Proponuję teoretyczny eskperyment psychologiczno-filozoficzny. Wedle uznania: do otwartej dyskusji lub prywatnej refleksji. Polecam szczególnie tym, którzy “nie mają nic do ukrycia”

Wyobraźcie sobie, że w czasach współczesnych zostaliście umieszczeni w Panoptikonie (w więzieniu, nie w fundacji - to taka koncepcja więzienia, w którym więźniowie nie wiedzą, czy i kiedy są obserwowani). Powiedzmy, że więzienie działa w trybie zamkniętym - dla skazanych i otwartym - dla oskarżonych, świadków czy innych osób, które państwo z jakiegoś powodu uznaje za “podejrzane”. Przy obecnej technologii ludzi można przecież śledzić za pomocą różnych urządzeń, można wysłać strażnika do śledzenia podejrzanych i uzyskać w ten sposób więcej informacji. Was dotyczy tryb otwarty - musicie na noc wracać do celi, poza tym możecie robić, co chcecie.

Osadzono Was tam za działalność społeczną lub polityczną. Swoją lub cudzą. Może poszliście na protest w obronie wolnych sądów, może w internecie obraziliście “uczucia religijne” jakiegoś ważnego polityka, może prowadzicie punkt ksero, w którym kserowane były ulotki organizacji pomagającej w aborcjach, a może wasza matka sprząta biuro poselskie jakiegoś opozycjonisty. Wiecie, że nie zrobiliście nic złego, ale policja skonfiskowała wam notes i smartfona, przetrzepała kontakty i socialmedia, wypytała o pracę i szkołę dzieciaków, postraszyła bliskich i dała znać, że każdy, z kim mieliście lub będziecie mieć kontakt może mieć z nimi (policją) do czynienia. Oczekujecie na proces, który nie wiadomo, czy i kiedy nastąpi, bo nic złego nie zrobiliście. Nie jesteście formalnie oskarżeni, więc nie macie prawa do adwokata.

Jesteście jedynie “świadkami” czy osobami w inny sposób “podejrzanymi”. Teoretycznie każdy może was w więzieniu odwiedzić, wy możecie z niego wychodzić i robić co chcecie. W zasadzie nikt nie zabrania Wam pracować. Macie dostęp do internetu, możecie się kontaktować z innymi ludźmi. Z uwzględnieniem powyższych gróźb policji i świadomości, że wy sami, mimo niepopełnienia przestępstwa, wylądowaliście w Panoptikonie. Nigdy nie wiecie, kiedy jesteście pod obserwacją, które z waszych rozmów czy działań są inwigilowane, kto z ludzi, z którymi macie styczność jest po waszej stronie, ani kto zostanie uznany za kolejny cel ataku. Nie wiecie, jakie to wszystko będzie mieć konsekwencje dla was i dla innych. Co robicie?

Sytuacja nr 1: to Ty siedzisz w tym Panoptikonie. Co robisz?

Nasz mózg w nagłej sytuacji stresowej działa wedle zasady zastygnij, uciekaj lub walcz. Uciekasz? Nie masz jak i dokąd. Albo masz, ale nie chcesz porzucać wszystkich i wszystkiego, co masz, bo wiesz, że to “bilet w jedną stronę”. Lub po prostu uznajesz, że uciekanie w sytuacji, w której nie zrobiłe/aś nic złego, byłoby niewłaściwe. Walczysz? Nie wiesz do końca jak i z kim, zwłaszcza, jeśli nie miałe/aś ze sprawą bezpośredniego związku, nie wiesz o co chodzi i absurdalność sytuacji Cię przerasta. Wiesz, że do walki potrzebujesz sojuszników - ale nie zawsze wiesz, gdzie ich szukać. Zastygasz? W pierwszym odruchu chcesz przeczekać paląc za sobą wszelkie mosty i zrywając wszelkie kontakty, żeby nie ściągać na innych uwagi strażników i policji. Skoro każdy, z kim masz do czynienia, może mieć kłopoty - to wolisz nie mieć z nikim do czynienia. Ale człowiek jest istotą społeczną.

