- cross-posted to:
- queer
- cross-posted to:
- queer
Lena miała pięć lat, gdy wróciła wzburzona z przedszkola i zapytała mamę, gdzie są nożyczki. – Po co ci nożyczki? – Chcę sobie obciąć siusiaka! Wtedy jeszcze Lena była Lwem. Kasia ma 36 lat, studiowała romanistykę, filologię klasyczną oraz reżyserię i operatorkę w szkole filmowej. Maciek, 50 lat, po architekturze wnętrz na warszawskiej ASP, pracował w reklamie jako grafik, był tatuażystą, teraz projektuje chusty do noszenia dzieci. Wpadli na to, gdy z małą Leną w takiej chuście chodzili po górach. Maciej wymyśla i rysuje wzory, sprzedają je m.in. we Francji oraz w Hiszpanii. No i w Chile, gdzie idzie więcej niż w Polsce. Oprócz siedmioletniej Leny mają jeszcze dwuletniego synka Mirona. Maciek ma też syna i córkę z poprzedniego małżeństwa. Rok temu zamieszkali w Nicei. Pracują online, mogą to robić z każdego miejsca na świecie. Przenieśli się ze względu na Lenę. Byle dalej od Polski.
Pierwsze przedszkole w Warszawie, do którego Lena poszła, było państwowe. Chodziło do niego też dziecko celebryta, które grało w jakimś serialu; bardzo agresywne. Szybko przenieśli Lenę do przedszkola niepublicznego.
Któregoś dnia jedna z wychowawczyń przyszła z paznokciami pomalowanymi na brokatowo. Lenie się spodobały, zapytała, czy chłopcy też mogą takie mieć, usłyszała, że nie, bo Michał Szpak ma i nie wiadomo, co to jest – facet czy baba. Maciek się wtedy wściekł, pomalował paznokcie sobie i Lenie, i tak odprowadzał ją do przedszkola. Jest postawnym, dużym facetem z tatuażami, nikt nie odważył mu się nic powiedzieć.
Lena była delikatnym dzieckiem, od zawsze innym, wycofanym, nieśmiałym i smutnym. Nie wiedzieli, skąd ten smutek i jak mu zaradzić. Kasia nienawidziła chodzić na place zabaw, bo zawsze coś było nie tak, zawsze ktoś Lenie coś zrobił. Dzieci ją odrzucały.
Nie pozwalała sobie obcinać włosów. Kiedy szli do sklepów, Lena (wtedy jeszcze Lew) od razu biegła do działu dla dziewczynek. Nie krytykowali jej wyborów, tylko próbowali przekierować uwagę – na bluzę z krokodylem albo buty w samochodziki, ale nie zmieniała zdania. Nie widzieli problemu w tym, by ich syn miał różowe buty. Do przedszkola sprawili jednak Lwu/Lenie kapcie w samochodziki. Kiedy ją stamtąd zabierali, okazało się, że są jak nowe, kompletnie nieużywane. Wstydziła się tych samochodzików, więc chodziła w skarpetkach.
Walentynki Przełomowym momentem w życiu Lwa/Leny i jej rodziców był 14 lutego 2019 r. W przedszkolu odbywał się bal przebierańców z okazji walentynek. Lena oświadczyła, że nie chce być żadnym Spidermanem, tylko Myszką Minnie. Kasia kupiła więc spódnicę w ciucholandzie, namalowała na niej kropki, doczepiła ogon z krawata. Założyła Lenie opaskę z kokardką, pomalowała policzki na różowo, na nosku wąsy, zrobiła zdjęcie i wrzuciła na Instagram z podpisem: „Dzisiaj do przedszkola poszła najszczęśliwsza myszka na świecie”. Z Leny biło szczęście. Po balu nie chciała już chodzić w niczym innym, tylko w tej spódniczce – do przedszkola, po domu, wszędzie. Codziennie rano odbywała się ta sama awantura. Budzili ją półtorej godziny wcześniej, żeby w końcu i tak skapitulować i pozwolić dziecku iść w spódniczce. Pani dyrektor powiedziała, że jej to nie przeszkadza, jeśli chce tak chodzić, niech chodzi. Jednak któregoś dnia Lena wróciła zapłakana – grupa dzieci, najmłodsze z nich miało trzy lata, obstąpiła ją, biła, szarpała i wyzywała: „pedał”, „ciota”. Zabrali ją stamtąd od razu.
