Historia pana Damiana z Węgrzynowa koło Trzebnicy miała dramatyczny początek, ale szczęśliwy finał. Rolnik został z 11 tonami śliwek, gdy klient nie odebrał zamówienia. Dzięki mieszkańcom i internautom owoce...
To mechanizm działąjący już dawno, nie od czasów covidowych.
Miałem tę nieprzyjemność śledzić zawodowo fora rolnicze. Gdy tylko w jakimś europejskim brakowało produktów to całą produkcje potrafili pchać na eksport aż ceny krajowe wyskakiwały pod niebo. Wtedy wielcy panowie robili wielkie inwestycje, zwiększali produkcje, stawiali chaty, brali Lambo w leasing, śmiali się z innych, że są frajerami a im się udało i pewnie wszystkim teraz dookoła skacze gul.
Gdy tylko zagraniczny kryzys się kończył a oni zostawali z nadprodukcją (co oczywiście zmniejszało cenę, często do takiej poniżej kosztu produkcji) to wtedy wielki lament, zbiorowa nieodpowiedzialność całej branży a tak w ogóle to państwo ratuj, skupuj interwencyjnie i dopłacaj bo tu jakiś spisek pewnie działa żeby zarżnąć polskie rolnictwo.
To mechanizm działąjący już dawno, nie od czasów covidowych.
Miałem tę nieprzyjemność śledzić zawodowo fora rolnicze. Gdy tylko w jakimś europejskim brakowało produktów to całą produkcje potrafili pchać na eksport aż ceny krajowe wyskakiwały pod niebo. Wtedy wielcy panowie robili wielkie inwestycje, zwiększali produkcje, stawiali chaty, brali Lambo w leasing, śmiali się z innych, że są frajerami a im się udało i pewnie wszystkim teraz dookoła skacze gul. Gdy tylko zagraniczny kryzys się kończył a oni zostawali z nadprodukcją (co oczywiście zmniejszało cenę, często do takiej poniżej kosztu produkcji) to wtedy wielki lament, zbiorowa nieodpowiedzialność całej branży a tak w ogóle to państwo ratuj, skupuj interwencyjnie i dopłacaj bo tu jakiś spisek pewnie działa żeby zarżnąć polskie rolnictwo.
Już dawno przestało mi być żal obszarników.