– Europa musi się przebudzić! To jest kwestia przetrwania naszej Zachodniej cywilizacji! Na granicach wkrótce stanie ponad 100 milionów migrantów! – czy to słowa z wiecu Konfederacji? A może AfD? Nie to Donald Tusk na wiecu w Morągu straszył jednych ludzi innymi ludźmi.

Żeby uśpić sumienie publiczności, opowiadał, że chciałby skończyć z pushbackami („które są nielegalne”), ale dopóki granica nie jest superszczelna, to najwyraźniej musi je kontynuować.

To nie jest żadna nowość dla osób zajmujących się sytuacją na granicy, że nic od czasu odejścia rządu PiS się nie zmieniło i nadal ta sama polityka jest kontynuowana.

Od początku kadencji rządu Donalda Tuska, Straż Graniczna wyrzuciła z Polski na terytorium Białorusi co najmniej sto osób – informuje Grupa Granica. Przypomnijmy, wyrzuciła na teren tzw. sistiemy, czyli strefy przygranicznej kontrolowanej przez reżimową Białoruś. Tam ludzie są bici, szczuci psami, siłą wypychani do Polski. A potem są z powrotem wypychani przez Polaków. I tak trwa ta „zabawa” kosztem zdrowia i życia ludzi.

A tej sprawie nawet odbył się pod koniec stycznia protest pod kancelarią premiera. W odpowiedzi rząd bawi się słowami. Twierdzi, że powołuje „grupy poszukiwawczo-ratownicze”. Jednocześnie rząd twierdzi, że pushbacki będą kontynuowane.

Grupa Granica odpowiada: „Na zapowiedzi powoływania grup poszukiwawczo-ratowniczych patrzymy więc z olbrzymim sceptycyzmem oraz równie olbrzymiem zaniepokojeniem.

Jeśli finałem akcji poszukiwawczych ma być wywózka – a bez zmiany przepisów tak będzie – to działania tych grup niczym nie będą się różnić od działań Straży Granicznej za rządów PiS”.

Generalnie, jest, jak było. Nawet żadnych rozliczeń w Straży Granicznej nie przeprowadzili. Dlaczego mieliby to robić, skoro im sytuacja odpowiada? Sądzę, że skrajna prawica wykonała doskonałą robotę w Europie. Nasyciła lękami społeczeństwa, a jej język przejmowany jest coraz częściej przez mainstreamowe partie. W tej wizji Europa ma stać się jedną wielką Albanią z czasów Envera Hodży, czyli ma tu stać bunkier na bunkrze, zasieki za zasiekami i coraz wyższe mury.

Głównonurtowi politycy intuicyjnie wyczuwają, że zalęknionymi ludźmi łatwiej manipulować i rządzić. Tymczasem, gdyby faktycznie na granicy stanęły setki milionów ludzi, to nie ma siły, żeby ich zatrzymać. Żaden mur i pole minowe nie zatrzyma takiej masy zdesperowanych ludzi.

Ale skąd ci migranci w ogóle się tu mają wziąć? Szacunki ONZ, do których odwołuje się premier, odnoszą się m.in. do migracji wywołanych kryzysem klimatycznym (także wywołanymi z powodu zmian klimatu wojnami o podstawowe zasoby, jak woda). Może więc, zamiast opowiadać ludziom o stworzeniu z Europy jednego wielkiego, niefunkcjonalnego bunkra należałoby zastanowić się jak uniknąć najgorszych scenariuszy?

Może należałoby, zamiast interesować się tylko swoją chatą, kiedy płonie cała wieś i czekać na swoją kolej aż zacznie się palić, zacząć proaktywnie działać na rzecz zmniejszenia nierówności globalnych i przede wszystkim radykalnie zacząć działać na rzecz klimatu? A nie opowiadać, jak w Morągu, że się będzie życzliwie patrzyło na hodowlę zwierząt „futerkowych”, co jest wbrew nie tylko deklarowanemu „humanitaryzmowi”, ale wprost ma wpływ na emitowanie gazów cieplarnianych?

Ale powiedzenie tego naraziłoby naszego „wielkiego demokratę” na pomruki gniewu ze strony potężnych lobby. Więc opowiadać woli baśnie, z jednej strony promując politykę gospodarczą, która w efekcie wywoła prawdopodobnie migracje (choć dodajmy, znacznie więcej osób umrze w wyniku katastrofy klimatycznej, niż podejmie daleką wędrówkę).

Na końcu pośrednio oskarżył demokratów amerykańskich, że niedostatecznie uszczelnili granicę z Meksykiem i stąd popularność Trumpa… Czyli de facto wsparł narrację skrajnej prawicy amerykańskiej.

Xavier Woliński

Autora można wesprzeć na https://patronite.pl/Wolnelewo