Zaczęli się zastanawiać, co się dzieje z ich dzieckiem. Najpierw myśleli, że może mają synka, który będzie gejem, potem, że może jest transpłciowy. Wiedzieli na ten temat więcej niż przeciętni polscy rodzice, bo Kasia pracowała kiedyś w biurze prasowym Partii Palikota. Zna dobrze Roberta Biedronia i Annę Grodzką. Zadzwoniła do niej. Anka opowiedziała o amerykańskich badaniach, które wykazały, że wiele dzieci może podobnie funkcjonować, nie czując się transpłciowe. To nie jest czarno-białe: dziecko może być osobą niebinarną, transpłciową albo interpłciową. Wraz z dorastaniem może się rozwinąć inaczej, są też wypadki osób, które przeszły korektę płci i żałują. Mówimy o bardzo małym dziecku – powiedziała Kasi – trudno coś na tym etapie stwierdzić jednoznacznie i żaden psycholog się tego nie podejmie.
Kasia zaczęła z Leną rozmawiać: – Dlaczego chcesz nosić spódniczkę? – Bo mi się tak podoba. – Dlaczego nie bawisz się z chłopcami? – Bo ich nie lubię. – A czy ty jesteś chłopcem czy dziewczynką? Lena się spięła: – Lew jest chłopcem. Nie powiedziała tego w pierwszej osobie – ja jestem chłopcem, więc Kasia rozmawiała z nią dalej. – Czasami bywa tak, że ktoś się rodzi jako chłopiec, ale w środku jest dziewczynką. Znasz ciocię Anię, ona urodziła się jako chłopiec, ale zawsze czuła się dziewczynką. Wtedy Lena zaczęła się dopytywać, czy takich ludzi na świecie jest więcej.
Trzecie przedszkole też było prywatne. Nie chodziła już do niego w spódnicy. Ucieszyli się, że zrezygnowała. Myśleli, że mają problem z głowy, ale gdy zapytali, okazało się, że marzy o spódnicy, ale przecież jest chłopcem i nie może.
Zaczęła się przebierać w domu. Biegiem wracała z przedszkola, pędem do Kasi szafy, zakładała sukienkę i chodziła w niej do wieczora. Całe życie Leny zaczęło się wokół tego kręcić. Powrót do domu i przebranie się w maminą sukienkę to był najważniejszy punkt dnia. Wychodziła do ogródka, zagadywała sąsiadów. Patrzyli zdziwieni, dzieci nie chciały się z nią bawić. Taki dziwny chłopczyk z długimi włosami i w sukience.
Już nie Lew „Determinacja ludzkiej płci zaczyna się w szóstym tygodniu ciąży. Obecność chromosomu Y warunkuje powstawanie jąder, produkcję testosteronu. Nieco później natomiast, po ukształtowaniu się płci biologicznej, następuje tworzenie informacji mówiącej o poczuciu własnej płci – pisze Anna Grodzka w autobiograficznej książce „Mam na imię Ania”. – Najprawdopodobniej u osób transseksualnych w tym momencie występuje jakiś czynnik hamujący działanie odpowiedniego hormonu. Źródła tego zjawiska mogą być różne: od wpływu czynników zewnętrznych, na przykład leków, przez nietypowe współoddziaływanie hormonów płodu i matki, do przyczyn genetycznych. Zmiana w jednym z genów, w jednej reakcji biochemicznej może wywołać zaburzenie. Do dzisiaj jednak nie wiemy, czym to jest spowodowane. (…) Nie da się określić tożsamości płciowej niemowlęcia. Lekarz i rodzice decydują o płci dziecka na podstawie widocznych cech genitaliów”.
Któregoś wieczoru Lena, ubrana w sukienkę i z włosami związanymi w kitkę, rozpłakała się i powiedziała, że jest dziewczynką, tylko bała się to powiedzieć.
Od kiedy się tak czujesz? Od kiedy wiesz? Jak ci możemy pomóc? Co chcesz teraz zrobić? Natychmiast jechać do sklepu i kupić dla niej jakieś rzeczy. I nie chce chodzić do przedszkola, absolutnie nigdy więcej nie chce wyjść z domu jako Lew.
– Kiedy Lena powiedziała, że jest dziewczynką, a nie chłopcem, popłakałem się – opowiada Maciek. – Całą noc z Kasią płakaliśmy. Myślałem o tym, jak ciężkie będzie miała życie. Płakałem też z żalu za Lwem, nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale to był fajny chłopiec, delikatny, niecodzienny, mówiliśmy na niego Lewciak.
Umówili się z psycholożką. Najpierw odbyli kilka wizyt sami. Potem rozmawiała tylko z Leną. Powiedziała, że dziecko funkcjonuje lepiej, kiedy identyfikuje się jako dziewczynka. Ale za wcześnie na postawienie ostatecznej diagnozy. – Psycholog ani nikt inny nie może powiedzieć, że na sto procent Lena do końca życia będzie funkcjonować jako dziewczynka – mówi Kasia. – To jej życie i wszystko może się zmienić. Psycholożka w opinii napisała m.in.: „Lew wykazuje cechy niezgodności płciowej i dysforii płciowej (…) preferuje odgrywanie ról płci dziewczęcej podczas zabawy i w wyobraźni (…) zgłasza chęć posiadania kobiecego ciała i mówi o potrzebie zmiany obecnego z jego pierwszorzędowymi cechami męskimi”.
