Hejo, zróbmy burzę mózgów. Jak myślicie, jakie nisze utworzą się niedługo dla innowacyjnych biznesów we wszechkryzysie, co jeszcze można by zoptymalizować lub gdzie mogą znaleźć zastosowanie najnowsze innowacje?
Hejo, zróbmy burzę mózgów. Jak myślicie, jakie nisze utworzą się niedługo dla innowacyjnych biznesów we wszechkryzysie, co jeszcze można by zoptymalizować lub gdzie mogą znaleźć zastosowanie najnowsze innowacje?
Kryzys w systemie edukacji: drastycznie brakuje nauczycieli, zwłaszcza przedmiotów ścisłych (do tego stopnia, że szkoły są gotowe zatrudniać studentów bez dyplomu). Podstawa programowa jest fatalnie napisana, problem nieradzenia sobie z nauką i własną psychiką wśród dzieci i młodzieży jest ogromny. Nauczyciele są sfrustowani ilością biurokracji, są wyczerpani i przeciążeni, są także ofiarą krytyki (czasem słusznej zresztą bo ludzie niedający sobie rady emocjonalnie nie nauczą dobrze dzieci, uruchamiają im się własne stare przemocowe schematy). Polityczny background tragiczny, Czarnek sra coraz to lepszymi pomysłami.
Konsekwencje (część dzieje się/zaczyna się dziać obecnie):
Wnioski: Szkoły językowe, szkoły korepetycji przygotowujące do egzaminów, szkoły i przedszkola w nurtach alternatywnych dla dzieci z bogatymi starymi prawdopodobnie będą prosperować. Czyli warto się wyuczyć by samemu uczyć bombelki, byleby nie w szkole państwowej.
Nie wiem czy to na serio czy dla beki jest pytanie. Ale generalnie tak się rysuje przyszłość edukacji w Polsce.
Raczej dla beki, chodziło mi o możliwie najbardziej dystopijne sposoby monetyzacji kryzysu
Rynek korepetycji jest bardzo zróżnicowany - największy popyt jest na przedmioty obowiązkowe oraz te, które umożliwiają kandydowanie na dobre studia. Proponuję, żeby po prostu usunąć te przedmioty, które nie cieszą się zainteresowaniem z programu, skoro nawet ich nauczanie nie napędza gospodarki.
Brakom kadrowym można zaradzić tworząc program bezpłatnych staży dla starszych klas. Nie od dziś wiadomo, że rynek pracy bardziej ceni sobie doświadczenie od szkolnej teorii. Wtedy też nie będzie potrzeba tylu nauczycieli do pokrycia godzin. Przedmiotu biznes i zarządzanie też mogliby uczyć po prostu lokalni przedsiębiorcy.
^^ to oczywiście nie na serio. Sytuacja w edukacji jest tragiczna - przepełnione klasy, zamrożone od lat pensje.