cross-posted from: https://szmer.info/post/55581

Arkadiusz Karbowiak od zawsze wie, że jest antykomunistą. Uczestniczy w mszach za ojczyznę, nielegalnych obchodach 3 Maja, 11 Listopada, rocznicach śmierci ks. Popiełuszki. Nie jest przywiązany do partyjnych szyldów, przymierzy ich kilkanaście. Na prawo od nich jest już zwykle tylko ściana. We wtorek opublikowaliśmy pierwsze dwa odcinki cyklu „Nacjonalistyczne Opole, Kowalski i Jaki”: „Odc. 1. Ratajczak, czyli rewizja Holokaustu” oraz „Odc. 2. Co się dzieje pod świętą górą”.

W 1988 r. PRL powoli się kończy, choć w Opolu z lekkim poślizgiem. Ale nawet tu po mieszkaniach spotykają się i wichrzą zbuntowani studenci. Raz po raz demonstrują na ulicach, organizują happeningi, piszą antyrządowe hasła na komitecie wojewódzkim partii. Lokalne władze reagują ciągle nerwowo: są zatrzymania, pobicia, rewizje, kolegia ds. wykroczeń, sypią się grzywny. Wyższych wyroków unikają, bo nagle jest już po Okrągłym Stole i z urzędem żegna się zwierzchnik opolskiego SB i MO płk Julian Urnatówka.

Slalomem przez partie Po upadku systemu to właśnie z grona tej opolskiej młodzieży wyodrębniają się lokalne grupy radykałów: Solidarność Walcząca, Konfederacja Polski Niepodległej oraz Liberalno-Demokratyczna Partia „Niepodległość”. Karbowiak zaliczy je wszystkie. W KPN zostanie nawet szefem Biura Propagandy. Razem grupki powołają Tymczasową Reprezentację Polityczną Śląska Opolskiego, zgodnie kontestując porozumienie z postkomunistami, za jedyne legalne władze uznając te emigracyjne.

Polityczna rzeczywistość szybko weryfikuje ich rewolucyjne zapędy. KPN odnajduje się w grach parlamentarnych i krok po kroku traci swoich radykałów, w tym Karbowiaka. Zostaje on opolskim skarbnikiem LDP „Niepodległość” Jerzego Targalskiego. Nie na długo: już rok później jest w Unii Polityki Realnej Janusza Korwin-Mikkego. Tam jednak sytuacja jest napięta. Kłócą się dwie frakcje: „liberalna” i „konserwatywna”. Pierwszej lideruje Korwin-Mikke, drugiej świeżo nawrócony, związany z Opus Dei wiceprzewodniczący Mariusz Dzierżawski.

Pretekstem do rozłamu są wybory prezydenckie 1995. „Konserwatyści” chcą poprzeć w drugiej turze Lecha Wałęsę, „liberałowie” ówczesnym prezydentem gardzą i nazywają oponentów w partii „agentami Belwederu”. Rozłam inicjują „liberałowie”, którzy mając przewagę we władzach partii, w grudniu 1995 r. zawieszają członkostwo „konserwatystom”.

W odpowiedzi konwentykiel pozbawia Mikkego prezesury, wybierając na to stanowisko Dzierżawskiego. Ten na czele zwolenników i firmy ochroniarskiej próbuje przejąć siedzibę partii przy ul. Nowy Świat, w której barykaduje się Korwin. Wokół budynku gromadzą się zwolennicy obu frakcji i dochodzi do przepychanek. Przez dwa dni Mikke nie opuszcza biura, załatwiając się do kwiatków. Ostatecznie jego sympatycy mający przewagę liczebną rozpoczynają zwycięski szturm.

W ten sposób akcja, nazywana potocznie „powstaniem dekabrystów”, upada. Dzierżawski zakłada partię klon UPR: Stronnictwo Polityki Realnej, a jego grupa dryfuje jeszcze bardziej na prawo, wraz z nią Karbowiak i kilku ważnych członków UPR, takich jak Łukasz Warzecha czy Tomasz Gabiś. Ideologicznie inspiruje ich, mocno wówczas promowana przez gabisiowego „Stańczyka”, tzw. rewolucja konserwatywna z czasów weimarskich Niemiec, której animatorzy, jak prawnik Carl Schmitt i pisarz Ernst Jünger, uważani są za intelektualnych protoplastów nazizmu.

