Pod linkiem jest kolejny odnośnik - do strony m.st. Warszawy z ankietą na temat nocnej prohibicji, którą można wypełnić.

Co o tym sądzicie? Mi, jako przeciwnikowi alkoholu, serce rośnie, gdy widzę taką inicjatywę.

  • Wyrak
    link
    fedilink
    Polski
    arrow-up
    4
    ·
    edit-2
    7 months ago

    A ja uważam że alkohol w Polsce jest zbyt łatwo dostępny. Nie widzę powodu by był sprzedawany na stacjach benzynowych ani w sklepach nocnych. Jeśli ktoś tam kupuje alkohol to już jest mocny sygnał że jego używanie tej substancji wymknęło się spod kontroli i powinien udać się na terapię. Tym bardziej niefajne jest że korporacje i sklepy zarabiają na tym że sprzedają alkohol ludziom, którzy są na granicy nałogu lub już w nałogu. To nie ma nic wspólnego z żadną wolnością.

    • Waćpan
      link
      fedilink
      Polski
      arrow-up
      1
      ·
      7 months ago

      Nie widzę powodu by był sprzedawany na stacjach benzynowych ani w sklepach nocnych. Jeśli ktoś tam kupuje alkohol to już jest mocny sygnał że jego używanie tej substancji wymknęło się spod kontroli i powinien udać się na terapię.

      – niestety, mam problem się z tym zgodzić. To taka właśnie “politycznie poprawna/postmodernistyczna definicja zdrowego stylu życia”. Skromnym zdaniem – całkiem akceptowalne miejsce i czas na degustację %. Najdzie o 2:00 w nocy kupić sobie piwo i coś przegadać albo przemyśleć na, dajmy na to, bulwarze nadrzecznym – to jak to rozwiązać, jeśli nie ma sklepu nocnego? Inny przykład: jako niepalący tytoń – za serce ujął pub, w którym palarnia ma większą powierzchnię, niż część dla niepalących – przychodzę tam posiedzieć, wychodzę “cały od fajek” – “jak za starych, dobrych czasów”. Tolerancja na dyskomforty i mikroagresje jako kompetencja społeczna.

      Tym bardziej niefajne jest że korporacje i sklepy zarabiają na tym że sprzedają alkohol ludziom, którzy są na granicy nałogu lub już w nałogu. To nie ma nic wspólnego z żadną wolnością.

      – tutaj jestem gotów się zgodzić – uzależnionymi ludźmi łatwiej manipulować i rządy czynią tak niekiedy. Kłopot w tym, że dla mnie to arbitralne – wszyscy jesteśmy “uzależnieni” od powietrza, wody i pożywienia (pomijając dalsze potrzeby), a pewne osoby od substancji, bez których najpierw doznają cierpienie, później śmierć (a, przeciwnie, z którymi czują spokój wewnętrzny). Brak umiaru w pierwszym przypadku prowadzi do np. otyłości i przedwczesnego zgonu, w drugim – do np. degeneracji, tylko po drodze jest jeszcze “moralny upadek” związany z trudnością w osiąganiu np. narkotyku (też alko). Cóż, po prostu jestem permisywistą i zwolennikiem harm reduction; podpisuję się pod podejściem Portugalii (“wszystko legal z mocy prawa”) lub Niderlandów (“wszystko legal z mocy nieformalnej umowy”), zaś samokontrola, samokrytycyzm winny wynikać ze zinternalizowanego etosu osoby, poczucia słuszności, harmonii czy reputacji. Wszystx powinnxśmy dysponować odwagą cywilną zwracać uwagę wykolejonym.