• 2.99K Posts
  • 961 Comments
Joined 4 years ago
cake
Cake day: March 6th, 2021

help-circle




























  • Mężczyzna nie wymagał leczenia szpitalnego, został wypisany z zaleceniami kontynuowania leczenia w odpowiednich poradniach. Czeka go długa i mozolna rehabilitacja. Oceniono, że poniósł uszczerbek na zdrowiu trwający dłużej niż siedem dni.

    Kto by się spodziewał, że policjanci będą aż tak głupi? Osoba, która jako pierwsza została wyniesiona przez policję, uważa, że nie było żadnej potrzeby, aby stosować aż tak brutalne środki.

    – Nie spodziewaliśmy się, że będą na tyle głupi, aby nas ściągać za nogi po schodach. Sam komornik, widząc, co się dzieje, mógł odstąpić od eksmisji w tym dniu. Gdyby chcieli, to by Krzyśka znieśli spokojnie, ale oni chcieli mu zrobić krzywdę – ocenia.

    Jak poinformowała Akcja Lokatorska, eksmisja trwała do późnych godzin nocnych. Kobietę wyprowadzono w asyście policji. Niosła doniczkę z ulubionym kwiatkiem.

    Odpowiedź policji Skierowaliśmy pytania o całą sprawę do wrocławskiej policji oraz pogotowia.

    Oficer prasowy KMP we Wrocławiu, kom. Wojciech Jabłoński przekonuje, że w przestrzeni medialnej pojawiły się nieprawdziwe informacje na temat przeprowadzonej przez policjantów interwencji. Jabłoński przekonuje, że „policjanci wezwali [osoby protestujące – red] do zachowania zgodnego z prawem oraz uprzedzili ich o możliwości użycia środków przymusu bezpośredniego, to osoby te nadal stawiały bierny opór”.

    W związku z tym funkcjonariusze użyli, zgodnie z obowiązującymi przepisami i procedurami w tym zakresie, w stosunku do nich m.in. ręcznego miotacza gazu celem przywrócenia zachowania zgodnego z prawem. Na skutek podjętych przez policjantów działań, czynności komornicze zostały przeprowadzone, a nakaz sądowy zrealizowany – przekonuje Jabłoński.

    Nie mamy do tej pory żadnej informacji, aby ktokolwiek miał zostać poszkodowany podczas czynności komorniczych oraz działań policji – puentuje.

    Epilog Dzień po zajściach w trakcie eksmisji, Akcja Lokatorska poinformowała, że „Wydział Lokali Mieszkalnych Urzędu Miast Wrocławia zaoferował pani Wiktorii pełnostandardowy lokal tymczasowy z możliwością przekształcenia na najem socjalny”.


  • Protestujący, z którymi rozmawiamy oraz sam Krzysztof uważają, że na zachowanie ratowników mieli wpływ policjanci, którzy uparcie przekonywali, że mężczyźnie nic się nie dzieje oraz że mężczyzna udaje.

    – Zachowywali się, jakby i oni chcieli mi dołożyć – mówi Krzysztof. – Gadali między sobą coś o jeb***ch biedakach, którzy zajmują mieszkania ciężko pracujących ludzi. Chyba myśleli, że myśmy to mieszkanie chcieli zająć. Cały czas też upierali się, żebym nie jechał na SOR.

    W końcu Krzysztof dotarł na oddział ratunkowy. Na miejscu kazali mu zejść z noszy i iść na łóżko o własnych siłach.

    – Szło mi to mozolnie, więc jeden z ratowników mnie pchnął, aż zawyłem z bólu. To było straszne. Chętnie bym zobaczył nagranie z monitoringu – mówi Krzysztof.

