cross-postowane z: https://szmer.info/post/80869

Biją, czasem przepraszają. Policjanci nadal są bezkarni

Władza zdaje się wymagać od policji zdecydowania. Ale tylko w obronie samej władzy.

Na komisariacie pobity może zostać każdy. I uczciwy, i taki na bakier z prawem. Policjanci biją, bo wiedzą, że mogą. Prokuratura i sąd zwykle wierzą funkcjonariuszom, a nie tym, którzy ich oskarżają o przekroczenie uprawnień.

Według ostatniego raportu Komendy Głównej Policji spada liczba skarg na policjantów o nieludzkie lub poniżające traktowanie zatrzymanych. Jednocześnie media co jakiś czas opisują przypadki śmierci podczas policyjnych interwencji. Te najbardziej szokujące tylko z ostatniego roku i tylko z Dolnego Śląska to 25-latek z Ukrainy, 29-letni Łukasz z Wrocławia i Bartek z Lubina.

Ale są też „zwykłe” interwencje – kilka dni temu w Inowrocławiu zamaskowany policjant psiknął gazem w twarz kilku mężczyznom protestującym przeciwko wizycie w mieście Jarosława Kaczyńskiego. Minister Mariusz Kamiński skomentował to zdarzenie na Twitterze krótko: „Znieważenie policjanta jest przestępstwem. Nie może być zgody na atakowanie funkcjonariuszy służb mundurowych. Stanowcza reakcja policjanta w Inowrocławiu była uzasadniona i zrozumiała”.

Równie dużym echem odbiła się decyzja prokuratury – w styczniu 2022 r. umorzyła postępowanie wobec policjanta, który dwa lata wcześniej podczas protestów w Warszawie złamał 19-letniej dziewczynie rękę w trzech miejscach. Sąd uznał zatrzymanie aktywistki za „nielegalne, niezasadne i przeprowadzone w sposób nieprawidłowy”, ale prokuraturze wystarczyły wyjaśnienia funkcjonariusza, że dziewczyna się wyszarpywała i dlatego założył jej dźwignię barkowo-łokciową. Brak oznaczeń na mundurach, pałki teleskopowe, gaz to właściwie od kilku lat policyjny standard podczas protestów antyrządowych, ale też zatrzymań i interwencji domowych.

Władza zdaje się wymagać od policji zdecydowania. Ale tylko w obronie samej władzy. I odwdzięcza się policji jak może. W 2021 r. policyjne związki zawodowe wynegocjowały z ministerstwem podwyżki – od 1 stycznia 2022 r. 500 zł netto (677 zł brutto wraz z nagrodą roczną) dla każdego funkcjonariusza. W grudniu policjanci otrzymali specjalne dodatki motywacyjne, średnio w wysokości 4100 zł – po raz pierwszy w historii. Zapewniono również wzrost w 2022 r. funduszu motywacyjnego z 2,7 proc. do 4,4 proc (w ocenie związkowców powinno to być nie mniej niż 8 proc.). Jak informowała w lutym tego roku „Gazeta Policyjna”, dopełnieniem podwyżki będzie kroczący wzrost uposażeń wprowadzany równolegle z przeszeregowaniem policjantów. Propozycje kroczącego wzrostu uposażeń obejmą przeszło 67 tys. policjantów. Nic dziwnego, że niektórzy funkcjonariusze, czując takie rządowe wsparcie, mogą poczuć się bezkarnie.

– Głośne są sprawy tragiczne, kiedy ktoś umiera. Ale nie znamy prawdziwej liczby pobić na komisariatach, przesłuchań, w których zeznania wymusza się wyzwiskami i straszeniem – mówi adwokat, który zastrzega anonimowość. Bo kiedy zajął się nieuzasadnionym zatrzymaniem i pobiciem zatrzymanego, zaczęły go spotykać dziwne sytuacje. Do kancelarii przyszedł mężczyzna, który rozglądając się po całym pomieszczeniu, domagał się porady z prawa pracy od aplikanta. Najpierw dla siebie. Potem dla kolegi…

– Aplikant nie może udzielać porad prawnych. Gość pewnie chciał go nagrać i zażądać paragonu fiskalnego. I uszyliby mi sprawę, przy okazji łamiąc karierę aplikantowi. Na szczęście chłopak grzecznie odmówił, a przy okazji mamy zdjęcie tego człowieka – opowiada adwokat i z ironicznym uśmiechem dodaje, że nie tylko jeździ za nim ten sam samochód, ale nawet ostatnio jakiś facet chodził za nim i jego dziewczyną krok w krok. Zniknął, kiedy ta wyjęła aparat telefoniczny i zaczęła mu robić zdjęcia.