SPR jednak jako samodzielna partia sobie nie radzi, więc już w 1996 r. wchodzi do Akcji Wyborczej Solidarność. Rok później znów się dzieli, a część działaczy ląduje na listach PSL. Karbowiak jest w tej grupie. To w ciągu pięciu lat już jego piąta partia. Nie prowadzi jednak kampanii, nie dogaduje się z ludowcami i w efekcie ma najsłabszy wynik ze wszystkich kandydatów. SPR ostatecznie się rozpada, a Karbowiak ląduje razem z opolskim wojewodą Adamem Pęziołem i późniejszym szefem PO na Śląsku Tomaszem Tomczykiewiczem w Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym. To jego partia numer sześć.

Umiarkowany rewizjonizm w granicach prawa SPR w okresie krótkiego istnienia udaje się jednak nawiązać współpracę z neofaszystowskim Narodowym Odrodzeniem Polski. Razem demonstrują w Warszawie 11 listopada 1997 r. z pochodniami i kijami bejsbolowymi. Manifestacja kończy się zamieszkami i interwencją policji. W efekcie teksty Karbowiaka trafiają do organu prasowego NOP, czyli „Szczerbca”.

Nie jest to zwykłe nacjonalistyczne pisemko. Przez lata jego naczelny i lider NOP Adam Gmurczyk na łamach zapoznawał Polaków ze wszystkimi chyba istniejącymi prądami neofaszyzmu. Można tam znaleźć całą paradę hitlerowskich kolaborantów: węgierskich strzałokrzyżowców, chorwackich ustaszy, walońskich rexistów i rumuńską Żelazną Gwardię; pochwały apartheidu i morderców Eligiusza Niewiadomskiego i Janusza Walusia oraz wywiady z neonazistami, takimi jak William Luther Pierce (autor niesławnych „Dzienników Turnera”, które zainspirowały zamach terrorystyczny w 1995 r. w Oklahoma City; zginęło 168 osób, 680 zostało rannych), a także całe serie artykułów rewizjonistów i negacjonistów Holokaustu.

Karbowiak pisze do „Szczerbca” o „ostatniej bitwie II wojny” – „procesie tzw. hitlerowskich zbrodniarzy wojennych w Norymberdze”. Nazywa go „największą farsą sądową ubiegłego półwiecza”, „niebezpiecznym precedensem uderzającym w prawo i państwo”, „zbrodnią dokonaną w majestacie prawa”. Deklaruje, że „zwycięzcy nie byli lepsi od pokonanych”, Rudolf Hess, prawa ręka Hitlera, był „działającym w dobrej wierze ambasadorem pokoju”, a zbrodnią były naloty dywanowe na Drezno czy wydanie władzom ZSRR i Jugosławii członków hitlerowskich formacji kolaboranckich. Cały sąd był możliwy dzięki „poważnej roli Żydów w organizacji procesów”, a „Norymberga była miejscem, gdzie wykreowano oficjalnie religię Holokaustu” i elementem „denacjonalizacji Europy”, czyli „poddania Europy masowej reedukacji (…) polegającej na niszczeniu kultury, tradycji, historii i prawa”.

W efekcie „zniszczono więc nie nazizm, lecz prawicę, wartości narodowe, każdą formę rządów niedemoliberalnych i niekomunistycznych”. Mówienie o zbrodniach nazistowskich jest dla Karbowiaka „bzdurą”. Polacy stali po prostu po niewłaściwej stronie w wojnie z Hitlerem. Wojna bowiem „była, jest i będzie (…) instrumentem polityki”, a „jej deprecjonowanie może służyć tylko wyznawcom kultu tzw. moralnej polityki, dziedzicom absurdalnej tezy o podziale wojen na obronne i napastnicze”, tym bardziej że i Polakom przyszłość może przynieść rolę okupanta, więc i nam może przydać się opcja rozstrzeliwania partyzantów. Wywód podpiera tezami hitlerowskiego kolaboranta Maurice Bardacha i znanego negacjonisty Holokaustu Davida Irvinga [i].

