Marek Jakubiak, startując na prezydenta w 2020 r., miał kupić, a następnie wykorzystać przy rejestracji swojej kandydatury sfałszowane podpisy poparcia. Organizujący je dla niego człowiek obecnie jest pełnomocnikiem komitetu Artura Bartoszewicza, który przed tegorocznymi wyborami także zebrał zaskakująco wiele podpisów. Obaj kandydaci zaprzeczają oskarżeniom. Sprawę opisuje portal Goniec.
W moim odczuciu od zawsze te podpisy były w dużej części fałszowane. To jest zbyt proste, żeby tego nie robić, a nie ma żadnej możliwości weryfikacji. Nie mogę sprawdzić czy nie „podpisałem” jakiejś listy, a nazwisko i pesel są prawie publicznie dostępne (jeśli mówimy o zebraniu zestawu kilkuset tysięcy kompletów). Podpisy powinny IMO być zbierane zdalnie, elektronicznie, podpisywane epuapem. Równocześnie po staremu, spoko, tak czy siak zobaczylibyśmy gdzie najbardziej „śmierdzi”. W drugą stronę, skoro muszę podać na liście mój pesel to dlaczego informacji o tym, że coś podpisałem nie mogę zobaczyć w jakimś mobywatelu? Rzucam te pytania w przestrzeń, nie oczekuję odpowiedzi. To po prostu powody dla których od lat wątpię w prawdziwość podpisów pod kandydaturami czy wieloma „projektami obywatelskimi” czy petycjami do polityków.
Podpisujesz listę poparcia dla ochrony żubrów i bach… jakiś Braun ma Twój głos…
nie może iść epuapem - rząd miał by gotową listę wrogów ideologicznych