Zawsze godny zaufania Mecenas Jarosław Cieślak wybronił swojego klienta od zarzutu znęcania się nad rodziną. Ale już nie wybronił – na razie, bo składa apelację – od naruszenia nietykalności policjantów, którzy weszli do mieszkania Krzysztofa N. i w trakcie interwencji zaatakowali go gazem. Krzysztof N. – przed czterdziestką, świetnie prosperująca firma remontowo-budowlana. Żaden margines czy „element” notowany u dzielnicowego. Tamtego wieczoru w lipcu 2021 r. pił z kolegą wódkę. W domu. Może i zachowywał się głośno. Ktoś wezwał policję. Policja użyła gazu i zabrała go na komendę. Tam, jak mówi, stanął w obronie bitego Ukraińca, który wył z bólu na całą komendę.

Krzysztof N.: – Jak mundurowi tłukli tego chłopaka, no to się rzuciłem do nich. Kiedy trafił na SOR zalany krwią, ze złamanymi żebrami i nosem, lekarz na jego widok rzucił „no już bardziej nie mogliście…”. Do prokuratora policjanci zawieźli go dopiero rano następnego dnia po zatrzymaniu. – Tam też usłyszałem „bardziej się nie dało?” – denerwuje się Krzysztof, którego sędzia sądu rejonowego błyskawicznie skazała za naruszenie nietykalności funkcjonariuszy i nie interesowały jej jego zeznania, jak został pobity, i o człowieku, w którego obronie stanął. A on do dzisiaj się zastanawia, czy Ukrainiec bity na jego oczach w komisariacie na wrocławskim Rakowcu to nie był czasami Dmytro Nikiforenko, o którego śmierci przeczytał w gazetach.

Mecenas Cieślak: – Problem nadużywania uprawnień przez funkcjonariuszy wypływa ze sposobu traktowania ich w przepisach prawnych i później w sądach. Standardowym przykładem są tu uzasadnienia wyroków, w których zawsze pojawia się magiczne sformułowanie, że „sąd daje w całości wiarę zeznaniom funkcjonariuszy publicznych”, bowiem „nie są to osoby zainteresowane wynikiem postępowania, a z racji na piastowane stanowisko są godne zaufania”.

Adwokat z Wrocławia od razu wyjaśnia, że oznacza to tyle, że ponieważ ktoś jest policjantem, to na pewno mówi prawdę, a wszyscy inni kłamią. – Taka postawa dotyczy i innych zawodów. W jednej z moich spraw sąd dał wiarę notariuszce dlatego, że wykonuje ona zawód zaufania publicznego. I nie uwierzył świadkom zeznającym na niekorzyść tej notariuszki. Tylko że uznawanie wiarygodności konkretnych osób poprzez podkreślanie funkcji, które pełnią, w konsekwencji buduje w tych osobach poczucie bezkarności – zauważa mecenas.

Piotrek. Lat 20. Niekarany. Kilka miesięcy temu przeprowadził się z Norwegii do Polski. Wyjechał jako dzieciak z mamą, ale nie wsiąkł w nową ojczyznę. Dlatego na przełomie 2021/22 przyjechał do starej. W październiku zaczyna studia.

– Ale po tym, jak pobili mnie policjanci, myślałem, że to jednak nie jest kraj dla normalnych ludzi – przyznaje Piotrek, który z rozpoznanym przez psychiatrę syndromem zespołu stresu pourazowego od zatrzymania na komendzie policji we Wrocławiu wciąż bierze leki i chodzi na terapię. Właśnie wyprowadził się od babci i wynajął mieszkanie. Chce walczyć o zadośćuczynienie.

