Też Was wkurwiają osoby-widmo, mizerna frekwencja na zebraniach, obojętność na sprawy kolektywu i inne tego typu zjawiska? Macie dość osób, które przychodzą do organizacji i wypatrują przywódcy, umywając rączki od własnej inicjatywy i zniechęcając się po czasie? Jakie są sposoby na to, żeby utrzymać aktywność w organizacji o płaskiej strukturze? Jak pokonywać psychologiczne bariery osób przyzwyczajonych do hierarchii? Dawajcie wszelkiego rodzaju tipy, poradniki i przemyślenia własne.
Powiem tak, parę lat sobie gdzieś tam działałem, nie były to nigdy jakieś grupy polityczne, ale wiele celów było podobnych.
Z wiekiem zauważyłem że czy to zarządzanie zespołem w że tak to określę aktywizmie społecznym, jak i życie z zespołem firmie to robi się to w dość podobny sposób. Sam nigdy nie byłem mistrzem ani jednego ani drugiego ;)
Przede wszystkim, dobrze jest mieć jakieś doświadczenie kierownicze, odnośnie zarządzania ludźmi, organizowania ich, jakieś podstawy marketingu, expectation management, no i wiedzieć do kogo jaki przekaz ma iść.
Zastanawiam się co tu najważniejszego napisać. Zacznijmy od początku. Musisz wiedzieć do kogo i jaki przekaz ma iść. Z jednej strony jaki przekaz chcesz kierować do potencjalnych członków, a jaki do świata. Musisz mieć swoją silną narrację, nie bawić się w odbijanie cudzych postulatów i haseł, bo to słabo działa. Jeśli wiesz już do jakiej grupy chcesz kierować swój przekaz, zastanów się czego oni potrzebują, jakie są ich cele, i czy cele twojej grupy sie pokrywają z celami tych osób, w jakim stopniu, i jak im to zakomunikować.
Infiltracja grup gdzie będziesz rekrutować jest ważna. Wiele osób jest po prostu niezdecydowane. Niektórzy po prostu są introwertykami, albo nie wierzą w siebie i tak dalej, i im potrzebny jest ten impuls by się dołączyć.
No i dobra, mamy już grupę. Małe grupy są znacznie lepsze, szczególnie jak chcesz iść w aktywizm, co też może wiązać się z łamaniem prawa, małą grupę trudniej złamać i inwigilować przez służby. No i trudniej w małej grupie by jedna osoba zakrzyczała resztę. To jest poważny problem, jeśli mamy załóżmy sporą grupę osób, to raz dwa znajdzie się kila jednostek, które może i pomysły mają chujowe, ale będą drzeć mordę, i zniechęcą resztę do mówienia. Ustawienie takich jednostek jest ciężkie, ale możliwe, tak by innym się nie wcinali w zdanie i czekali na swoją kolej.
Kolejna ważna sprawa jaka mi chodzi po głowie, to zaakceptowanie tego że niektórzy mogą mieć dziwne pomysły które nie zawsze są dobre. Czasem warto jest ponieść małą klęskę, ale dać komuś spróbować. Korzyści przewyższają straty. To też zwiększa zaangażowanie w grupie, jeśli członkowie nie będą się bali porażki (coś co niestety jest bardzo mocno wpajane w naszym społeczeństwie, ten strach przed popełniem błędów).
Bardzo ważna sprawa, monotonia zabija kreatywność i aktywność. Więc lepiej nawet skupić się na mniejszych działaniach które może i się nie zawsze powiodą, ale wyciągać z nich wnioski, niż mieć mały repertuar prostych aktywności które przeważnie się udają.
Czy da się zmienić strukturę na bardziej płaską? Tak, oczywiście. Nie każdy jest wrodzonym liderem, ale warto jest by ci wycofani czuli że ich głos też się liczy, i jeśli coś potrafią, zrobić z nich formę trochę takich ekspertów od tego czy tamtego. Wtedy też się będą czuli docenieni i nie odlecą. A spłaszczanie struktury wymaga odpowiedniego ogarniania towarzystwa, wpajania im odpowiednich wzorców, by pewnego dnia samemu się wycofać z tej pozycji i niech sobie każdy radzi, a decyzje są podejmowane na podstawie dyskusji czy demokratycznie.
No i to by było na tyle. Większość tej wiedzy pochodzi raczej z życia zawodowego (aż się dziwie że mnie jeszcze z żadnej firmy nie wypierdolili za takie podejście, a to jest tylko ułamek mojej filozofii pracy ;) ), chociaż moje pierwsze kroki i wiedza odnośnie tego jak żyć, pracować, i się cieszyć, wynikają z aktywności społecznej.