[English below] Piszę ten tekst przed moją akcją. Jeszcze nie wiem czy się powiedzie, jak wysoko uda się wejść i czy uda się powiesić flagę. Nie wiem też, jakie czekają mnie za nią represje z powrotem na ziemi, ale podejrzewam, że przynajmniej przez kilka godzin nie będę miał okazji opowiedzieć wam, o co właściwie mi chodziło. Dlatego teraz, zanim jeszcze cokolwiek zaszło, chcę powiedzieć, czemu podejmę próbę zawieszenia flagi uchodźców na maszcie wolności.

Na granicy polskiej giną ludzie. Właściwie nie giną – są zabijani. Kiedy ktoś przeżyłby, gdyby udzielono mu pomocy, ale tej pomocy świadomie mu się odmawia – to jest morderstwo. A przecież to co państwo polskie robi jest jeszcze krok dalej od zaniechania. Ci ludzie, szukający pomocy, uciekający przed prześladowaniami, marzący o znalezieniu tu bezpieczeństwa i tak cenionej ponoć przez Polaków wolności, są przez nas łapani i siłą wyrzucani na bagna, do lasu, z powrotem w ręce chłodu i wilgoci, pod but białoruskiego żołnierza… To co robimy nie różni się od strzelania do tych ludzi, do tych kobiet i dzieci, do bezbronnych cywilów, tylko nie wygląda tak drastycznie w telewizji. Nie widać krwi… ale ją przelewamy. W chwili gdy piszę ten tekst, od rozpoczęcia się tej sytuacji ofiarą naszej polityki granicznej, ofiarą państwa polskiego, padło 18 osób.*  Oczywiście są to jedynie dane z oficjalnych komunikatów i potwierdzonych źródeł, prawdziwa ilość ciał wciąż jeszcze leżących w lesie, ciał spływających rzeką, ciał przerzuconych dyskretnie na białoruską stronę jest nieznana. Jeżeli nasze państwo pozostanie na obecnym kursie ta liczba będzie rosnąć, wraz z nadchodzącą zimą.

A jednak w sytuacji kiedy Polska zabija niewinnych ludzi – wielu Polaków nic o tym nie wie. W sytuacji kiedy przyjęto u nas prawa legalizujące pushback, który na polsko-białoruskiej granicy jest często wyrokiem śmierci, zadawanej powoli, zadawanej przez odmówienie ludziom prawa do człowieczeństwa – wielu Polaków to nie interesuje. W sytuacji kiedy w biały dzień łamane są tam prawa człowieka i konwencje międzynarodowe – wielu Polaków nie chce o tym myśleć. To nie ich sprawa co rząd tam robi. To przecież nie oni wyrzucają dzieci i ciężarne kobiety do lasu. To w końcu tylko reprezentujący ich aparat państwowy i opłacone z ich podatków służby… Ale ta bierność, to odwracanie wzroku, nie uchroni nas od odpowiedzialności. Dlatego wspinam się na najwyższy maszt flagowy w tym kraju – ten temat musi być pchany ludziom przed oczy, chociażby chcieli go unikać. Cytując Marka Edelmana – „Bo obojętność w pewnym momencie jest tym samym co morderstwo, zabójstwo. Jak się przyglądasz złu i odwracasz głowę albo nie pomagasz, kiedy możesz pomóc, to stajesz się współodpowiedzialny.” To co się dzieje to jest już ten moment. Moment kiedy trzeba postawić opór, kiedy trzeba zacząć działać, i to w bardziej wymierny sposób niż postując na facebooku.