I po chwili zaczyna opowiadać, jak wyglądała jego lekcja wychowania obywatelskiego. No więc najpierw była impreza. Domówka. Tłum ludzi. Alkohol. Jakaś trawa. O drugiej w nocy odwiózł koleżankę do domu – Uberem. Na jego szczęście, bo dzisiaj wie, że są na monitoringu. Po jakimś czasie dowiedział się, że ktoś w tym tłumie stracił portfel, ktoś kogoś tam poszarpał i że matka tego poszarpanego chce, żeby złożył zeznania. No to poprosił kolegę, żeby pojechał z nim na komendę policji, bo choć świadkiem rozboju nie był, to powinien zeznać, co się na imprezie działo. Kiedy wysiadał 2 lutego ok. godz. 18 z auta kumpla, do głowy mu nie przyszło, że z komendy wyjdzie następnego dnia o godz. 14.10. Kolega po dwóch godzinach czekania stwierdził, że to składanie wyjaśnień przez Piotrka trochę długo trwa, i odjechał.

– Piotrek ma szczęście, bo ma adwokata, czyli mnie. A ile jest takich zatrzymań, bezzasadnych, o których nie wiemy? Bo zatrzymany co prawda wyszedł z komisariatu obity, zwyzywany, ale nie będzie się skarżył, bo albo nie wie, że może, albo się boi – pyta retorycznie mec. Emilia Mądrecka, która złożyła do sądu zażalenie na zatrzymanie Piotrka (uwzględnione), wystąpiła o zabezpieczenie monitoringu na komendzie (do dziś nie dostała odpowiedzi w tej sprawie) oraz w szpitalu, do którego funkcjonariusze przywieźli zalanego krwią chłopaka, żeby lekarz podjął decyzję, czy może trafić na dołek (monitoring zabezpieczono do dyspozycji prokuratury).

Może się powiesi Jak wyglądało bliskie spotkanie Piotra z funkcjonariuszami wrocławskiej policji? Odmówili mu kontaktu z adwokatem. Zrobili mu trzykrotną rewizję osobistą – musiał się rozebrać do naga, wykonywać przysiady, czy aby nie ukrywa czegoś w odbycie, przeszukano mu ubrania. Kilkakrotnie uderzono go w twarz i raz kopnięto w brzuch – przez poduszkę. Kiedy zalał się krwią z nosa, oberwał jeszcze raz, bo ochlapał nie tylko siebie, ale też pokój, w którym go przesłuchiwano i policjantów. Pokój bez monitoringu.

– To „przesłuchanie” to był jeden stek wyzwisk. Wyzywali mnie od cweli, pedałów, śmieci, ciot – Piotrkowi, kiedy zaczyna opowiadać, co się działo na komendzie, trzęsą się ręce. Jego adwokat sięga więc po oświadczenie chłopaka złożone u notariusza i czyta: „cwelowi należy zostawić sznurówki, może się powiesi”, „ty kurwo jebana”, „gdybyśmy tu byli 15 lat temu, to siadałbyś na butelkę”, „zobaczymy za godzinę, czy będziesz trzymał się tak jak teraz, bo twój kolega już płakał na kolanach”, „dowodów jest tyle, że idziesz do więzienia na 3 miesiące bezwzględnego”.

Mecenas Mądrecka odkłada oświadczenie i mówi: – To jest policja czy jakaś patologia?

Adwokatka Piotrka nie tylko złożyła pisma dotyczące zabezpieczenia monitoringu z komendy i szpitala. Wystąpiła też w trybie dostępu do informacji publicznej o podanie listy z nazwiskami funkcjonariuszy, którzy przebywali w tej komendzie w tym samym czasie, co jej klient. Komendant odmówił, twierdząc, że naraziłoby to ich na niebezpieczeństwo. Choć w dyżurce komendy obok informacji, że każdy obywatel, świadek i zatrzymany, może zadzwonić do Rzecznika Praw Obywatelskich czy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, wisi lista z nazwiskami wszystkich policjantów z podziałem na poszczególne wydziały i sekcje, w których pracują…

Równo miesiąc po