Proponuję teoretyczny eskperyment psychologiczno-filozoficzny. Wedle uznania: do otwartej dyskusji lub prywatnej refleksji. Polecam szczególnie tym, którzy “nie mają nic do ukrycia”

Wyobraźcie sobie, że w czasach współczesnych zostaliście umieszczeni w Panoptikonie (w więzieniu, nie w fundacji - to taka koncepcja więzienia, w którym więźniowie nie wiedzą, czy i kiedy są obserwowani). Powiedzmy, że więzienie działa w trybie zamkniętym - dla skazanych i otwartym - dla oskarżonych, świadków czy innych osób, które państwo z jakiegoś powodu uznaje za “podejrzane”. Przy obecnej technologii ludzi można przecież śledzić za pomocą różnych urządzeń, można wysłać strażnika do śledzenia podejrzanych i uzyskać w ten sposób więcej informacji. Was dotyczy tryb otwarty - musicie na noc wracać do celi, poza tym możecie robić, co chcecie.

Osadzono Was tam za działalność społeczną lub polityczną. Swoją lub cudzą. Może poszliście na protest w obronie wolnych sądów, może w internecie obraziliście “uczucia religijne” jakiegoś ważnego polityka, może prowadzicie punkt ksero, w którym kserowane były ulotki organizacji pomagającej w aborcjach, a może wasza matka sprząta biuro poselskie jakiegoś opozycjonisty. Wiecie, że nie zrobiliście nic złego, ale policja skonfiskowała wam notes i smartfona, przetrzepała kontakty i socialmedia, wypytała o pracę i szkołę dzieciaków, postraszyła bliskich i dała znać, że każdy, z kim mieliście lub będziecie mieć kontakt może mieć z nimi (policją) do czynienia. Oczekujecie na proces, który nie wiadomo, czy i kiedy nastąpi, bo nic złego nie zrobiliście. Nie jesteście formalnie oskarżeni, więc nie macie prawa do adwokata.

Jesteście jedynie “świadkami” czy osobami w inny sposób “podejrzanymi”. Teoretycznie każdy może was w więzieniu odwiedzić, wy możecie z niego wychodzić i robić co chcecie. W zasadzie nikt nie zabrania Wam pracować. Macie dostęp do internetu, możecie się kontaktować z innymi ludźmi. Z uwzględnieniem powyższych gróźb policji i świadomości, że wy sami, mimo niepopełnienia przestępstwa, wylądowaliście w Panoptikonie. Nigdy nie wiecie, kiedy jesteście pod obserwacją, które z waszych rozmów czy działań są inwigilowane, kto z ludzi, z którymi macie styczność jest po waszej stronie, ani kto zostanie uznany za kolejny cel ataku. Nie wiecie, jakie to wszystko będzie mieć konsekwencje dla was i dla innych. Co robicie?

Sytuacja nr 1: to Ty siedzisz w tym Panoptikonie. Co robisz?

Nasz mózg w nagłej sytuacji stresowej działa wedle zasady zastygnij, uciekaj lub walcz. Uciekasz? Nie masz jak i dokąd. Albo masz, ale nie chcesz porzucać wszystkich i wszystkiego, co masz, bo wiesz, że to “bilet w jedną stronę”. Lub po prostu uznajesz, że uciekanie w sytuacji, w której nie zrobiłe/aś nic złego, byłoby niewłaściwe. Walczysz? Nie wiesz do końca jak i z kim, zwłaszcza, jeśli nie miałe/aś ze sprawą bezpośredniego związku, nie wiesz o co chodzi i absurdalność sytuacji Cię przerasta. Wiesz, że do walki potrzebujesz sojuszników - ale nie zawsze wiesz, gdzie ich szukać. Zastygasz? W pierwszym odruchu chcesz przeczekać paląc za sobą wszelkie mosty i zrywając wszelkie kontakty, żeby nie ściągać na innych uwagi strażników i policji. Skoro każdy, z kim masz do czynienia, może mieć kłopoty - to wolisz nie mieć z nikim do czynienia. Ale człowiek jest istotą społeczną.

