Ciekawy komentarz u/Gantolandon z r/Polska, zwłaszcza w kontekście ostatnich wypoowiedzi ze strony doradców premiera o możliwości wprowadzenia kolejnych ograniczeń. Poniżej wklejam cały tekst.

Dużo ostatnio, w kontekście trzeciej fali, mówi się o odpowiedzialności. Praktycznie zawsze przejawia się to w utyskiwaniach na nosaczy, brodaczy, nielegalnych imprezowiczów, czy ludzi nieodpowiedzialnie widujących się z krewnymi i znajomymi. Przez nich mamy ciągle w Polsce pandemię, przez nich potrzebujemy ciągle ostrego lockdownu. Rząd w tym kontekście, normalnie wyszydzany za niekompetencję, jawi się jako surowy ojciec, który karci nieposłuszne dzieci i leje je pasem w dupę za rozrabianie.

Dwa dni temu miało miejsce coś niesłychanego: Niedzielskiemu wymknęło się, że około 50% zakażeń następuje w miejscu pracy. Nie poszły za tym jednak żadne refleksje ze strony mediów. Wśród winnych pandemii jakoś nie znaleźli się Janusze zmuszający swoich pracowników do przesiadywania w niebezpiecznych warunkach i każący ukrywać zarażenia pod groźbą zwolnienia. Mało kto zastanawia się, jak to możliwe, że w rok po rozpoczęciu pandemii przepisy wciąż karzą pracownika za wzięcie zwolnienia lekarskiego utratą 20% pensji (lub całości, jeśli jest na śmieciówce). Nie ma żadnych działań ze strony rządu, poza apelami o wprowadzenie pracy zdalnej (która nie zawsze jest możliwa). Praktycznie nikomu, kto ma możliwość wpłynięcia na tą ponurą statystykę, jakoś na tym nie zależy.

Coś nie stykło z tymi europejskimi lockdownami. Rok temu miały one być tymczasowym zabezpieczeniem, zanim ochrona zdrowia nie zostanie należycie przygotowana na pandemię. Pół roku później okazało się, że potrzebne są kolejne tymczasowe obostrzenia, z których część trwa do dzisiaj. Do tej pory nie mamy izolatoriów, ani skutecznego systemu śledzenia kontaktów. Przepisy miejscami są zbyt surowe i nastawione na danie ludziom poczuć, że pokutują; miejscami z kolei dopuszczają aktywność, która doskonale sprzyja dalszemu rozwojowi pandemii. Nie ma izolatoriów dla chorych, żeby nie zarażali swoich rodzin; szczątkowe systemy śledzenia kontaktów już dawno przestały działać. Został tylko permanentny lockdown.

Wychodzi na to, że odpowiedzialność za pandemię została zepchnięta całkowicie na nas. Lockdowny i obostrzenia, dziwnym trafem dotyczące głównie życia prywatnego i pomijające pieszczoszków władzy, stały się jedynym sposobem walki z wirusem. Rolą motłochu jest dbać o to, żeby się nie zarazić; rolą elit jest sprzedanie mu lepy na ryj, jeżeli nie chroni się wystarczająco dobrze.

W tym układzie obostrzenia nawet nie muszą być sensowne. Jeśli nastąpi spadek zakażeń, to jest to oczywiście zasługa mądrego rządu, który w porę przerwał tłuszczy rozpustę. Jeżeli pandemia będzie postępować dalej – to zawsze znajdzie się ktoś, kto nie stosuje się do obostrzeń dość dobrze i może zostać ogłoszony winnym. Można bez przeszkód spychać odpowiedzialność na dół, napuszczać na siebie szaraczków, a potem ronić krokodyle łzy, że społeczeństwo takie niesolidarne i nieczułe. Nie da się w ten sposób nie wyjść na nieustraszonego pogromcę wirusa, który już dawno by się go pozbył, gdyby nie tępy tłum.

Lockdown obecnie to odpowiednik modlitw w Sejmie o deszcz: pusty rytuał mający dać władzom czas na przeczekanie problemu. Nie ma żadnego spisku, który ma zrujnować gospodarkę i zmusić ludzi do zaakceptowania niewoli, jak chcą korwiniści; jest po prostu apatia elit, które problem pandemii przerósł i dla których udawanie kompetencji jest sposobem na życie. Gra toczy się o to, czy zostaną rozliczone za swoją nieudolność, czy otrzymają triumf godny prawdziwych zwycięzców. I, niestety, w tej grze PiS i władze innych państw Europy są w jednej drużynie.

  • @Broda
    link
    13 years ago

    Heheh. Mój facet pracuje w SZPITALU, jak jedna z jego współpracownic dostała pozytywny wynik testu na COVID, to dyrekcja wysłała na kwarantannę dwie dziewczyny które SIEDZĄ NAJBLIŻEJ NIEJ W POKOJU, a reszcie nie zrobiła nawet testów xD

    • @zeshi
      link
      2
      edit-2
      3 years ago

      Znam podobną historię jeszcze z zeszłego roku. Osoby z bardzo wysokim ryzykiem infekcji ciągle pracowały, a mówię głównie o pielęgniarkach w bezpośrednim kontakcie z zupełnie niecovidowymi młodymi pacjentami i ich rodzicami. Dopóki nie przyszły wyniki testów, a w większości przyszły już po wystąpieniu objawow, wszyscy pozornie zdrowi chodzili do pracy. Jak widać od roku nic się nie zmieniło. Chociaż tu rozumiem, że nie mieliby jak zastąpić personelu.