Może niektórzy oburzą się użyciem tu cytatu z Edelmana – przecież on pisał o nazizmie, o Holocauście, nie powinno się szafować porównaniami do jednego z największych koszmarów w historii! Odpowiem tak – używam tego cytatu bardzo świadomie. Owszem Zagłada to wydarzenie o zupełnie innej, nieporównywalnej skali, ale to wydarzenie nie wzięło się znikąd. Przed obozami śmierci były pogromy, były programy deportacji, a na samym początku była propaganda, nagonka, kampania nienawiści… I to brzmi niepokojąco znajomo. To co mnie dziś naprawdę przeraża, to to, ile głosów można usłyszeć w tym kraju nie tylko negujących koszmar uchodźców na granicy, ale nieraz wręcz otwarcie wyrażających dla niego aprobatę, wygłaszających opinie, że ludzie ginący na granicy zasługują na to co się z nimi dzieje, świętujących „obronę polskich granic” i sugerujących jeszcze większą eskalację przemocy. Trzeba powiedzieć otwarcie: kiedy priorytet nad życiem człowieka bierze to co ma wpisane w dokumentach, po której stronie kreski na mapie się znajduje, jego religia czy kolor skóry – mamy do czynienia z nacjonalizmem, rasizmem, ksenofobią… To co obserwujemy obecnie w Polsce to postępująca cicha akceptacja faszystowskich idei przez dużą część społeczeństwa. Te głosy powoli przestają dochodzić z marginesu dyskursu politycznego – coraz bardziej podchwytywane są przez główny nurt, przez polityków partii rządzącej… Tegoroczny tzw. „marsz niepodległości” organizowany przez środowiska ultra-nacjonalistyczne, podczas którego padały wypowiedzi o strzelaniu do emigrantów, o zdelegalizowaniu emigracji w ogóle, został uznany za oficjalne wydarzenie państwowe. Premier tego kraju zwołał konferencję prasową na której demonizował uchodźców jako zagrożenie dla kraju używając obrazów z pornografii zoofilskiej, odnosząc się w ten sposób do najobrzydliwszych mitów o mieszkańcach bliskiego wschodu. Tego typu nagonka, przywodząca na myśl praktykowane przez antysemitów oskarżanie żydów o dodawanie krwi dzieci do macy, tak jak i tamte kłamstwa doprowadzi do śmiertelnej przemocy, powietrze w tym kraju już zaczyna pachnieć pogromem. Oddolna, zainspirowana tą retoryką przemoc przecież już się pojawiła – napad i pobicie łomem grupy emigrantów, zniszczenie samochodów Medyków na granicy, atak na groby rodziny Stuhrów w odwecie za humanitarne zaangażowanie znanego aktora. Coraz brunatniej się robi, i chociaż katalizatorem jest kwestia uchodźców, to problem dotyczy nas wszystkich. Nawet jeżeli wszystkie humanitarne apele Cię nie poruszyły i nie jesteś skłonny wykrzesać z siebie empatii dla osób z którymi nie masz nic wspólnego, to powstrzymanie tego procesu powinno być dla Ciebie kwestią odruchu samozachowawczego. Wielu przypomni się tu poemat Niemöllera o tym jak to przyszli po tych, a potem po tamtych, a on siedział cicho, aż przyszli po niego. Kiedy zrobimy pierwszy krok, zdecydujemy, że człowieczeństwo podlega dyskusji, że prawa człowieka w pewnych przypadkach mogą być zignorowane, pierwsza kostka domina zostanie przewrócona, prędzej czy później to ty lub ktoś z twoich bliskich staniecie się obiektem rozważań, czy aby na pewno macie prawo do życia…

Musimy też uświadomić sobie, że nasza przyszłość to masowa emigracja. To co dzieje się teraz to jedynie łagodne preludium do olbrzymich przemieszczeń ludności które zgotują nam w nie tak odległej przyszłości zmiany klimatu… Polityka energetyczna między innymi naszego kraju trzyma nas na kursie ku pewnej katastrofie, w biegu której globalne południe w dużym stopniu przestanie nadawać się do życia, i wszyscy ci ludzie będą musieli gdzieś się podziać. Nawet najbardziej optymistyczne scenariusze walki z katastrofą klimatyczną przewidują, że wielka liczba ludzi będzie musiała porzucić miejsca gdzie żyli i szukać nowego miejsca. Dlatego pora zacząć oswajać się z myślą, że nasz świat stanie się większy, że pojawią się w nim nowe elementy, nowe dla nas kultury, nowi sąsiedzi. To nic strasznego, ale w naturze ludzkiej jest bać się tego czego nie znamy, a wielu będzie chciało ten lęk podsycać, kontrolować nas za jego pomocą, zbijać na nim kapitał… Dlatego apeluję byśmy wyszli naprzeciw temu co nieznane, i przez poznanie pozbyli się lęku. Integracja i tworzenie wspólnych społeczności to też forma oporu, nieraz trudna, ale skuteczna! 

Na maszcie zmieści się więcej niż jedna flaga.

Z poważaniem, Paweł Drzewołaz

*Lista osób zabitych na granicy