Kilkaset milionów zadłużenia, widmo zwolnień grupowych, przepracowanie, frustracja pracowników. Poczta Polska jest na skraju bankructwa. Chociaż nowe władze zapowiadają transformację, pracownicy obawiają się o swoją przyszłość. Protestowali przed Ministerstwem Aktywów Państwowych i mówią, że nie powiedzieli ostatniego słowa. Zapowiadają już strajk ostrzegawczy, a jeśli to nic nie da — strajk generalny.

Pocztowców oburzają ostatnie decyzje kierownictwa. Spółka inwestuje w kąciki zabaw dla dzieci i miski z wodą dla psów. Dla pracowników pieniędzy nie ma
To jest absurdalne, że jako pracownicy mający kontakt z gotówką, zarabiamy najniższe pieniądze w kraju — mówi w rozmowie z Onetem Piotr Saugut, przewodniczący NSZZ Listonoszy
Długie kolejki, wiecznie pozostawione awizo w skrzynce, archaiczne procedury — to wszystko sprawia, że trudno jest pocztowcom współczuć. Sami tłumaczą, z jakimi problemami się borykają
Dr Mateusz Chołodecki, ekspert z zakresu rynku pocztowego, wyraża zaskoczenie, że pracownicy poczty chcą protestować tak późno. Jednocześnie jest skonfundowany planami rządzących. W jego ocenie firma przespała wiele okazji, by odmienić swój los. — Okienko na możliwości zmiany powoli się zamyka — przekonuje
Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Poczta Polska ma 466 lat. Za jej symboliczny początek uznaje się 18 października 1558 r., kiedy to król Zygmunt August ustanowił stałe połączenie pocztowe między Krakowem a Wenecją przez Wiedeń. Historia spółki jest więc bardzo długa, co chętnie podkreślane jest przy wielu okazjach. O kilkusetletniej tradycji przypomina się także teraz, gdy jej losy wiszą na włosku.

— Poczta Polska została nam przekazana w tragicznym stanie — powiedział 19 kwietnia minister aktywów państwowych Borys Budka i przypomniał, że spółka tylko w zeszłym roku zanotowała 600 mln zł straty. W jego ocenie urzędy pocztowe wyglądają jak sklepy z dewocjonaliami, a nie placówki operatora publicznego, “pocztą rządzili dyletanci, a dziś ma ona profesjonalny zarząd”.

Pod koniec marca konkurs na stanowisko prezesa Poczty Polskiej wygrał Sebastian Mikosz. W pierwszym miesiącu zarządzania spółką skierował do pracowników list, który trafił ostatecznie do mediów, gdzie alarmował o fatalnych wynikach finansowych. Napisał w nim o “największej historycznej stracie”, przez co morale wśród pracowników są jeszcze niższe.

Tymczasem związki zawodowe od dawna apelują o podwyżki. Większość pracowników zarabia najniższą krajową, sukcesywnie redukowane są kolejne etaty, pracy jest więcej, a płaca ta sama. I tylko patrzą, jak kolejne grupy zawodowe dostają wyższe płace, a oni wciąż muszą oglądać złotówkę z każdej strony.

“Miliony na miskę dla psa, kiedy za pracę pustą miskę mam ja”

Frustracja pocztowców doprowadziła ich przed gmach Ministerstwa Aktywów Państwowych przy ul. Kruczej w Warszawie. Przyjechały delegacje pracowników z różnych części Polski, mieli ze sobą flagi Solidarności i banery z hasłami: “Pracujemy 1 za 5. Będziemy 1 za 10”, “Miska ryżu po krzyżu”, “Naprawa Poczty Polskiej likwidacja” czy “Miliony na miskę dla psa, kiedy za pracę pustą miskę mam ja”. Ostatnie hasło to nawiązanie do decyzji kierownictwa o zadbaniu o miski dla psów w każdej placówce. I chociaż w samej idei nie ma nic kontrowersyjnego, a nawet jest godna pochwalenia, to wielu bulwersuje, że na realizację tego projektu przeznaczono niecałe 100 tys. zł. Tu warto wspomnieć, że w całej Polsce jest 7,6 tys. placówek, filii i agencji pocztowych.