    Na SOR-ze Krzysztof został przebadany od stóp do głów. Wypisano go rano. Oto wyimki z epikryzy:

    w badaniu urazowym: otarcia naskórka w okolicy międzyłopatkowej, na ramieniu prawym, w rzucie prawego łuku żebrowego, podbiegnięcie krwawe na łokciu prawym, ból podczas palpacji (badania uciskowego – red.) w rzucie kręgosłupa piersiowego, ruchomość ograniczona bólowo, wzmożone napięcie okolicznych mięśni. ból w rzucie prawego łuku żebrowego nasilający się przy ruchach oddechowych w rzucie stawu skokowego prawego obrzęk i ograniczenie ruchomości. I wreszcie: skręcenie stawu skokowego, złamanie stabilne trzonu TH7 (czyli: uszkodzenie kręgosłupa – red.) i złamanie żebra III po prawej (stronie – red.).


  • Krzysztof został rzucony na ulicę przed blokiem, gdzie leżał ok. godzinę. W tym czasie on i inni protestujący wielokrotnie domagali się wezwania pogotowia.

    Policja miała mówić, że mężczyzna udaje albo że jest pod wpływem alkoholu lub narkotyków, choć Krzysztof od lat jest abstynentem.

    Michał (imię zmienione) opowiada, że dyżurny pogotowia nie reagował na telefony protestujących. – Powiedzieli, że skoro na miejscu jest policja, to Krzysiek jest bezpieczny. W końcu jedna z naszych koleżanek zatelefonowała i udając zatroskanego przechodnia, wezwała pogotowie.


  • Między piętrami, gdzie nie było nikogo z protestujących, spryskali mnie gazem. Dlaczego? Nie wiem, to już ich trzeba zapytać – opowiada Krzysztof.

    Atak gazem sprawił, że mężczyzna chwycił twarz w dłonie, rozluźniając pozycję embrionalną. Wtedy funkcjonariusze zaczęli go ściągać po schodach za nogi, obijając o stopnie i nie reagując na jego krzyki i prośby o wezwanie pogotowia.

    Krzyki dobiegające z klatki schodowej zostały zarejestrowane na nagraniu wideo, które pokazuje moment jego wynoszenia przez policjantów. Mężczyzna ma potarganą koszulę i trzyma się za żebro, jest wyraźnie obolały.


  • Policjant zmęczony to policjant zły – Siedziałem na samym początku, więc mnie wynieśli jako pierwszego – mówi osoba pragnąca zachować pełną anonimowość. – Trzymałem dłonie zaciśnięte pod kolanami, usiłowali mi więc wykręcać i palce, i ręce, próbując je także wykopać. Pokrzykiwali, że użyją wobec mnie gazu, ale zachowałem spokój. Nie zostałem poturbowany chyba tylko dlatego, że policjanci nie byli jeszcze zmęczeni wynoszeniem protestujących.

    Relacje osób wynoszonych później, z wyższych pięter, wskazują na narastającą agresję ze strony mundurowych.

    – Chwyciło mnie trzech policjantów, Stawiałam bierny opór, maksymalnie rozluźniając ciało, gdy chwyciło mnie trzech policjantów – opowiada Karolina (imię zmienione).

    Rozluźnione ciało dla noszących subiektywnie waży więcej. Komentarz ze strony policjantów?

    – Ale się nam ciężka trafiła…

    Karolina odparowała, że nie zamierza ułatwiać mundurowym roboty. Wtedy usłyszała: – Ciekawe, czy będziesz tak szczekać, jak cię zniesiemy do piwnicy…

    Gdy upadła na posadzkę z szeroko rozłożonymi nogami, policjanci mieli zacząć dyskutować, co by z nią najchętniej zrobili.

    – Usłyszałam słowo „nasmarowałbym” i mnie zmroziło. Resztę drogi na dół spadałam ze schodów lub byłam wleczona za wykręcone ręce. Nigdy aż tak bardzo nie wyłam z bólu.

    Na nagraniach z akcji słychać bolesne zawodzenie mężczyzny, który odniósł najpoważniejsze obrażenia.