Nie wiesz, jak zachować się wobec ludzi, z którymi miałeś, masz czy możesz mieć styczność. Rodziny, przyjaciół, znajomych, kolegów i koleżanek z pracy, klientów, niani twoich dzieci, rodziców ich przyjaciół. Z jednej strony wszyscy chcecie żyć normalnie. Z drugiej nie chcesz nikogo narażać. A z jeszcze innej wiesz, że to nie Ty zawiniłeś w całej sytuacji. Pozostaje Ci więc decyzja, czy dalej żyć względnie normalnie mimo inwigilacji, czy ograniczyć życie społeczne. Czy i komu powiedzieć, że zostałeś umieszczony w Panoptikonie. Czy i komu zdradzić szczegóły. Co uważasz za bardziej moralne? “Być fair” i uczciwie poinformować o wszystkim, czy o niczym nie wspominać w imię “im mniej wiedzą, tym dla nich bezpieczniej”? W pierwszym przypadku ryzykujesz, że policja uzna kogoś za “bliższą” Tobie osobę i prędzej do niego zapuka - ale jednocześnie dajesz wybór wycofania się z relacji. Bez gwarancji, że to “pomoże”. W drugim - ktoś do końca nie wie o sprawie, ale mimo to strażnicy i tak mogą mieć go na oku, a policja przeszukać mieszkanie. Może “jedynie” nastraszą rodzinę, może na lata zarekwirują narzędzia potrzebne do pracy, a może znajdą marihuanę, odkryją, że córka pomaga w aborcjach, a żonie, którą chcą skłonić do zeznań, powiedzą o kochance. Wszyscy mamy jakieś trupy w szafach.

Kolega zarzuca Ci popadanie w paranoję. Każe się nie przejmować i żyć jak gdyby nigdy nic - jest prawnikiem, już niejednego opozycjonistę w sądzie wybronił. Drugi jest przerażony, wściekły, że w ogóle go odwiedziłeś i urywa kontakt. Znajomy z internetu radzi się nie przejmować - przecież nie jesteś o nic oskarżony. Szefowa ma do Ciebie pretensje, że jej nie powiedziałe/aś, a dziś przy klientach odwiedziła ją policja. Z kolei prezes schroniska dla psów, w którym chcesz zostać wolontariuszem, w ogóle nie rozumie, czemu mu o tym mówisz, przecież jego ta sprawa nie dotyczy. Nowa koleżanka z pracy się na Ciebie obraża - zadawała dużo pytań, więc wziąłeś ją za tajniaczkę. Matka każe Ci skłamać na policji i wrobić w coś koleżanki z protestu - może wtedy uwolnią Cię z Panoptikonu. Siostra - główna organizatorka tego protestu, prosi Cię o niewyhylanie się i milczenie. Brat zaś chce Cię wesprzeć i nagłośnić sprawę w mediach. Przyjaciółka-aktywistka, znająca na wyrywki prawa demonstranta, nie może Ci wybaczyć, że dałaś policji dostęp do telefonu, przez co służby mają teraz wszystkie wasze prywatne rozmowy.

Po jakimś czasie sam(a) już nie wiesz, czy, z kim i jak możesz rozmawiać. Czy i z kim pracować. Kogo i za co winić. Komu ufać. Widzisz, że ludzie się od Ciebie oddalają. I nie wiesz dlaczego. Może rzeczywiście mają teraz więcej pracy i mniej czasu. Może boją się mieć kontakt z kimś z Panoptikonu, a może ktoś z ich rodziny radzi im trzymać się od Ciebie z daleka. Może policja już u nich była - pytała o Ciebie mówiąc wprost o twoim udziale w strajku pielęgniarek lub jedynie enigmatycznie wspominając, że chodzi o sprawy “bezpieczeństwa wewnętrznego” i nakazując zachować rozmowę w tajemnicy. A może przez tę sytuację sam(a) na tyle dziwnie się zachowujesz, że zniechęcasz do siebie ludzi.