ZOBACZ: Sytuacja Poczty Polskiej jest coraz gorsza. "Największa historyczna strata"

Pocztowcy przed MAP protestowali przed masowymi zwolnieniami, o których zarząd miał nieoficjalnie poinformować związki zawodowe podczas spotkania. Domagają się też podwyżek, gdyż zarabiają najniższą krajową. Skarżą się na coraz dłuższą listę obowiązków. Niektórym listonoszom obszar, który obsługują, zwiększył się w ostatnich latach o 80 proc.

“Poczta Polska jest na skraju bankructwa. Pracownikom są obcinane etaty, listonoszom jest dokładane coraz więcej pracy — a płaca taka sama. Okienka są zamykane, a co za tym idzie, w kolejkach będzie się stać po godzinie — ale nie martwmy się, ministerstwo stać na kącik dla dziecka, żeby mu się nie nudziło stanie z rodzicem w kolejce, a psom miski z wodą, ale dla pocztowców nie ma już pieniędzy” — pisze na Facebooku uczestniczka protestu.

“Prowadzone są masowe zwolnienia, z prawie 100 tys. pracowników zostało ok. 60 tys., a to jeszcze nie koniec. Firma, która działa najdłużej, 466 lat, jest najmniej szanowaną firmą w Polsce” — dodaje.

— Bardzo źle się dzieje. Nowy prezes chce całkowicie przekształcić pocztę, a może nawet zbudować ją na nowo. Nie chce mieć typowej poczty, bardziej widzi nas jako firmę logistyczną albo kurierską, a poczta ma pełnić zupełnie inną rolę. Ma swoją misję. Po drugie chodzi o zarobki. Chcemy podwyżek, bo ok. 80 proc. załogi zarabia najniższą krajową, niektórzy jeszcze mniej. To jest absurdalne, że jako pracownicy mający kontakt z klientem, gotówką, zarabiamy najniższe pieniądze w kraju — mówi w rozmowie z Onetem Piotr Saugut, przewodniczący NSZZ Listonoszy PP i pomysłodawca WRZ 28 (wspólnej reprezentacji związkowej zrzeszającej 28 organizacji).

— Na ostatnim spotkaniu pan prezes przekazał nam osobiście, że zamierzają przeprowadzić zwolnienia grupowe. Mimo że wcześniej mówiono o redukcji etatów na bazie naturalnej fluktuacji, czyli nieprzedłużania umów osobom, którym się one kończą czy przechodzenia na emeryturę — mówi. — Zakładamy, że te zwolnienia mogą być na dużą skalę — dodaje. Widmo strajku generalnego. Urzędy staną na dobre

Podczas pikiety związkowcy złożyli pismo z żądaniami do ministra Borysa Budki. Ultimatum postawili także zarządowi spółki. Domagają się do 8 maja przedstawienia propozycji wzrostu wynagrodzeń albo dojdzie do strajku ostrzegawczego. Zaplanowano go na 16 maja w godzinach 8-10 w całym kraju. Jeśli to nie pomoże, planowany jest strajk generalny.

— Jeżeli nic się nie zmieni, to szykujemy się na coś większego. Gdybyśmy 8 maja nie dogadali się, a wiele na to wskazuje, to po 16 maja zaczniemy przygotowania już do strajku generalnego w całej Poczcie Polskiej. Oczywiście najpierw przeprowadzimy referendum w tej sprawie wśród pracowników — mówi Piotr Saugut. — Jak po 50 proc. załogi będzie za przeprowadzeniem strajku, to wtedy urzędy staną na dobre. Nie będą świadczyć wtedy żadnej usługi do momentu dojścia do porozumienia. Nie wiem, ile to potrwa, jeden dzień, dwa, a może tydzień? Wszystko zależy od woli pracodawcy i załogi — dodaje.

Niemcy: Listonosz od lat nie zapukał do drzwi. Listy trzymał w domu

Podczas pikiety do protestujących wyszedł wiceminister Jacek Bartmiński i przyjął od nich petycję: “Rozumiemy państwa obawy o miejsca pracy i o przyszłość Poczty Polskiej. Minister aktywów państwowych nie wyobraża sobie, żeby przedsiębiorstwo z prawie 500-letnią historią przestało istnieć. Wspólnie i w dialogu będziemy pracować nad poprawą sytuacji polskiej poczty” – powiedział.