    Krzysztof (imię zmienione) relacjonuje:

    – Policja zaczęła mnie wyciągać, wydaje mi się, że na samym początku otrzymałem cios butem w żebra. Bardzo się pilnowałem, aby się nie szarpać, nawet nie przeklinać, tak żeby nie dać im pretekstu do postawienia mi żadnych zarzutów. Zastygłem w pozycji embrionalnej i tak zaczęli mnie znosić.


  • Komornik: to nie moja sprawa Rozmawiać nie chciał także przybyły 28 maja na miejsce eksmisji komornik. Gdy blokujący eksmisję zaczęli go pytać, czy nie ma sumienia, wyrzucając na bruk 65-letnią kobietę, stwierdził – „Ta kobieta nie trafi na bruk, tylko do lokalu zastępczego na sześć miesięcy. A co dalej? To już nie moja sprawa”.

    „30 lat wykonuje ten zawód, mnie już nic nie rusza. Gdybym każdym się miał przejmować, to bym musiał rzucić pracę”, oraz: „Nie znacie prawa” – mówił.

    Przeciw eksmisji protestowało łącznie ponad trzydzieści osób związanych z wrocławską Akcją Lokatorską, lokalną sekcją Federacji Anarchistycznej i z szeroko rozumianym ruchem wolnościowym.

    Komornik usiłował wejść na piętro pani Wiktorii, depcząc po osobach, które okupowały klatkę schodową – jednocześnie miał się domagać poszanowania własnej nietykalności osobistej. Zachowanie urzędnika dokumentują zdjęcia oraz nagrania udostępnione przez lokalne media.


  • Sprawą pani Wiktorii interesowała się m.in. telewizja Polsat, która poświęciła 65-latce jeden z odcinków „Interwencji”. Z programu dowiadujemy się, że emerytka padła ofiarą wrocławskiej spółdzielni Energoprem, która, mimo że obiecała jej prawo do lokalu – to umowy ostatecznie nie dotrzymała.

    Historia dramatu pani Wiktorii ma swój początek w latach 90. gdy jej mąż dostał przydział na 60-metrowe mieszkanie. Kobieta twierdzi, że mąż nigdy nie interesował się sprawami mieszkania, że nie wpłacił nigdy wkładu oraz że przeszła z nim gehennę. Ostatecznie rozwiodła się i rozpoczęła nierówną walkę o mieszkanie.

    – Pani Woźniak spłacała kolejno raty kredytowe doliczane do opłat miesięcznych, wszystkie zaległości, które powstały przed wykluczeniem jej męża ze spółdzielni, wszystko spłaciła – mówiła Polsatowi radca prawny Maria Pelczarska.

    W 2003 roku doszło do porozumienia między panią Wiktorią a spółdzielnią. – Ostatecznie [pani Wiktoria] uzyskała orzeczenie, z którego wynikało, że nabyła wierzytelność w stosunku do spółdzielni w kwocie ponad 144 tysięcy zł. Wszystko wskazywało na to, że koszt tego lokalu został w pełni uregulowany przez Wiktorię Woźniak – opowiadała Polsatowi radca Maria Pelczarska.

    Szybko okazało się jednak, że to nie koniec kłopotów. Spółdzielnia Energoprem zażądała spłaty odsetek od zaległości 6 tysięcy złotych, jeszcze z lat 90. Odsetki wówczas były bardzo wysokie, rzędu 60 proc. miesięcznie. Tym samym pani Wiktoria została obarczona spłatą kolejnego długu – w wysokości aż 50 tys. zł – którego już spłacać nie była w stanie. Sprawa ostatecznie trafiła do sądu, który wydał nakaz eksmisji oraz zasądził 1500 zł miesięcznie za bezumowne korzystanie z lokalu.

    Dziennikarze „Polsatu” chcieli rozmawiać z prezesem spółdzielni, ale przekazano im jedynie, że skoro jest wyrok, to komornik ma zrobić swoje. Z dziennikarzami prezes rozmawiać nie chciał.