Powiedzmy, że po jakimś czasie przyzwyczajasz się do sytuacji. Wychodzisz z paranoi. Twój szef wie o sprawie - a mimo to dostajesz awans. Twój lekarz, o którego wypytywała policja, rozmawia z Tobą jak gdyby nigdy nic - co przekonuje cię, że w całym przesłuchaniu chodziło “tylko” o zastraszenie. Wprawdzie poprzednia dziewczyna Cię zostawiła - ale nowa Cię wspiera. Jednak nagle znów coś się psuje - bank nie chce ci udzielić pożyczki ze względu na Twoją sytuację prawną, przyjaciółka zrywa znajomość motywując to strachem o własną rodzinę, a jakiś rodzic odmawia swojemu dziecku bawienia się z Twoim. Jak reagujesz? Zrozumieniem, czy żalem i gniewem? Jeśli to drugie - to czy szukasz w końcu pomocy psychologa? Ze świadomością, że nie tylko on, ale też wszystkie akta jego pozostałych pacjentów mogą finalnie wylądować w Panoptikonie?

Sytuacja numer 2: Nie trafiasz do Panoptikonu. Może interesują Cię prawa obywatelskie i o nim słyszała/eś, a może nawet nie wiesz o jego istnieniu. Jesteś tym kimś, z kim może mieć kontakt osoba z sytuacji pierwszej. Przyjacielem lub członkiem bliskiej rodziny kogoś, kogo policja złapała na demonstracji. Opozycjonistą, u którego sprzątała osoba umieszczona w więzieniu. Aktywistką walczącą o prawo do aborcji, o którą inwigilowanego pracownika punktu ksero wypytywała policja. Albo po prostu czyimś szefem, sąsiadką, koleżanką z pracy, klientem, znajomym z facebooka. Rodzicem dziecka, które bawi się z dzieckiem więźnia Panoptikonu. Dalszą krewną, kimś biorącym udział w tej samej demonstracji. Wolontariuszem schroniska, w którym Ty i wspomniana osoba wspólnie zajmujecie się psami albo dyrektorką domu dziecka, w którym osadzony prowadzi warsztaty dla dzieciaków. Podchodzisz więc pod definicję osoby, z którą wspomniany więzień polityczny ma coś wspólnego. Co w praktyce może oznaczać wszystko. Zarówno to, że policja i strażnicy więzienni nie wiedzą o twoim istnieniu, jak i to, że jesteś (lub będziesz) inwigilowany. Nie wiesz, czy policjant robiąc zakupy w Twoim warzywniaku po prostu docenia twoje warzywa, czy prowadzi śledztwo w sprawie Twojego znajomego. Mogą Cię całkowicie zignorować, profesjonalnie przesłuchać, zachęcić do “współpracy” albo “dla przykładu” zrobić Ci nalot na miejsce pracy czy zamieszkania.

Co robisz? Jak się zachowujesz wobec osoby z sytuacji numer 1 i jak chciał(a)byś, żeby ona zachowała się wobec Ciebie? Wolisz być świadomy/a, czy nieświadomy/a sytuacji?

Powiedzmy, że Twoja córka nocuje u koleżanki - chcesz wiedzieć, że ktoś z jej domowników jest w Panoptikonie? Dowiedziawszy się - wesprzesz, stopniowo rozluźnisz relacje wymyślając różne wymówki czy po prostu zerwiesz kontakt? Jak to wytłumaczysz dziecku?

Będąc politykiem chciałbyś pomóc osobie zamkniętej w Panoptikonie tylko dlatego, że sprzątała Twoje biuro - ale wydaje Ci się, że w sądzie ma większe szanse, jeśli nie będziesz się z nią kontaktować.

Nie wiesz o problemach Twojego sąsiada - on nie chce Cię do nich mieszać. Nie wiesz więc, że policja przegląda właśnie wasze rozmowy na messengerze, w których chwaliłeś się, jak oszukujesz na podatkach.