MAP w przedstawionym stanowisku zwraca uwagę, że minister Borys Budka zabiegał w Brukseli o zgodę na udzielenie pomocy publicznej. W tym celu udało się także przeprowadzić przez Sejm i Senat nowelizację ustawy Prawo pocztowe. Jednak Andrzej Duda skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego, co robi konsekwentnie z każdą ustawą po tym, jak marszałek Sejmu podjął decyzję o wygaszeniu mandatów poselskich Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.

Jednak związkowiec Piotr Saugut bardzo źle ocenia dotychczasową współpracę z ministerstwem. — My jako Związek Zawodowy Listonoszy Poczty Polskiej należymy do Federacji Forum Związków Zawodowych i mamy powołaną branżę łączności przy Forum i nawet tam pan minister Jacek Bartmiński ma problemy, żeby zorganizować jakiekolwiek spotkanie. Lekceważy centralę ogólnopolską, więc oceniam na chwilę obecną bardzo źle nasze relacje — oburza się Saugut.

Jednocześnie przyznaje, że ministerstwo trzeba pochwalić za zmiany w Prawie pocztowym. — To też pokłosie zaniedbań z ostatnich lat poprzedniego zarządu Poczty Polskiej i rządzących, którzy tę ustawę zepsuli. Rzeczywiście, to zostało w tej chwili szybko naprawione i tutaj trzeba pochwalić obecnie rządzących. Natomiast to, że spółka dostanie pieniądze, to nie zmienia naszej sytuacji — stwierdza. “Poczta Polska nie ma szczęścia do prezesów”

Jednak największy żal związkowcy mają do nowego prezesa Sebastiana Mikosza. Nie podoba się im jego strategia, która z jednej strony ma stawiać na poprawę rentowności, a z drugiej uszczuplić kadrę. Mikosz chce też unowocześnienia poczty.

— Listy nie znikną z torby listonosza. Na pewno nie tak prędko, jakby chciał nowy prezes. Zdajemy sobie sprawę, że ta liczba doręczeń będzie spadać, ale w tej chwili tych listów jest naprawdę bardzo dużo — mówi Piotr Saugut.

Związkowiec zwraca uwagę na trudne relacje z prezesem poczty. — Próbowaliśmy niejednokrotnie wymusić spotkanie na temat problemów poczty. Do tej pory odbyło się jedno i to zdalnie. A do tego nawet nie mogliśmy zadawać pytań, bo każdy miał wyłączone mikrofony. Ewentualnie można było coś napisać na czacie — relacjonuje.

Poczta nie ma szczęścia do prezesów. Myśleliśmy, że to się zmieni po 15 października, bo premier Tusk mówi, że teraz stawia na fachowców. A my jesteśmy rozczarowani, bo pan prezes kompletnie się na poczcie nie zna. On przyszedł tu robić wynik, a poczta nie jest od tego, tylko żeby zapewnić dobre usługi Polakom w całym kraju. Poczta to misja. Nie możemy patrzeć na nią jak na przedsiębiorstwo przynoszące wyłącznie zyski, bo tego nigdy nie będzie

— stwierdza.

Sebastian Mikosz, zanim został prezesem Poczty Polskiej, dwa razy pełnił funkcję prezesa zarządu Polskich Linii Lotniczych LOT. Potem był prezesem grupy Kenya Airways. Doświadczenia związanego z pocztą na próżno szukać w jego CV. Nieraz nawet karetka nie dojedzie, a listonosz dochodzi

Długie kolejki na poczcie, wiecznie pozostawione awizo w skrzynce, archaiczne procedury — to wszystko sprawia, że trudno jest pocztowcom współczuć. Rzadko zastanawiamy się nad tym, że za pozostawionym awizo stoi listonosz, który dziennie ma do dostarczenia kilkaset przesyłek. A przecież auta służbowego nie ma. Dostaje co prawda pieniądze na pokrycie kosztów dojazdów, jednak są to stawki ustalone kilka lat temu, przez co musi często dokładać z własnej kieszeni. Niektórzy wybierają bardziej ekonomiczne opcje — rower (częściej na wsiach i małych miejscowościach) lub komunikację miejską. Wtedy nieważne jest, czy pada deszcz, śnieg, czy są 30-stopniowe upały. Listy i przesyłki muszą zostać doręczone.

Wspomniany Piotr Saugut, zanim w pełni zaangażował się w działalność w związkach zawodowych, był listonoszem. W sumie na poczcie pracuje od 1996 r. Podkreśla, jak odpowiedzialna jest praca listonosza.

