Maria Korcz
Zrobili huczny koncert, a dwa tygodnie później zamrozili wszystkie wydatki, bo “idą ciężkie czasy”. To po co było to show? - pyta jeden ze zwolnionych pracowników. Od innych słyszymy: “Firma miała hopla na punkcie wspierania kobiet, czułyśmy się jak pracownicy specjalnej troski” Po głośnych zwolnieniach z 19.02 Aptiv dalej wręcza pracownikom wypowiedzenia. Wyciągnął lekcję z medialnej burzy i zamiast grupowo, robi to już indywidualnie - ustaliła Wyborcza.biz. Ale atmosfera wśród tych, którzy zostali, robi się coraz gęstsza. Dotarliśmy do nowych informacji o kulisach zwolnień.
-O tym, kto z naszych koleżanek i kolegów wyleciał dowiadujemy się z LinkedIna, kiedy ktoś zmienia status. Spotkanie, a właściwie oświadczenie odczytane z kartki, było zrobione tak, że nikt nie mógł zadać pytania, ani przez mikrofon, ani na czacie, nie widzieliśmy listy uczestników. To był po prostu nadawany przekaz - mówi jeden ze zwolnionych.
Ma do firmy żal o to, że nie dała mu szansy pożegnać się ze współpracownikami. - O 12:00 zaczęło się to spotkanie, 12:01 miałem wypowiedzenie na mailu, 12:30 straciłem dostęp do wszystkich form komunikacji.
Najważniejsi zaczęli być akcjonariusze
Ale podobne zagrywki zdarzały się w Aptiv już wcześniej, co potwierdziło dwóch pracowników. - Od jakiegoś czasu nie można było użyć opcji przekazywania maila dalej, kopiowania jego treści, robienia zrzutów ekranu. Gdy tylko się próbowało, ekran blakł. Moim zdaniem to była polityka firmy, która dążyła do tego, żeby pod żadnym pozorem nie wyszły z firmy żadne informacje, które mogłyby zdestabilizować wyniki giełdowe - słyszymy.
Zdaniem łącznie trzech pracowników, z którymi rozmawialiśmy zwolnienia były efektem giełdowych strat Aptiv. Akcje firmy spadły do 72 dolarów za sztukę w listopadzie 2023 roku i od tego czasu nie wróciły do wcześniejszych wartości, które oscylowały między 90 a 120 dolarów.
Zdaniem naszego rozmówcy to bardzo szybko zmieniło nastawienie w firmie. - Kiedyś w Krakowie Aptiv uchodził za naprawdę dobrego przedsiębiorcę. Ale w ostatnich miesiącach coś się zmieniło. Wprost zaczęto nam mówić, że najważniejszy jest akcjonariusz. Raz usłyszeliśmy, że przed nami więcej pracy, ale mniejsza liczbą rąk - tłumaczy nasz informator.
-Wszystko zaczęło się od koncertu w Tauron Arenie - wtrąca nasz drugi rozmówca.
Faktycznie, listopadowa impreza firmowa, na którą Aptiv wynajął Tauron Arenę w Krakowie to też wątek w rozmowie, którą pracownicy toczą w kanale Telegram (przenieśli się tam, bo portal GoWork kasował wpisy, w których dzielili się doświadczeniami ze zwolnienia).
-Zrobili huczny koncert, a dwa tygodnie później zamrozili wszystkie wydatki, bo “idą ciężkie czasy”. To po co było to show? Po co wydawać tyle pieniędzy, żeby ludzi zjedli nachosy, wypili piwo i rozbijali się w pogo przed Muńkiem? - mówi nam osoba, która uczestniczyła w imprezie.
Koncert odbył się pod hasłem… “Together we are one team” (z ang. “razem jesteśmy jedną drużyną”) i był dedykowany jedynie pracownikom z Krakowa.
-Ta impreza była pompowana tygodniami, trzeba było mieć jakiś specjalny bilet wstępu. Mnie to już tak zniesmaczyło, że nie poszłam - mówi nam jedna z pracownic.
Po dwóch tygodniach od wydarzenia pracownicy dostali maila z informacją, że firma musi zacząć zaciskać pasa. To wtedy - jak mówią nam pracownicy - przeniesiono ciężar z troski o pracownika, na troskę o akcjonariusza.
Kontrolę w firmie rozpoczęła już Państwowa Inspekcja Pracy, która bada, czy dochowano procedur wymaganych ustawowo przy zwolnieniach grupowych.
-Poza kwestiami dotyczącymi samej procedury zwolnień grupowych, wnioskowałam również o sprawdzenie, czy umów o pracę nie zastępowano innymi umowami cywilnoprawnymi. Ale w sprawie, oprócz kwestii prawnych, pojawia się również wątek etyczny: stosunku pracodawcy do pracowników. To kwestia kultury pracy - mówi posłanka partii Razem Daria Gosek-Popiołek.
“Czułam się, jakbym była pracownikiem specjalnej troski” To właśnie kultura zwolnień pozostawia w przypadku Aptiv najwięcej do życzenia. Poza formą pracownicy mają też zastrzeżenia do kryteriów doboru pracowników do zwolnień.
-Nie mam pojęcia, co o tym decydowało. To, co wpisali w wypowiedzeniu, mija się z prawdą. Jeszcze w grudniu na ocenach rocznych zbierałem pochwały - słyszymy.
Jak dowiadujemy się od zwolnionych, w jednym z zespołów zwolniono wszystkie pracujące w nim kobiety. Tych, jak zwykle w tej branży, było niewiele, teraz na jednym ze stanowisk inżynierskich nie ma już żadnej. W 32-osobowym zespole zwolniono wszystkie 4 inżynierki i kilku mężczyzn.
Gdy rozmawiamy o tym z jedną z kobiet, która pożegnała się z pracą w Aptiv, o podejściu firmy do kobiet opowiada z uśmiechem.
-To było po prostu nachalne i przerysowane, firma miała hopla na punkcie wspierania kobiet, co chwilę odbywały się szkolenia dla kobiet, śniadania dla kobiet, a każdy pracownik w realizacji celów musiał wykazać, że w ostatnim czasie wsparł jakąś kobietę! - relacjonuje.
Jej koleżanka, która włącza się do rozmowy, dodaje: - To było tak nachalne, że sprawiało, że czułam się, jakbym była jakimś pracownikiem specjalnej troski. Wszyscy w sumie już na pewnym etapie z tego żartowali, choć niektórzy koledzy czuli się autentycznie pominięci. Zgłaszaliśmy to i nawet kiedyś, zrobili webinarium dla mężczyzn. Było o tym, ile na swoich barkach musi dźwigać mężczyzna, choć osobiście pamiętam z niego tylko wątek o samobójstwach, od którego się zaczęło.
Skierowaliśmy do firmy zapytanie o kryterium doboru osób do zwolnień, do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi. Z informacji wiemy jednak, że w krakowskiej siedzibie nadal trwają zwolnienia. Wypowiedzenia zaczęto wręczać też pracownikom z Gdańska.
Kontrola Państwowej Inspekcji Pracy w Aptiv w Krakowie ma zakończyć się do 19 kwietnia. Z naszych informacji wynika, że pracownicy coraz śmielej rozważają założenie związku zawodowego.
We Wrocławiu znam co najmniej dwóch programistów - anarchistów.