Nie wiesz, jak zachować się wobec ludzi, z którymi miałeś, masz czy możesz mieć styczność. Rodziny, przyjaciół, znajomych, kolegów i koleżanek z pracy, klientów, niani twoich dzieci, rodziców ich przyjaciół. Z jednej strony wszyscy chcecie żyć normalnie. Z drugiej nie chcesz nikogo narażać. A z jeszcze innej wiesz, że to nie Ty zawiniłeś w całej sytuacji. Pozostaje Ci więc decyzja, czy dalej żyć względnie normalnie mimo inwigilacji, czy ograniczyć życie społeczne. Czy i komu powiedzieć, że zostałeś umieszczony w Panoptikonie. Czy i komu zdradzić szczegóły. Co uważasz za bardziej moralne? “Być fair” i uczciwie poinformować o wszystkim, czy o niczym nie wspominać w imię “im mniej wiedzą, tym dla nich bezpieczniej”? W pierwszym przypadku ryzykujesz, że policja uzna kogoś za “bliższą” Tobie osobę i prędzej do niego zapuka - ale jednocześnie dajesz wybór wycofania się z relacji. Bez gwarancji, że to “pomoże”. W drugim - ktoś do końca nie wie o sprawie, ale mimo to strażnicy i tak mogą mieć go na oku, a policja przeszukać mieszkanie. Może “jedynie” nastraszą rodzinę, może na lata zarekwirują narzędzia potrzebne do pracy, a może znajdą marihuanę, odkryją, że córka pomaga w aborcjach, a żonie, którą chcą skłonić do zeznań, powiedzą o kochance. Wszyscy mamy jakieś trupy w szafach.

Kolega zarzuca Ci popadanie w paranoję. Każe się nie przejmować i żyć jak gdyby nigdy nic - jest prawnikiem, już niejednego opozycjonistę w sądzie wybronił. Drugi jest przerażony, wściekły, że w ogóle go odwiedziłeś i urywa kontakt. Znajomy z internetu radzi się nie przejmować - przecież nie jesteś o nic oskarżony. Szefowa ma do Ciebie pretensje, że jej nie powiedziałe/aś, a dziś przy klientach odwiedziła ją policja. Z kolei prezes schroniska dla psów, w którym chcesz zostać wolontariuszem, w ogóle nie rozumie, czemu mu o tym mówisz, przecież jego ta sprawa nie dotyczy. Nowa koleżanka z pracy się na Ciebie obraża - zadawała dużo pytań, więc wziąłeś ją za tajniaczkę. Matka każe Ci skłamać na policji i wrobić w coś koleżanki z protestu - może wtedy uwolnią Cię z Panoptikonu. Siostra - główna organizatorka tego protestu, prosi Cię o niewyhylanie się i milczenie. Brat zaś chce Cię wesprzeć i nagłośnić sprawę w mediach. Przyjaciółka-aktywistka, znająca na wyrywki prawa demonstranta, nie może Ci wybaczyć, że dałaś policji dostęp do telefonu, przez co służby mają teraz wszystkie wasze prywatne rozmowy.

Po jakimś czasie sam(a) już nie wiesz, czy, z kim i jak możesz rozmawiać. Czy i z kim pracować. Kogo i za co winić. Komu ufać. Widzisz, że ludzie się od Ciebie oddalają. I nie wiesz dlaczego. Może rzeczywiście mają teraz więcej pracy i mniej czasu. Może boją się mieć kontakt z kimś z Panoptikonu, a może ktoś z ich rodziny radzi im trzymać się od Ciebie z daleka. Może policja już u nich była - pytała o Ciebie mówiąc wprost o twoim udziale w strajku pielęgniarek lub jedynie enigmatycznie wspominając, że chodzi o sprawy “bezpieczeństwa wewnętrznego” i nakazując zachować rozmowę w tajemnicy. A może przez tę sytuację sam(a) na tyle dziwnie się zachowujesz, że zniechęcasz do siebie ludzi.

