Okazało się, że z pracujących jeszcze w czwartek rano 2900 osób z pracą postanowiło się pożegnać nawet 1000 kolejnych osób, w tym całe zespoły odpowiedzialne za funkcjonowanie platformy. Doszło nawet do tego, że ostatnie z osób, które odchodziły z Twittera nie traciły dostępu do komunikatora, bowiem nie ma już zespołu zajmującego się przyznawaniem i odbieraniem dostępu do niego. Oprócz tego z firmy odeszły całe zespoły odpowiadające za kontrolowanie ruchu oraz za front-end całego portalu. W firmie nie ma już zespołu odpowiedzialnego za kluczowe biblioteki systemowe, na których opiera się praca wszystkich programistów w firmie. Zniknął także zespół zwany “centrum dowodzenia” składający się z pracowników kontrolujących działanie platformy 24/7. Jak przekonują pracownicy firmy, kiedy i ten zespół zniknie, pozostali przy pracy inżynierowie nie będą mieli się do kogo zwrócić, gdy na platformie coś się zacznie sypać.
Co więcej, prawo obowiązujące w Kalifornii, gdzie znajduje się siedziba Twittera zobowiązuje pracodawcę do załatwienia formalności z byłymi pracownikami w ciągu 72 godzin.
Nic zatem dziwnego, że… tak, dokładnie tak, jak myślicie - cały zespół działu HR postanowił zrezygnować z pracy. Pojawiają się także informacje o tym, że taką samą decyzję podjęli pracownicy działu księgowości.
Chryste jakie to piękne i bajkowo wręcz głupie♡