Jesteś redaktorką naczelną lokalnej gazety. Twój podwładny jest na Ciebie wściekły i zarzuca Ci tchórzostwo - odmówiłaś publikacji jego artykułu demaskującego przekręty burmistrza. Nie wie, że policja dopiero co domagała się od Ciebie nie tylko zablokowania artykułu, ale też zwolnienia dziennikarza z pracy. I że sama będziesz mieć kłopoty przez to, że odmówiłaś. [ciąg dalszy w komentarzu]

  • @stella
    link
    2
    edit-2
    1 year ago

    deleted by creator

  • @didlethOP
    link
    1
    edit-2
    1 year ago

    Jako pracodawca cenisz swojego pracownika - ale zależy Ci też na opinii klientów i nie chcesz, żeby Twoja firma była źle kojarzona. Zatrudniając kolejnych ludzi zaryzykujesz przyjęcie do pracy kogoś o niepewnej sytuacji prawnej?

    Twój kolega z klasy opowiada, że musiał zamieszkać z rodziną w Panoptykonie, bo jego tata prowadzi punkt ksero. Wierzysz mu, czy myślisz, że Cię wkręca?

    Właśnie urodziłaś dziecko, skupiłaś się na rodzinie i oddaliłaś od przyjaciółki. A ona boi się zapytać, czy to przez wzgląd na Twoje dziecko, czy na jej udział w strajku kobiet.

    Jako katolik jesteś wściekły na brata-antyklerykała. Nie możesz mu wybaczyć, że naraził waszą rodzinę na ryzyko i nieprzyjemności. Nie wiesz, że wylądował w Panoptikonie nie za antyklerykalizm, a za krytykę lokalnej polityczki, której i Ty nie lubisz. Gdy chcesz przeprosić brata - boisz się, że policja wykorzysta te przeprosiny przeciwko Tobie.

    Postanawiasz wesprzeć przyjaciela, który znalazł się w Panoptikonie. Czy poradzisz sobie z presją twojej rodziny, która jest temu przeciwna?

    Sytuacja nr 3

    Jesteś strażnikiem w Panoptikonie i dorabiasz w policji. Obie formacje są ze sobą ściśle powiązane. W przeciwieństwie do osób z sytuacji 1 i 2 - swoją rolę wybrałeś sam. Może Ci się podoba. A może chciałbyś zrezygnować, ale masz kredyt na głowie i chore dziecko na utrzymaniu, a o pracę w okolicy ciężko.

    Wstąpiłeś do formacji, bo wierzysz, że przestępców trzeba karać. Cieszysz się, że żyjesz w świecie nowych technologii ułatwiających życie policji i utrudniających je kryminalistom. Uważasz, że powinno się nadzorować wszystkich i wszystko, bo dzięki temu policja może sprawniej pomagać obywatelom. Bez szemrania poddajesz się w pracy kontroli biometrycznej i przypinasz do munduru kamerkę dającą Ci poczucie bezpieczeństwa. Może naprawdę wierzysz, że niewinni nie mają się czego obawiać. Wiesz, że wbrew obiegowej opinii zajmujecie się głównie prawdziwymi problemami. Napadami, oszustwami, przemocą domową. Nie dziwi Cię, że w Panoptikonie nieraz ląduje jakiś polityk czy prawnik. Przecież prawo ma być równe dla wszystkich.

    Ale zaczynasz mieć wątpliwości. Masz coraz więcej pracy, tworzą się zaległości, a pensja nie rośnie. Widzisz, że technologia jest omylna, bo do Panoptikonu trafia coraz więcej ludzi - także takich, którzy z daną sprawą nie mieli nic wspólnego. Nie rozumiesz, dlaczego podejrzewając o coś Iksińskiego, musicie też szpiegować jego siostrę czy sąsiada. Czujesz się niezręcznie zarówno oglądając intymne filmy kręcone przez tę siostrę dla jej męża, jak i podsłuchując tego sąsiada, płaczącego po stracie żony. Koleżanka z klasy Twojej córki trafia do Panoptikonu. Narysowała kredą tęczę na chodniku. Wolałbyś rozpracowywać złodziejską siatkę, a zamiast tego toniesz w wiadomościach nastolatek rozmawiających o filmach i szkolnych problemach. Dowiadujesz się, że kolega z klasy Twojego syna popełnił samobójstwo. Zapisał się wprawdzie do szkolnego psychologa - ale etat zlikwidowano wychodząc z założenia, że lepiej przeznaczyć pieniądze na szkolny monitoring. Z natury uważasz, że więźniowie zwykle kłamią czy mataczą - aż na cel policji trafia twoja żona - urzędniczka. Nikt jej nie wierzy, że nie pamięta urzędnika z innego miasta oskarżonego o korupcję, z którym zetknęła się na jakimś szkoleniu 7 lat temu. Wykorzystując znajomości udaje Ci się ją wybronić przed Panoptikonem. Jej koleżanka z pracy ma mniej szczęścia.