– Żałoba za Lewciakem szybko minęła, kiedy zobaczyłem, jak to dziecko nagle rozkwitło – mówi Maciek.
Imię Lena wybrała sobie sama. Kiedy miała cztery lata, poszły z babcią na bal sylwestrowy do teatru Guliwer w Warszawie. Prowadzący zapraszał dzieci na scenę i w pewnym momencie powiedział: – Zapraszam Lenę. Jakaś pani w tle poprawiła go: – To nie Lena, tylko Lew – ale on albo nie słyszał, albo nie przyjął tego do wiadomości. Lena była zachwycona, a dwa lata później, już po wyznaniu, że jest dziewczynką, oświadczyła, że chce, żeby mówić do niej Lena.
Mama i babcia Kasi są otwarte i liberalne, nie miały z tym problemu. Może tylko taki, jak sobie dalej w życiu poradzi. Mama Maćka, która głosuje na PiS, zapytała: – A czy wam się nie wydaje, bo wy w takim środowisku? – No zastanów się, kto takie rzeczy sobie wymyśla – odpowiedział. Rok temu odbyło się spotkanie rodzinne, na którym Lena po raz pierwszy wystąpiła jako dziewczynka, założyła sukienkę i używała żeńskich końcówek. Babcie na początku były nieco spięte – jedna, bo nie wiedziała, jak się zachować, druga ze strachu, że ktoś Lenie zrobi przykrość.
– Gdyby ktokolwiek miał z Leną problem, zerwałabym z nim kontakt – mówi Kasia. Wujka, który coś głupiego napisał na FB, zablokowała. Maciek zaczął odwiedzać fora o transpłciowości. – Zobaczyłem, jakie to są nieszczęśliwe osoby, duża część z nich siedzi w domu, w ogóle nie wychodzą, wiele myśli o samobójstwie. Zrozumieli, że tak może wyglądać życie Leny.
– Bałem się tego wyjazdu, mam 50 lat, to nie było takie proste – mówi Maciek – ale wiedzieliśmy, że nie ma innej opcji. Musimy wyjechać, by ratować Lenę.
Ucieczka W czasie wakacji byli w Nicei. Spodobało im się. Kasia dobrze zna francuski. Podjęli decyzję o przeprowadzce. Wynajęli mieszkanie z ogródkiem, pięć minut od morza. Kasia mówi, że gdyby nie mieli pieniędzy, i tak by wyjechali. – Nawet gdybym miała myć kible na dworcach, nie zastanawiałabym się nad tym. Najważniejsze było uchronić Lenę przed Polską – zapewnia.
Kiedy przyjechali do Francji, Lena miała sześć lat. Kasia poszła do lokalnego oddziału Ministerstwa Edukacji. Uzbroiła się w przepisy, argumenty. Bała się, że wezmą ją za kogoś, kto się ukrywa, i dlatego przebiera synka za dziewczynkę. – Mam taką nietypową sytuację, moje dziecko nie mówi po francusku – powiedziała urzędniczce – i jest dzieckiem transpłciowym.
– Dołożymy wszelkich starań, żeby pani dziecko było tutaj bezpieczne i szczęśliwe. Nie widzę żadnego powodu, żeby ktokolwiek kwestionował to, kim dziecko się czuje – powiedziała urzędniczka, po czym zadzwoniła do dyrektorki szkoły. Dała Kasi dwie karteczki – na pierwszej adres szkoły, na drugiej swój prywatny numer telefonu: – Gdyby miała pani jakiekolwiek problemy, choć nie sądzę, to proszę do mnie dzwonić.
Tego dnia, gdy Lena po raz pierwszy szła do szkoły, urzędniczka zadzwoniła do Kasi: – Mam nadzieję, że Lena będzie miała wspaniały dzień. I miała. Dzieci się nią zaopiekowały i od razu wciągnęły do zabawy. Nauczycielka porozumiewała za pomocą translatora i na migi. Lena wróciła ze szkoły szczęśliwa.
Co roku odbywa się wielkie dyktando. Lena była dopiero po kilku miesiącach nauki. Okazało się, że napisała je najlepiej z całej szkoły. Dzieci biły brawo, dyrektorka wręczyła dyplom. Chociaż w oficjalnych dokumentach ma stare imię, na dyplomie jest Leną. Tak jak i w dzienniku szkolnym.
W dniu siódmych urodzin Leny Kasia opublikowała post na FB: „Tymczasem najlepszy prezent zrobiło nam francuskie Ministerstwo Edukacji, publikując rozporządzenie o uczniach transpłciowych:
● Transfobia jest prawnie zakazana, a transpłciowość nie jest chorobą.
