Hej, widząc tego newsa zaczęłam się zastanawiać, co robić i jak zapobiegać niszczeniu przez ludzi wspólnych przestrzeni. Wiadomo że “społecznie przyjętym” rozwiązaniem jest monitoring, ale no XD Może są lepsze sposoby na rozwiązanie takich problemów? Czemu właściwie ludzie to robią? Jakaś ideologia, nuda, problemy na tle emocjonalnym, poszukiwanie adrenaliny?
Ja się zupełnie nie znam, więc powiem co wiem z jednego i pół dokumentu. Jeżeli chodzi o malowanie pociągów, to raz, że jest rywalizacja pomiędzy różnymi kolektywami - kto odwali bardziej krzywą akcję, czyj pociąg pokażą w telewizji, albo gdzie dojedzie czyjś wagon, a dwa - ci ludzie niekoniecznie czują, że jest to jakaś własność wspólna (i czy faktycznie taka jest, jeżeli system ich kryminalizuje za jazdę bez biletu).
Pewnie w graffiti na ścianach jest podobnie, że trzeba się pokazywać tagami (chociaż szklarnia na pustkowiu nie jest taki prestiż jak drzwi komisariatu), ale myślę, że tu też kluczowe jest to uczucie, że coś nie należy do mnie, nie mam w tym udziału. No bo czemu np. ktoś woli rzucić pustą butelkę w krzaki niż do kosza.
Widzę, że na instagramie są profile i hasztagi co zbierają graffiti z Krakowa (tags_in_cracow, krkgraffiti), żaden jakoś się nie chwali tymi malunkami, ale może to być jakiś punkt wyjścia do zobaczenia co ludzi w tym rusza. Kolega spotkał kiedyś jednego wrocławskiego artystę graffiti (zakas) i mówił, że przede wszystkim to straszny mizantrop (a teraz wygląda na to, że i faszysta).