    Nadmierny nadzór państwa stanowi swojego rodzaju parakryminalizację normalności - wszystko, co normalne, staje się podejrzane, a obywatel ponosi karę bez procesu. Rujnuje naszą prywatność, a wraz z nią nasze poczucie bezpieczeństwa. Niszczy relacje społeczne. Wprowadza podejrzliwość i strach wobec innych w miejsce solidarności czy więzi społecznych. A społeczeństwem, które się boi i patrzy podejrzliwie na współobywateli, zamiast na władze, dużo łatwiej jest sterować. I wykorzystywać do swoich celów.

    W 2021 r. polskie służby sięgały po dane telekomunikacyjne prawie 1,82 mln razy. Liczba ta z roku na rok rośnie. Wciąż uważasz, że nie masz nic do ukrycia?

    [edit: w miarę możliwości komentujcie pod tym komentarzem, a nie bezpośrednio pod artykułem - komentarz jest częścią tekstu który się wyżej nie zmieścił, jak daje się komentarze bezpośrednio pod artykułem, to jego tekst się rozjeżdża]

    • @stella
      link
      21 year ago

      Brzmi jak ponure dystopijne science fiction… Ale tak może być.

      Nie jest wspomniana jeszcze jedna rzecz - w takich warunkach ludzie mogą donosić - jeśli kogoś nie lubisz, wystarczy że doniesiesz że ktoś ma na przykład obraził uczucia religijne albo ma marihuanę, i wtedy pieski przetrzepią mu mieszkanie. Jeśli znajdą jakiejś głupoty w stylu polubiony fanpejdż “oszustwa PISu” to już leci na obserwację. W efekcie ludzie staną się nieufni i podejrzliwi. Relacje ludzie będą się sypać.

      Rozmawiałam na konwersacjach z angielskiego z lekarką z Brazylii, która mówiła, że podstawą zdrowia jest życie w bezpiecznym kraju. Możesz być super fir i zdrowo się odżywiać, ale jeśli żyjesz w kraju w którym grozi ci niebezpieczeństwo stale to nigdy nie będziesz zdrowy - będziesz żyć w ciągłym lęku, a lęk i stres to kortyzol, który rozwala organizm. Plus tracisz kontakty społeczne, a dobre relacje to druga podstawa zdrowia.

      Btw, skąd jest ten tekst? Czy może sama napisałaś?

    • @didlethOP
      link
      1
      edit-2
      1 year ago

      @stella a dałabyś radę przenieść swój komentarz pod mój komentarz (tzn. te będący częścią tekstu, ten, pod którym ja teraz odpowiadam)? W szmerze nie da się inaczej dłuższego artykułu opublikować niż przenosząc jego część do komentarza, a jak potem ktoś wrzuci komentarz pod “głównym” artykułem, to całość tekstu się rozjeżdża…

