Czytając przeróżne teksty, wpisy, czy artykuły o polskich squatach trafiłam w kilku miejscach na stwierdzenie, że w Łodzi jest ich pełno, przez liczne opustoszałe, niszczejące kamienice. Dlatego tak mnie dziwi, że aktualnie nie działa tam żaden squat aktywistyczny (a przynajmniej nie trafiłam na żadne informacje o tym). Jak na tak duży potencjał lokalowy, to w Łodzi squatów, o których było głośno było niewiele, jedynie C4 oraz Kil210, o nich też nie ma zbyt dużej ilości informacji. Jaki może być powód tego, że aktualnie żaden kolektyw nie podjął się założenia squatu w Łodzi?
Były kiedyś. Nawet kilka. Ale żeby powstał skłot, musiałby go założyć ktoś spoza obecnej ekipy @ w Łodzi, bo to głównie towarzystwo wzajemnej adoracji związane z lokalną FA, które nie toleruje żadnej “konkurencji” na “swoim” terenie. A jednocześnie nie zależy mu na tym, żeby kwitło tu nie wiadomo ile inicjatyw bez ich błogosławieństwa.
a co zrobią - sprują sie na kompoście?
Będą tak pierdolić dookoła, że odechce ci się czegokolwiek, been there done that. Ale moze jak się kiedyś zbierze jakaś większa ekipa alternatywna wobec nic z większym samozaparciem to coś zdziała, bo co do zasady to jasne że ich możliwości są ograniczone. Gorzej kiedy jesteś świeży i nie spodziewasz się ataku akurat z tej strony i zostajesz potem z poczuciem koszmarnego rozczarowania.
no ale zebrać musi się wokół jakiegoś działania chyba bo jak?
Tak, zebrać i wytrzymać falę bólu dupska że ośmielasz się robić rzeczy nie z nimi. Jak dotąd nie znalazło się zbyt wiele takich osób; w Łodzi za dużo ludzi ma mentalność harcerską, podczepiają się do NGOsów wyznaczających gotowe ramy działania, czekają na przydział zadań do wykonania, prawdziwa inicjatywa jest rzadka (XR fajnie po murach maże, to na plus). Ostatnio przejawiają ją raczej grupy kojarzone z socjalistami, na ich bazie buduje się taki powiedzmy sojusz w ruchu lokatorskim i pracowniczym, ale no czas pokaże.