda się stworzyć świeckie państwo Palestyńskie z większością muzułmanów w regionie. Islam nie jest tolerancyjną religią. W niektórych państwach muzułmańskich można zostać skazanym na karę śmierci za apostazję. Jest to motywowane wersem Koranu 4:89. Wiem, że istnieją umiarkowani muzułmanie. Tak samo jak istnieją umiarkowani polscy naziści, którzy nie uznają polaków za podludzi tak jak to robili tradycyjni naziści z Niemiec. Co nie zmienia faktu, że zarówno nazizm jak i Islam są złymi ideologiami, które nie powinny być tolerowane, bo z założenia są nietolerancyjne dla innych ideologii.