      A odpowiadając na twoje pytanie - generalnie sama, ale bazując (inspirując się) różnymi koncepcjami (m. in. panoptikonu jako wszechobecnej inwigilacji), faktami, publikacjami czy historiami poznanymi w taki czy inny sposób, ale ze szczególnym uwzględnieniem polskiego kontekstu. Dane liczbowe (te 1,82 mln) wzięłam z https://panoptykon.org/wiadomosc/pke-prawo-komunikacji-elektronicznej-sluzby-retencja-danych. Masz rację odnośnie słów tej lekarki czy kwestii donoszenia - ta kwestia jest w tekście też zawarta, ale widocznie nie wybrzmiewa aż tak bezpośrednio. Można by też dorzucić monitorowanie w celach reklamowych, ale to oddzielny problem, a i bez tego tekst się nie zmieścił. Mnie najbardziej uderza ta dysproporcja między liczbą osób poddanych inwigilacji (zauważ, że w praktyce to będzie dużo więcej, niż te 1,82 mln - w przeciętnej rodzinie zwykle jest umowa z jednym operatorem na internet i z drugim na telefony, korzystają wszyscy domownicy, a przy okazji na nadzór łapią się osoby do nich dzwoniące itp.) a liczbą przypadków, o których słyszymy w mediach. To garstka - ta najbardziej medialna, odważna i zdeterminowana, by nagłośnić sprawę. A co z pozostałymi? Jakby zebrać chociaż promil różnych przypadków wyszedłby z tego świetny (i długi) cykl wywiadów czy reportaży, oddający głos ofiarom różnych działań państwa. Tylko jak inwigilowany miałby zgodzić się na rozmowę do reportażu, skoro nieraz obawia się rozmawiać z osobami z bezpośredniego otoczenia? I w drugą stronę - jak dziennikarz ma rzetelnie przygotować materiał, żeby drążąc temat nikomu nie zaszkodzić? Taki wywiad to właśnie spotkanie osoby z sytuacji numer 1 z osobą z sytuacji numer 2. A tak to masz ogólny tekst publicystyczny, trochę metaforyczny, pokazujący szerszy kontekst tematu. Każdy poprzez analogię czy refleksję może znaleźć jakieś odniesienie do siebie. Przy obecnej skali problemu masz masę osób realnie inwigilowanych, część w ogóle o tym nie wie, część nigdy się nie dowie, część ma świadomość problemu i różne związane z tym kłopoty. Murów nie ma, ale Panoptikon już tu jest.

      • @miklo
        link
        2
        edit-2
        1 year ago

        ja bym jednak sugerował, żeby teksty które sie tu nie mieszczą w całości publikować poza szmerem a tutaj je linkować tak jak inne publikacje. Np z kont fediverse na ktorych nie ma (praktycznego) limitu znaków - na friendica, writefreely. Problem z takim długim wpisem, który się “wylewa” do komentarzy jest nie tylko tu lokalnie ale również na innych serwerach, z których ktoś obserwuje twoje konto - szmer (czyli lemmy) ma nadal pewne problemy z federacją i np tych komentarzy z dalszym ciągiem tekstu w ogóle nie widać poza szmerem - przynajmniej z mastodona i friendica. Więc jak np będę chciał skomentować z friendica to technicznie ten komentarz chcąc nie chcąc bęðzie pod głównym tekstem.

        • @didlethOP
          link
          11 year ago

          na indymediach długie teksty się mieściły, a szmer jest reklamowany jako coś, co ma zastąpić indymedia :P ale rzeczywiście myślę nad jakąś alternatywą bo mnie to już frustruje… O friendice słyszałam negatywne opinie. A słyszałeś o https://publish.ministryofinternet.eu/ ? Nad tym się zastanawiam…Ale dużo szybciej idzie mi tworzenie tekstów, niż tworzenie nazwy dla jakiegoś bloga ;p

          • @miklo
            link
            31 year ago

            No właśnie to co jest w linku to jest instancja writefreely. Od klilku dni jest też otwarta https://writefreely.pl. Nie wiem co słyszałaś o friendica ale do pisania i czytania długich , sformatowanych tekstów, również ze zdjęciami itp rzeczami całkiem dobrze sie nadaje.

            • @didlethOP
              link
              11 year ago

              mnie właśnie korci coś, gdzie z jednej strony będzie można wrzucać teksty, ale z drugiej zasysać tak jak na szmerze, do tego mieć kategoryzację osobno (żebym mogła sobie tematycznie podzielić na własne potrzeby), a hashowanie (żeby się wyświetlało innym w fedi pod danym hashem) osobno. Które by się bardziej nadało?

