Do tego dochodzi problem surowców, w tym tak podstawowego jak woda, o którą już toczyły się konflikty zbrojne, jak chociażby wojna domowa w Libanie w 1975 roku, która trwała piętnaście lat. Również izraelska agresja przeciwko Libanowi z 1978 roku, znana jako Operacja Litani, miała na celu między innymi zapewnienie Izraelowi dostępu do libańskich źródeł wody, które w części zasilają Jordan. Tak samo mur, który Izrael bezprawnie wybudował na terenie Palestyny, ma za zadanie odciąć ją od tej rzeki. Walka o wodę będzie generować konflikty, tym bardziej przy nasilających się suszach. To właśnie przemiany klimatyczne były jedną z przyczyn tego, że Arabska Wiosna w Syrii tak szybko przybrała wymiar wojny. Niszczymy planetę i będziemy z tego tytułu ponosili koszty, ale one już są płacone na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Pustynnienie, o którym wspomniałem w przypadku Afryki Subsaharyjskiej, występuje też w innych miejscach. Na przykład w Afganistanie, o czym niewiele się mówi. Północne tereny tego kraju były kiedyś bardzo żyzne. Jeszcze trzydzieści lat temu tamtejsi właściciele ziemscy posiadali po dwa, trzy tysiące drzew morelowych. Teraz nic już tam nie rośnie, więc ludzie potracili majątek, pracę, plony. Susza w Afganistanie, a raczej stopniowe wysychanie dużych połaci ziemi, trwa już w praktyce kilkadziesiąt lat, a warunki klimatyczne w tym kraju będą się zmieniać tylko na gorsze. Nawet jeśli świat na poważnie podejdzie do kwestii „zerowych emisji”, to na biednym południu skutki będą odczuwalne przez kilka kolejnych dekad. Do tego czasu będziemy świadkami coraz częstszych i bardziej brutalnych konfliktów.