● Personel szkolny musi wysłuchać i wspierać ucznia.
● Każdy przypadek osoby transpłciowej jest inny.
● Jeśli uczeń sobie tego życzy, personel szkolny powinien wspierać ucznia w dialogu z rodziną. Jeśli nie dokonał coming outu w rodzinie, szkoła powinna to uszanować.
● Jeśli transpłciowy uczeń jest w niebezpieczeństwie, obowiązkiem szkoły jest zgłoszenie tego.
● Jeśli transpłciowy uczeń ma urzędowo zmienione imię, szkoła musi to uszanować i stosować wszędzie (również na dyplomach i świadectwach – także tych z przeszłości). Jeśli imię NIE jest urzędowo zmienione, potrzebna jest zgoda dyrekcji szkoły, żeby używać je wszędzie w szkole (poza oficjalnymi dokumentami i dyplomami). Jeśli ta zgoda jest, inni uczniowie oraz personel nie mogą tego negować.
● Szkoła ma obowiązek ochrony transseksualnych uczniów przed dyskryminacją”.
Szczęście w Nicei Na nicejską paradę równości Lena postanowiła zrobić swój transparent. Na kawałku kartonu napisała po francusku „Bądź sobą”.
– Do szkoły zawsze biegiem, bo nie może się doczekać – mówi Maciek. – Jak nie może iść, bo w szkole kwarantanna, to jest wielka tragedia. Wracają drogą nad morzem. Najpierw mijają stary port rybacki, jeszcze zostało w nim paru staruszków w drewnianych łódkach. Kiedy tamtędy przechodzą, rybacy akurat wracają z połowu. Potem jest promenada z palmami, dalej mały kościół, w którym nigdy nikogo nie widzieli. Lena całą drogę opowiada, co robiła, że bawiła się w touche touche (berek), że znowu zgłaszała się jako pierwsza, że na deser było coś, czego jeszcze nigdy nie jadła. – To są zawsze tylko dobre wiadomości – mówi Maciek.
– Po tym, co się dzieje w Polsce, nie miałabym żadnego problemu, żeby zrzec się polskiego obywatelstwa – mówi Kasia – problem mam tylko taki, że Duda musi mi to podpisać.
O obywatelstwo francuskie można się starać już po pięciu latach. Jeżeli Kasia je dostanie, dzieci automatycznie też. Zostały im jeszcze cztery lata, Lena będzie miała jedenaście. To jest dobry moment, bo wtedy trzeba podjąć decyzję: hormony czy blokery? W Polsce nie ma w ogóle takiej możliwości. Hormony są bardziej obciążające dla organizmu, ale im szybciej się je zacznie brać, tym lepiej dla dziecka, bo ciało zacznie się zmieniać zgodnie z płcią odczuwaną. Trzeba je jednak brać całe życie, to duże obciążenie dla organizmu. Blokery powodują, że się rośnie, ale nie rozwijają się cechy płciowe. Decyzję o tym, czy robić korektę płci, czy nie, można odłożyć na później. To ważne, bo Lena powinna ją podjąć sama. A zawsze się może zdarzyć, choć w jej wypadku to mało prawdopodobne, że jednak zdecyduje inaczej. – Nie wszystkie osoby trans decydują się na operację – tłumaczy Kasia. – Lena wielokrotnie pytała, jak te operacje wyglądają, a my opowiadaliśmy. Nie jest to obowiązek osoby trans, tylko wybór, ale Lena zawsze powtarza, że czeka, żeby to zrobić.
Korekta płci z chłopca w dziewczynkę jest mniejszym problemem niż odwrotnie. Jeśli przeprowadza się ją wcześnie, to nawet partner nie zauważy, jeżeli się mu nie powie.
– Staram się na razie o tym nie myśleć – mówi Maciek. – Mamy czas. Lena często pyta, co będzie później. Mówię, że będzie operacja, ale nie będzie mogła mieć dzieci. A to adoptuję – odpowiada. Na razie ma siedem lat i jest szczęśliwą dziewczynką. Tak szczęśliwą, że aż się boję, żeby tego wręcz bajkowego szczęścia ktoś nie zepsuł. Kiedyś myślałem, że uda się coś zmienić w Polsce, ale teraz jestem pewien, że nie ma na to szans. Bałbym się o Lenę. Ludzie trans mają w Polsce koszmarne życie. Tutaj mogliby funkcjonować normalnie, po prostu być szczęśliwi, nic wielkiego. Nie mam wątpliwości, że ten wyjazd to była najlepsza decyzja w naszym życiu.
Polityka 7.2022 (3350) z dnia 08.02.2022; Społeczeństwo; s. 38 Oryginalny tytuł tekstu: “Prawdziwa bajka” Ewa Wanat