  • @didleth
    Ogólnie ciekawy tekst ale podane “przypadki testowe” nie za bardzo oddają schemat panoptikonu, który mamy w realnym świecie.
    Przede wszystkim ten prawdziwy panoptikon jest bardzo rozproszony i to utrudnia przekonanie ludzi, że faktycznie istnieje albo w każdym razie, że w jego stronę zmierzamy. Taka rzeczywista namacalna obserwacja, której nie można uniknać, czyli monitoring wizyjny, jest najbardziej odczuwalna w przestrzeni publicznej. Natomiast tak “na oko” może się wydawać, że poza ta przestrzenią publiczną żadnego inwazyjnego śledzenia nie ma. I w postaci kamer faktycznie (najczęściej) nie ma. Ale za to jest w coraz większej liczbie urządzeń elektronicznych , które teoretycznie mają zupełnie inne funkcje ale faktycznie są elementami tego puchnącego systemu inwigilacji. Ten dualizm skutecznie utrudnia świadome panowanie nad tym bo marketing sprzedaje najbardzije inwazyjne funkcje jako te , które właśnie dostarczają najwiecej wygody.

    Drugi problem zaciemniający obraz - coraz mniej wiemy, które dane z których urządzeń do kogo tak naprawde trafiają. Wiemy tyle że pewne dane (np lokalizacja telefonów, metadane połaczeń) są dostępne dla rządu bezpośrednio i praktycznie bez żadnej kontroli. Całe mnóstwo innych danych jest dostępne przede wszstkim dla właścicieli usług, które w różny sposób sami danymi karminy. To co nas do panoptikonu zbliża, to coraz wieksza integracja danych na nasz temat zbieranych z różnych źródeł - czyli coraz więcej danych w rękach pojedynczej firmy czy jakiegoś organu państwowego.

    Ale żeby nie było tak pesymistycznie to jednak cały czas, nadal, to my sami jesteśmy największym źródłem tych danych i cały czas mamy środki, wybór, żeby ta swoją obecność w panoptikonie minimalizować. Chociaż to bardzo trudne bo jednak oficjalne narracje ( i państowe i korporacyjne) spowadzają się do zdania “jeśli nie masz nic na sumieniu to nie musisz się obawiać żadnej legalnej inwigilacji”.

    • @didlethOP
      link
      11 year ago

      co do rozproszenia - trzeba było pewne rzeczy spiąć w jedno na potrzeby szmeru. Myślę nad ogarnięciem jakiegoś fediwersowego bloga bez takich ograniczeń, bo tutaj co chwila mi się jakiś tekst nie mieści i rozjeżdża…Teoretycznie daję dalszy ciąg w komentarzu, ale w praktyce ktoś potem komentuje i nowe komentarze lądują na górze, a dalsza część tekstu na dole. Słabo. Ale co do poczucia, że nie ma inwigilacji: kwestia prawa i kultury. Prawa, bo nie ma obowiązku informowania o inwigilacji, więc ludzie nieraz o niej nie wiedzą. Jak już wiedzą - to jako świadkowie nie mają dostępu do akt, prawa do adwokata i ogólnie nie wiedzą, o co chodzi ani jak głęboko sięgnęła inwigilacja. Kultury: bo chociaż dzięki #metoo mniej obawiamy się mówić o fizycznych gwałtach czy molestowaniu seksualnym, to bycie ofiarą policyjnej (czy ogólnie państwowej) inwigilacji, czy to w formie czytania naszych prywatnych wiadomości, czy rozpytywania sąsiadów, to wciąż temat tabu. Ludzie się wstydzą i obawiają reakcji otoczenia, poza tym są zwyczajnie zastraszeni. Co do tego, jaki mamy na to wszystko wpływ: tekst nawiązuje także do tego. Możesz się od wszystkich odciąć, żeby nie narażać ich na inwigilację, ale człowiek jest istotą społeczną. Teraz dyskutujemy na szmerze - i nie wiesz, czy jacyś smutni panowie tego nie czytają i nas jeszcze bardziej nie profilują. Pomijam kwestie inwigilacji korporacyjnej/komercyjnej, bo to osobna kwestia. I bez niej tekst się nie zmieścił i rozjechał…