Powiedzmy, że po jakimś czasie przyzwyczajasz się do sytuacji. Wychodzisz z paranoi. Twój szef wie o sprawie - a mimo to dostajesz awans. Twój lekarz, o którego wypytywała policja, rozmawia z Tobą jak gdyby nigdy nic - co przekonuje cię, że w całym przesłuchaniu chodziło “tylko” o zastraszenie. Wprawdzie poprzednia dziewczyna Cię zostawiła - ale nowa Cię wspiera. Jednak nagle znów coś się psuje - bank nie chce ci udzielić pożyczki ze względu na Twoją sytuację prawną, przyjaciółka zrywa znajomość motywując to strachem o własną rodzinę, a jakiś rodzic odmawia swojemu dziecku bawienia się z Twoim. Jak reagujesz? Zrozumieniem, czy żalem i gniewem? Jeśli to drugie - to czy szukasz w końcu pomocy psychologa? Ze świadomością, że nie tylko on, ale też wszystkie akta jego pozostałych pacjentów mogą finalnie wylądować w Panoptikonie?

Sytuacja numer 2: Nie trafiasz do Panoptikonu. Może interesują Cię prawa obywatelskie i o nim słyszała/eś, a może nawet nie wiesz o jego istnieniu. Jesteś tym kimś, z kim może mieć kontakt osoba z sytuacji pierwszej. Przyjacielem lub członkiem bliskiej rodziny kogoś, kogo policja złapała na demonstracji. Opozycjonistą, u którego sprzątała osoba umieszczona w więzieniu. Aktywistką walczącą o prawo do aborcji, o którą inwigilowanego pracownika punktu ksero wypytywała policja. Albo po prostu czyimś szefem, sąsiadką, koleżanką z pracy, klientem, znajomym z facebooka. Rodzicem dziecka, które bawi się z dzieckiem więźnia Panoptikonu. Dalszą krewną, kimś biorącym udział w tej samej demonstracji. Wolontariuszem schroniska, w którym Ty i wspomniana osoba wspólnie zajmujecie się psami albo dyrektorką domu dziecka, w którym osadzony prowadzi warsztaty dla dzieciaków. Podchodzisz więc pod definicję osoby, z którą wspomniany więzień polityczny ma coś wspólnego. Co w praktyce może oznaczać wszystko. Zarówno to, że policja i strażnicy więzienni nie wiedzą o twoim istnieniu, jak i to, że jesteś (lub będziesz) inwigilowany. Nie wiesz, czy policjant robiąc zakupy w Twoim warzywniaku po prostu docenia twoje warzywa, czy prowadzi śledztwo w sprawie Twojego znajomego. Mogą Cię całkowicie zignorować, profesjonalnie przesłuchać, zachęcić do “współpracy” albo “dla przykładu” zrobić Ci nalot na miejsce pracy czy zamieszkania.

Co robisz? Jak się zachowujesz wobec osoby z sytuacji numer 1 i jak chciał(a)byś, żeby ona zachowała się wobec Ciebie? Wolisz być świadomy/a, czy nieświadomy/a sytuacji?

Powiedzmy, że Twoja córka nocuje u koleżanki - chcesz wiedzieć, że ktoś z jej domowników jest w Panoptikonie? Dowiedziawszy się - wesprzesz, stopniowo rozluźnisz relacje wymyślając różne wymówki czy po prostu zerwiesz kontakt? Jak to wytłumaczysz dziecku?

Będąc politykiem chciałbyś pomóc osobie zamkniętej w Panoptikonie tylko dlatego, że sprzątała Twoje biuro - ale wydaje Ci się, że w sądzie ma większe szanse, jeśli nie będziesz się z nią kontaktować.

Nie wiesz o problemach Twojego sąsiada - on nie chce Cię do nich mieszać. Nie wiesz więc, że policja przegląda właśnie wasze rozmowy na messengerze, w których chwaliłeś się, jak oszukujesz na podatkach.

Jesteś redaktorką naczelną lokalnej gazety. Twój podwładny jest na Ciebie wściekły i zarzuca Ci tchórzostwo - odmówiłaś publikacji jego artykułu demaskującego przekręty burmistrza. Nie wie, że policja dopiero co domagała się od Ciebie nie tylko zablokowania artykułu, ale też zwolnienia dziennikarza z pracy. I że sama będziesz mieć kłopoty przez to, że odmówiłaś. [ciąg dalszy w komentarzu]

  • @stella
    link
    2
    edit-2
    1 year ago

    deleted by creator