„Niczego się nie wypieram” – komentuje po kilku latach Karbowiak. Kiedy sprawa wydostaje się do mediów, członkowie Rady IPN, historycy prof. Andrzej Paczkowski i prof. Andrzej Friszke, są bezlitośni. Pierwszy stwierdza: „To jest zwyczajny negacjonizm, czyli zaprzeczanie nazistowskim zbrodniom ludobójstwa, wybielanie hitleryzmu i Trzeciej Rzeszy”. Drugi dodaje: „rzecz powinna zakończyć się sprawą karną. (…) To sianie nienawiści i obrona hitleryzmu”. Wedle Karbowiaka te opinie to nagonka polityczna, jego wypowiedzi zostały wyjęte z kontekstu, a tak w ogóle to jego teksty były tylko polemiką.

Antysemityzm, antykomunizm, autorytaryzm Karbowiak pisze także do innych ultraprawicowych pism. Jego teksty pojawiają się np. w „Glaukopisie”. Można tu znaleźć pochwały przedwojennego ONR, hitlerowskich kolaborantów z Brygady Świętokrzyskiej i organizatora pogromu w Myślenicach Adama Doboszyńskiego, ataki na lewicowych dąbrowszczaków uczestniczących po stronie republikańskiej w wojnie domowej w Hiszpanii, „grozę masonerii” i okładki z hiszpańskim dyktatorem gen. Francisco Franco. Karbowiak pisze tam o odpowiedzialnych za czystki etniczne, gwałty i morderstwa serbskich czetnikach i hitlerowskich kolaborantach z Litwy [ii].

Pisuje też do „Templum Novum” [iii]. Czasopismo wydawane jest przez Mariusza Bechtę, historyka z IPN i animatora tzw. Narodowej Sceny Rockowej. W „stajni” NSR można było znaleźć nazistowskie zespoły, takie jak Konkwista 88, Honor, Komora91, Salut czy Gammadion. W samym piśmie czytać można teksty licznych faszystów, negacjonistów i kolaborantów z Waffen SS, jak również samego Benito Mussoliniego.

Punkty wspólne tych pism: antysemityzm, antydemokratyzm, antykomunizm i autorytaryzm, a także liczne pozytywne nawiązania do różnych nurtów neofaszyzmu. Zresztą do dziś zainteresowania historyczne Karbowiaka są specyficzne. Jego teksty w tygodniku „Do Rzeczy” czy wypowiedzi na kanałach nacjonalisty Rafała Mossakowskiego dotyczą głównie hitlerowskich kolaborantów. Omawia szeroko litewskie, kozackie, rosyjskie, francuskie, brytyjskie, ukraińskie, łotewskie oddziały Waffen SS. Opisuje nazistowskich kolaborantów z Francji, Białorusi, Ukrainy, Chorwacji, Węgier, Finlandii, Włoch, Brygady Świętokrzyskiej NSZ i Słowacji.

Broni też kolaboranta hitlerowskiego Huberta Jura ps „Tom”, odpowiedzialnego za wydawanie Niemcom Żydów, partyzantów lewicowych organizacji GL, AL i osobistych wrogów, skazanego na śmierć nawet przez władze skrajnie prawicowej NSZ. „Czy klęska Hitlera była naszą klęską?” – pyta retorycznie w jednym z programów Mossakowskiego. Antykomunizm zdaje się usprawiedliwiać dla niego wszelkie sojusze i występki. Sam definiuje się jako „konserwatysta”. Jako swoje autorytety podaje Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego, Charles′a de Gaulle′a, gen. Franco i Augusto Pinocheta.

Polityczna miłość od pierwszego wejrzenia W międzyczasie pracuje jako monter instalacji przemysłowych, pracownik myjni samochodowej, pomocnik archiwisty, strażnik miejski, urzędnik w ZUS, zaocznie studiuje politologię. Prawdziwy przełom zawodowy przynosi mu zawiązana w okresie publikowania w „Szczerbcu” przyjaźń z przyszłym posłem Januszem Kowalskim. Ten poznaje go ze swoimi kolegami, późniejszymi radnymi Tomaszami Strzałkowskim i Kwiatkiem.

Ta znajomość wyniesie go do urzędów. Zostaje ideowym spiritus movens środowiska opolskich