Na zakończenie roku chciałbym przypomnieć zapomnianą dziś, choć niezwykle kontrowersyjną fin de siecle’owego Krakowa postać. Chodzi o Augustyna Wróblewskiego, a okazją ku temu jest setna rocz…
Właściwie sprzeciw wobec tego rodzaju kryminalizowania osób używających substancji psychoaktywnych powinien być również postulatem ruchu Straight Edge. War on drugs, poza aspektami rasistowskimi, nie prowadzi raczej do rozwiązania problemu uzależnień. Bardziej podoba mi się model portugalski.
Tak, dzięki, byłoby super, choć np. u postulatorx dekryminalizacji niejednokrotnie rzecz mniej wynikała (tradycyjnie, jak pamiętam swe początki) z obserwacji tych systemowych opresji/niesprawiedliwości, które biją w ludzi/grupy społeczne rykoszetem (to był oczywiście też argument), tylko nieraz z aksjomatów, systemu wartości: nie można odmawiać świadomym osobom prawa do Dobrowolnej Neuromodulacji, gdyż jest to arbitralność, tyrania; volenti non fit iniuria = chcącym nie dzieje się krzywda. Wiedziałxśmy po sobie, że nam to szkodzi niewiele, natomiast niejednokrotnie rozwija – warunek: trzeba umieć kontrolować popędy/łaknienia, to wszelako uniwersalna prawda życiowa (tradycyjne rozwiązanie tej kwestii to samodyscyplina i to np. ja popieram, acz pewnie jak z otyłością, tytoniem czy alko – medycyna/farmacja będzie też pracować nad “antydragami przeciwuzależnieniowymi”, czyli prowizoryczne leczenie skutków w miejsce przyczyn).
Na przykład hipokryzja War on Drugs (Amerykanie w Afganistanie – 2001÷2021):
Nie wiem czy mógłbym się zgodzić co do postulatu odnośnie samodyscypliny. Tzn. wydaje mi się, że nie wystarczy - każda osoba rozpoczynająca swoją przygodę z używkami zakłada, że umie kontrolować swoje popędy, lecz nałóg wkrada się niepostrzeżenie. Z resztą, narkotyki pochodzą od grup przestępczych, których nie chciałbym wspierać - równie mocno co koncernów tytoniowych/alkoholowych - bowiem stały zysk tych podmiotów generują właśnie uzależnienia, a więc na ich wykształcaniu im zależy. Czy to za pomocą (nie)legalnej reklamy, czy dodawaniu uzależniających substancji do produktu.
No ale właśnie, jeśli nie samodyscyplina, to co? Bo przecież nie przymus wymierzony z osoby użytkujące.
Nie wiem czy mógłbym się zgodzić co do postulatu odnośnie samodyscypliny. Tzn. wydaje mi się, że nie wystarczy - każda osoba rozpoczynająca swoją przygodę z używkami zakłada, że umie kontrolować swoje popędy, lecz nałóg wkrada się niepostrzeżenie.
Praktycznie każda substancja psychoaktywna oraz działanie uzależniające przechwytuje, na ile znam teorię, tzw. ośrodek nagrody w mózgu – do tego uczucia dąży cały układ nerwowy, z różnymi poziomami świadomości – uzależnienie od psychicznego (abstynencja = realny dyskomfort) po fizyczne, gdy dana molekuła “wbudowuje” się w jakiś tzw. szlak metaboliczny (realny głód z zagrożeniem życia w przypadku odstawienia nagłego). Jednostki są na to zjawisko mniej i bardziej odporne – gdyby ludzie mieli oszacowane to zawczasu, mogliby podejmować świadome ryzyko.
Oprócz tego, bywają uzależnieni wysoko i nisko funkcjonujący, tylko to kontekstowe – trudniej się zaćpać/zachlać np. na Jamajce, gdzie jest ciepły klimat i przyjazne społeczeństwo, niż na Spitsbergenie albo na Haiti, gdzie panują surowsze warunki.
Z resztą, narkotyki pochodzą od grup przestępczych, których nie chciałbym wspierać
Kto jest tzw. “przestępcą”, a kto nie, to decyduje regulator/prawodawca/system państwowy, zaś ten jest mniej czy bardziej arbitralny. Ja mam mindf*cka, gdyż nie chcę wspierać żadnych autorytarystów – ani psi*rni, ani g*ngusów – mam ich za +/- równych sobie. Niektóre używki można sobie produkować samemu.
równie mocno co koncernów tytoniowych/alkoholowych - bowiem stały zysk tych podmiotów generują właśnie uzależnienia, a więc na ich wykształcaniu im zależy. Czy to za pomocą (nie)legalnej reklamy, czy dodawaniu uzależniających substancji do produktu.
Tu jest różnie – totalnie czarne grupy (przestępczość zorganizowana i/lub fasady zakładane przez wywiady/służby bezpieczeństwa) nie zawsze mają jakieś skrupuły (choć w takim np. Meksyku, bywa, zastępują państwo i cieszą się wyższym zaufaniem); monopol systemowy miewa na uwadze, iż uzależnieni to jednak koszt dla państwa (vide ostatnie kontrowersje z alkotubkami w Bolandzie).
No ale właśnie, jeśli nie samodyscyplina, to co? Bo przecież nie przymus wymierzony z osoby użytkujące.
Jedna z odpowiedzi – szczepionki i lekarstwa przeciwuzależnieniowe, tylko to jest leczenie skutków, a nie przyczyn. Moja odpowiedź: budowa Architektur Ekologiczno-Społecznych, które dostarczają przesyt pozytywnych, harmonijnych, a zarazem niefarmakologicznych bodźców.
