Nawet kilkanaście milionów Polaków może być wykluczonych transportowo. To znaczy, że nie mają oni możliwości skorzystania na co dzień z transportu publicznego. Białe plamy istnieją na niemal całej mapie Polski, dominując poza obszarami dużych miast. Są skrajne przypadki, w których ludzie niemający samochodu wzywają karetkę, by udać się do lekarza.
Święte słowa. Dla zainteresowanych tematem wykluczenia transportowego głębiej polecam lekturę reportażu “Nie zdążę” Olgi Gitkiewicz o wykluczeniu komunikacyjnym ogólnie i “Ostre cięcie” Karola Trammera o tym jak potraktowano kolej po transformacji.
Edit celem rozwinięcia: Najgorsze jest to że będąc mieszkańcem takiego małego wykluczonego miasteczka albo wsi nie za dużo można zrobić żeby poprawić jego sytuację. Mieszkam w takim miejscu, “na szczęście” tutaj transport publiczny jest jedynie mocno okaleczony ale dalej istnieje. Apele do władz samorządowych nic nie dają, bo radni i burmistrz przecież jeżdżą samochodami i zasłaniają się budżetem, a wyżej nie wiadomo do kogo konkretnie apelować. Raz napisałem do paru posłów, skończyło się to chyba jedną tylko odpowiedzią z jednego z biur poselskich, postem w social media i jakąś interpolacją w sejmie nawet chyba, ale przewoźnicy i organizatorzy transportu za dużo sobie z tego nie robią… Jak nie używa się samochodu to życie w takich miejscach jest po prostu przejebane, uzależnione od kulejącego z roku na rok coraz bardziej rozkładu jazdy, prywatnego busiarstwa marszrutkowego i widzimisię magistratów miast powiatowych i wojewódzkich które świadomie ignorują potrzeby aglomeracji.