— Listonosz musi znać wszystkie adresy i imiona w danym gospodarstwie. Nieraz zdarzało się, że było podane imię i nazwisko oraz miejscowość, bez numeru, więc musiałem wiedzieć, kto dokładnie, w jakim domu mieszka. Czasami się powtarzają imiona i nazwiska, a listonosz musiał wiedzieć, komu dostarczyć emeryturę. Jakby dostarczył źle i potem ktoś tych pieniędzy by nie oddał, to musi pokrywać to z własnej pensji — opowiada.

Przez zmniejszanie liczby pracowników i zmiany w rejonach listonosz często musi dojeżdżać do 100 czy 120 km. — Proszę spojrzeć na nogi listonoszy w wieku 60-65 lat, same żylaki. Wychodzi chodząca praca po latach — dodaje Saugut.

Podkreśla też, że rolę pocztowców pokazała pandemia COVID-19. Wszystkie urzędy były zamknięte, a poczta była czynna.

— A ten listonosz, mimo zagrożenia, szedł do każdego domu i dostarczał korespondencję czy emerytury. Często na wsi listonosz musi dojść tam, gdzie nikt nie chce dojść oprócz niego. Nieraz nawet karetka nie dojedzie, a listonosz dochodzi

— puentuje. Młodzi na pewno nie będą pracować na poczcie

Rozmawiamy też z naczelniczką jednego z oddziałów Poczty Polskiej, która pracuje w zawodzie już ponad 20 lat. Zwraca uwagę na dużą frustrację wśród personelu przez niskie i niewymierne zarobki.

—Podnieśli najniższą krajową, ale wyłącznie tym zarabiającym najmniej. Ani kontrolerom, ani naczelnikom nic nie podnieśli. I dochodzi do takich absurdalnych sytuacji, że między naczelnikiem urzędu a zwykłym pracownikiem są groszowe różnice w pensji. A już między kontrolerem a pracownikiem to może złotówka różnicy — mówi w rozmowie z Onetem.

Zwraca też uwagę, że zawód pocztowca powoli wymiera. Młodzi nie chcą się zatrudniać, a cały system działa dzięki pracownikom z długim stażem. Pojawia się pytanie, co będzie, jak ci starsi przejdą na emerytury.

— Młodzi zwalniają się, nie chcą pracować za najniższą krajową. Jeżeli odejdą starsi pracownicy, to młodzi na pewno nie będą pracować na poczcie. Jak nawet przychodzą, to na chwilę i odchodzą — dodaje.

Poczta Polska przeprowadzi masowe zwolnienia? "Nastroje w firmie są fatalne"

Irracjonalne wydaje się jej podejście zarządu do redukcji etatów czy sygnały, że placówki będą działały np. co dwa dni. — Zamykanie urzędów na jedną zmianę, to nie jest budowanie dostępności dla klientów, a o to zarząd cały czas zabiegał. Jeżeli urząd będzie zamknięty, to jaka to będzie dostępność do klientów? Żadna — podkreśla.

— Już teraz są urzędy, gdzie pracują tylko na jedną zmianę, bo ogólnie nie ma ludzi, a jeszcze ktoś poszedł na zwolnienie lekarskie. No niestety ludzie chodzą na zwolnienia, bo poczta płaci tak, jak płaci, więc nikt nie poświęca się dla tej pracy. Gdyby zadbali o pracowników, dali godne wynagrodzenia, to byłoby inaczej — uważa rozmówczyni Onetu.

Wspomina, że jak dziewięć lat temu obejmowała kierownicze stanowisko w urzędzie, to miała łącznie ośmiu pracowników w okienku. Teraz tylko czterech. — Od listopada czekałam na zatrudnienie osoby. Wie pani, kiedy przyszła? Dopiero w marcu. Takie jest zainteresowanie pracą na poczcie. Ludzi się nie skseruje, więc nikt nie będzie pracował po 12 godzin.

Do samej idei protestów podchodzi sceptycznie. — Już tyle było tych strajków i nic nie wywalczyli, za dużo u nas tych związków zawodowych. No ale może tym razem coś się uda, ale wątpię. Trochę jest już za późno, bo zbyt wiele etatów nam pozabierali. Na pewno moim pracownikom nie zabronię strajkować — stwierdza. “Jeżeli do końca tego roku nie uda się dokonać zmian, to już nie będzie czego reformować”

O kondycji Poczty Polskiej rozmawiam również z dr. Mateuszem Chołodeckim, kierownikiem Laboratorium Rynku Pocztowego działającego przy Uniwersytecie Warszawskim.

