Jak w temacie - Czy anarchizm zawiera w sobie odrzucenie władzy prywatnego kapitału, oprócz odrzucenia władzy państwa?
Wg mnie prywatny kapitał, tutaj mam na myśli głównie duże korporacje, jest formą władzy, dążącą do monopolu. Państwo w teorii ma za zadanie tworzyć reguły gry, w którą to grę wszyscy my, włącznie z korporacjami gramy. Czy zadaniem anarchisty powinien być sprzeciw tylko państwu, jako ustalającemu zasady, czy też anarchista powinien spróbować dostrzec, że jedną z głównych zmiennych wpływających na tworzenie zasad są pieniądze, bo pieniądze modelują kierunek zmiany tych zasad, co sprawia, że sama walka z politykami nie jest możliwa do wygrania w sytuacji, gdy anarchista nie dysponuje ilością pieniędzy taką samą, jak korporacja? Czy w ogóle możliwym jest stworzenie takich reguł gry przez państwo, żeby mali mieli te same możliwości, co duzi, bez walki z korporacjami?
Korporacje uważam za wroga, gdyż tak, jak państwo, są to mocno zhierarchizowane twory. Do tego ich jedynym celem jest maksymalizacja zysku bez względu na dobro świata. A posiadając duże pieniądze wpływają na władzę, tj. na politykę i państwo, więc też są tą włądzą. Dlatego moim zdaniem nie grają do tej samej bramki, co osoby, które chcą większej równości na świecie i dbania tenże.
Takie luźne myśli, zapraszam do rozmowy.
Fanatycy fediwersum nie zrozumieją jednej prostej rzeczy: to nie konkretne portale internetowe są problemem, to internet jest problemem. Internet nie sprawdził się jako współczesna agora i pole walki politycznej o lepszy świat - wręcz przeciwnie, wydobył z nas en masse to co najgorsze (vide 4chan, który nie jest medium korporacyjnym). Większość działających aktywnie ludzi już się z niego wynosi w ogóle, i umieszcza tam jedynie okazjonalną agitację. I robi to na portalach, gdzie zbierają się ludzie, bo to prostsze niż poświęcać pół życia na krzyczenie wszystkim że powinni siedzieć na niedopracowanych i nieintuicyjnych kopiach tych mediów. Coraz bardziej mówi się o tym, że to internet nam szkodzi. Internet, a nie konkretne strony, konkretne narzędzia i konkretne korporacje. Wiem, że macie obsesję na punkcie waszej teorii spiskowej, że* dark patterns*, że złe korpo wyprodukowało takich użytkowników, ale wiecie że to nieprawda. Siedzę w internecie od lat, od zawsze był on miejscem toksycznym i wypaczającym istotę więzi międzyludzkich, demobilizującym i rozbrajającym chęć do konkretnych działań w rzeczywistości. Pogrążającym ludzi w wielogodzinnych polemikach, które nigdy nie doczekały się konkluzji i których jedyną zaletą było to, że w ogóle można było poznać czyjeś zdanie. Dobrą stroną internetu jest szeroki dostęp do wiedzy, jednak nie jest to dobre miejsce do kształtowania dyskursu publicznego, bo niezależnie od korporacyjności mediów, o wiele za łatwo działa tu mechanizm zatruwania studni. Dlatego tak dobrze radzi sobie w internecie cyniczna prawica, zaś my zwyczajnie nie jesteśmy w stanie powtarzać tej strategii jeśli sami nie chcemy być cyniczni i kłamać.
Nie, to nie trochę tak. Internet to internet, a życie to życie. Te sfery rządzą się zupełnie innymi prawami i są ze sobą nieporównywalne. Ludzie bardzo dobrze instynktownie to czują, dlatego w prawdziwym życiu nie wynajmują coworkingu od Googla, tylko zakładają skłot. Internet traktują zaś jako dodatek do życia. Tendencja idzie w tę stronę i pewnie w przyszłych latach pójdzie jeszcze bardziej. A na fejsbuka i inne badziewia i tak będziemy zaglądać po memuchy i szitposting.
A mocno się nie zgodzę, zauważ jak zwiększyło się zainteresowanie lewicą jak postwały ładne kanały breadtubowe, po prostu prawica wcześniej zaczęła robić atrakcyjne materiały to i wypłynęła na interenecie, ale jak widać kontra lewicowa jak najbardziej działa i zmienia wiele przestrzeni. Na reddicie masz całkiem sporo progresywizmu społecznego i krytyki korporacji, czemu co prawda daleko do radykalizmu pokroju anarchizmu ale przynajmniej jest tendencją w dobrą stronę i jak najbardziej można na tym coś budować. Powinniśmi i agitować na platformach molochów i rozwijać własną infrastrukturę jak fediverse.
Tak, i te kanały zdążyły się od tego czasu pokłócić ze sobą i scancellować nawzajem. Tyle dobrego że zanim to się stało wprowadziły sporo rzeczy do debaty, no ale zauważ że nie zrobiły tego na fediwersie.
Tak, pewna ofensywa narracyjna się lewicy udała, ale to się powoli kończy. Ludzie nakarmieni najpierw narracjami prawicy, potem lewicy, w rezultacie w większości wybiorą w końcu kontent apolityczny - już coraz bardziej go szukają bo polaryzacja ich męczy, męczy ich ciągła kłótnia bez konsensusu, chcieliby sieci w której treści polityczne znów odgrywają marginalną rolę. Oczywiście to cieszy, bo siła prawicy słabnie w tej sferze, ale oznacza to jedynie, że owa prawica będzie szukać nowych dojść i nowych sposobów na powielanie swojej narracji. I będzie to robić być może poza internetem. My zaś nie powinniśmy na to ślepnąć tylko za tym nadążać.
Warto agitować za anarchizmem online bo potem to się przekłada na więcej osobów działających w terenie, dzięki czemu zazwyczaj łatwiej jest coś osiągnąć. Warto tego nie ignorować, liczby też mają znaczenie i dzięki obecności w interencie możemy bardziej efektywnie zbierać ludzi do naszych projektów.
Ach, oczywiście. Tylko nie warto agitować tam gdzie siedzi 5 osób na krzyż, i tak już przekonanych.
Sens ma i dbać o “bańkę” by była lepiej wyedukowana i poinformowana i robić outreach na zewnątrz by zdobywać nowych ludzi z innych przestrzeni, tego drugiego anarhciści za mało robią, powinno wchodzić w nie swoje przestrzenie online i tam jakoś agitować za anarczhizmem, linkując do adekwatnych materiałów jak ktoś wyrazi większe zainteresowanie ideologią. To propaguje potem na cały świat, bo te osoby będą przyciągać nowe osoby ze swojego środowiska, ale wymaga wysiłku by nie zamknąć się w bańce - niestety de facto wielu anarchistów zamyka sie w swoich bańkach i tworzą bardzo sekciarskie społeczności.