Nie wierzę w podpis tej ustawy przez nawrockiego. I nie dlatego, że tworzy wielki konflikt polityczy. Wręcz przeciwnie. Właśnie to, że antyrządowe media nie biją na alarm nagłówkami typu “Rząd każe stawiać domki dla psów, a rachunki tylko rosną” świadczy o tym, że nikt tego nie traktuje poważnie. Bo ustawa ta ma funkcję strategiczną, a psy są tylko narzędziem. Podmiotem tej ustawy są lewicujący wyborcy, których niedawno rząd wystawił do wiatru flirtując ze skrajną prawicą i rozgrywając kampanię prezydencką językiem oblężonej twierdzy. Nadchodzą wybory parlamentarne, a tam nie ma drugiej tury, więc będzie powtórka z 2023 roku i gra lewicową wrażliwością pod jak największą mobilizację “swoich”. Zatem czas zacząć drapać lewaków za uchem. No weźcie nam wybaczcie, patrzcie jaki ładny piesek bez łańcucha. Ustawa łańcuchowa ma jeden cel: odbić dwa punkty w sondażach, a potem trafić do kosza. Nikt nie zamierza zmuszać ludzi do stawiania 30 metrowych kojców z zadaszeniem, szczelnym ogrodzeniem, furtką i odpowiednią nawierzchnią. Przecież państwo nie było w stanie wyegzekwować nawet obowiązkowego szczepenia psów za kilkadziesiąt złotych, a tutaj mówimy o grubych wydatkach. Kto i jak to wyegzekwuje? O tym się nie mówi.

To nie jest ustawa dla zwierząt. To happening. W dodatku tak toporny, że nawet organizacje prozwierzęce wskazują na jego szkodliwość. Rząd im nie odpowiada bo nie musi ich słuchać, bo wie, że konsekwencje tej ustawy nie będą miały okazji się wydarzyć. Nawrocki może zawetować, zamrozić, odesłać do trybunału. I o to właśnie chodzi, rzucić mu zgniłe jajo, a potem powiedzieć “Próbowaliśmy, ale ten prezydent… W kolejnych wyborach musicie się spiąć!”. Niby wszyscy wiedzą, ale pytanie czy lewicowi wyborcy znowu będą jedynymi, którzy się nie połapią i kolejny raz pójdą za obietnicami koalicji rządowej? Bo jeśli tak, to oni też potrzebują uwolnienia z łańcucha.