— Rozumiem protestujących z wielu względów. A nawet dziwię się trochę, że związkowcy nie protestowali wcześniej. Poczta Polska w tej chwili zatrudnia 80 proc. pracowników za pensję minimalną, czyli tyle, ile prawo minimalnie dopuszcza, żeby kogoś zatrudniać na umowę o pracę na pełen etat. W związku z tym mają podstawy do tego, żeby protestować już tylko ze względu na niskie zarobki — mówi ekspert w rozmowie z Onetem.

Poczta Polska na skraju upadłości? "O decyzji zarządu miało być cicho"

— Czy powinny być zwolnienia, przyjmując ten profil działalności Poczty Polskiej, jaki obecnie mamy? Nie, są w mojej ocenie nieuzasadnione. W tej chwili Poczta Polska ma duży problem z jakością. Przesyłki są dostarczane nieterminowo do adresatów, bo nie ma odpowiedniej liczby listonoszy — wymienia. Dr Chołodecki zwraca uwagę, że na rynku pocztowym, w przeciwieństwie na przykład do telekomunikacji, gdzie jest pełna automatyzacja, zadania muszą być wykonywane przez pracowników. — Tego się nie da przeskoczyć — zaznacza.

Dodaje, że widać niekonsekwencję w strategii zarządu — z jednej strony chcą wejść na rynek paczek, a z drugiej zapowiadają kolejne zwolnienia. — Jestem skonfundowany. Co w końcu poczta chce robić?

— A jeśli chodzi o sam rynek paczek, to jestem orędownikiem tego, aby doszło do synergii działalności dwóch podmiotów należących do Skarbu Państwa, czyli Orlen Paczki i Poczty Polskiej. Konkurowanie tych dwóch podmiotów należących do jednego właściciela jest co najmniej dziwaczne. Natomiast jeżeliby Poczta Polska chciała naprawdę zaistnieć na rynku paczek i zarabiać na tym pieniądze, to potrzeba znacznych nakładów finansowych — mówi.

Jako przykład podaje popularny InPost, który był bankrutem. Ostatecznie znalazł się inwestor, czyli Amerykański Fundusz Inwestycyjny o ogromnych zasobach, który zainwestował bardzo poważne środki. Teraz jest liderem rynku z największą liczbą paczkomatów w kraju.

Czytaj także: "Duże rozżalenie i frustracja". Rząd o nich zapomniał?

— Poczta Polska przespała wszystkie możliwe momenty na to, żeby dokonać zmiany czy reformy. Wielu specjalistów mówi, że prawdziwe pieniądze na rynku pocztowym robi się właśnie na cross-borderze, czyli przesyłkach transgranicznych. Tak, jak to robi np. amerykański UPS. — Regulacje prawa międzynarodowego są łaskawsze dla krajowych operatorów pocztowych, dlatego mogą mieć oni przewagę na tym rynku. Robią to Niemcy, Szwajcarzy, Francuzi, Holendrzy, Brytyjczycy. Kto tego w ogóle nie robi? Poczta Polska — dodaje.

— Jednak przede wszystkim potrzebna jest strategia. Właściciel, czyli Skarb Państwa, musi jednoznacznie wypowiedzieć się, po co jest mu Poczta Polska, do czego ona mu jest potrzebna. W mojej ocenie Poczta Polska nie powinna, a nawet nie może odchodzić od swojego biznesu podstawowego, czyli od przekazywania przesyłek, paczek i logistyki. Powinniśmy się zastanowić, co teraz z usługą powszechną na rynku — zaznacza. Jak dostosować ją do nowych czasów i potrzeb społecznych. Te usługi w obecnym kształcie powoli tracą swój sens.

— Nie ma żadnego kraju w Unii Europejskiej, w ogóle w Europie nie ma żadnego kraju, który nie miałyby swojej poczty. Nawet Watykan ma. A my jesteśmy na takim bardzo niebezpiecznym zakręcie, że to okienko na możliwości zmiany na Poczcie Polskiej powoli się zamyka. Uważam, że jeżeli do końca tego roku nie uda się dokonać zmian, to już nie będzie czego reformować — stwierdza dr Mateusz Chołodecki.