Jednostki są na to zjawisko mniej i bardziej odporne – gdyby ludzie mieli oszacowane to zawczasu, mogliby podejmować świadome ryzyko.
No tak. Niestety nie jest to możliwe, więc wychodząc z pozycji minimalizacji szkód, a właściwie profilaktyce przed ich powstawaniem, postuluję abstynencję. Sam jestem oczywiście w tej kwestii “uprzedzony”, okres z używkami mam za sobą, a więc nie ma we mnie zainteresowania “zakazanym owocem” - łatwo mi mówić.
Ja mam mindfcka, gdyż nie chcę wspierać żadnych autorytarystów – ani psirni, ani g*ngusów – mam ich za +/- równych sobie.
Po namyśle - coś w tym jest. Pisząc to pierwotnie miałem w głowie sprawę dilera w Exarchii, którego siłowo wydalono - de facto sabotował działanie społeczności.
Jedna z odpowiedzi – szczepionki i lekarstwa przeciwuzależnieniowe, tylko to jest leczenie skutków, a nie przyczyn. Moja odpowiedź: budowa Architektur Ekologiczno-Społecznych, które dostarczają przesyt pozytywnych, harmonijnych, a zarazem niefarmakologicznych bodźców.
Opowiesz więcej? O obu kwestiach - jesteś na bieżąco z kwestiami lekarstw przeciwuzależnieniowych?
I jak wyobrażasz sobie owe Architektury Ekologiczno-Społeczne? Czerpiesz inspiracje jakimiś konkretnymi wizjami teoretykx?
Jednostki są na to zjawisko mniej i bardziej odporne – gdyby ludzie mieli oszacowane to zawczasu, mogliby podejmować świadome ryzyko.
No tak. Niestety nie jest to możliwe, więc wychodząc z pozycji minimalizacji szkód, a właściwie profilaktyce przed ich powstawaniem, postuluję abstynencję. Sam jestem oczywiście w tej kwestii “uprzedzony”, okres z używkami mam za sobą, a więc nie ma we mnie zainteresowania “zakazanym owocem” - łatwo mi mówić.
Dlaczego niemożliwe? Panele genetyczne, epigenetyczne i niebawem tzw. multi-omics (wiele paneli różnych aspektów fizjologiczno-osobniczych) wraz ze screeningiem psychologicznym a`la eksperymenty kliniczne z proszkami, powinny pozwolić wychwycić takie predyspozycje z dostateczną dokładnością.
Przykład: znam osobę, która samodzielnie zaczęła kontrolować przyjmowanie przez siebie heroiny – funkcjonuje akceptowalnie dobrze.
Ja mam mindfcka, gdyż nie chcę wspierać żadnych autorytarystów – ani psirni, ani g*ngusów – mam ich za +/- równych sobie.
Po namyśle - coś w tym jest. Pisząc to pierwotnie miałem w głowie sprawę dilera w Exarchii, którego siłowo wydalono - de facto sabotował działanie społeczności.
Ten schemat wystąpił i na Eksarchii, i w Christianii, i na Kreuzbergu, i na Rochdale College. Niestety. Na Eksarchii załoga skasowała chyba w końcu tego dilera.
Jedna z odpowiedzi – szczepionki i lekarstwa przeciwuzależnieniowe, tylko to jest leczenie skutków, a nie przyczyn. Moja odpowiedź: budowa Architektur Ekologiczno-Społecznych, które dostarczają przesyt pozytywnych, harmonijnych, a zarazem niefarmakologicznych bodźców.
Opowiesz więcej? O obu kwestiach - jesteś na bieżąco z kwestiami lekarstw przeciwuzależnieniowych? I jak wyobrażasz sobie owe Architektury Ekologiczno-Społeczne? Czerpiesz inspiracje jakimiś konkretnymi wizjami teoretykx?
Szczepionki przeciwuzależnieniowe – trafiła ta przeciw fentanylowi do /c/narkopolityka. Postaram się jeszcze rozwinąć ten wątek później albo coś podrzucić do /c.
Architektury Społeczno-Ekologiczne – zawiły, kompleksowy, holistyczny temat i ujęcie. Dla mnie inspiracją były wniki Jacque’a Fresco (wystąpił w serii filmów “Zeitgeist”, choć ja nie jestem New Age’owcem, ezoterykiem czy metafizykiem, tylko Etycznym Racjonalistą). Jedno z podejść to eksperymentalne miasto Auroville bądź wszelkie tzw. Wyspy Szczęśliwe. Generalnie punkt odniesienia to Global Benchmarking Database na Univ. of Warwick – uogólniająco kryteria, jakie tam zakreślono skorelowane z subiektywnym poczuciem szczęścia, zaś specjalizująco – indywidualne, osobiste wagi (np. ja uznaję rygorystycznie Wolność Osobistą, toteż np. Kuwejt czy inne Emiraty mogą sobie być bogatymi, dostatnimi krajami, lecz są zdyskwalifikowane za opresyjną strukturę religijno-społeczną i prawną). Nie jestem uniwersalistą – twierdzę, że Zdrowe Społeczności Przyszłości będą sprofilowane odpowiednio dla osób w nich uczestniczących.
Właściwie sprzeciw wobec tego rodzaju kryminalizowania osób używających substancji psychoaktywnych powinien być również postulatem ruchu Straight Edge. War on drugs, poza aspektami rasistowskimi, nie prowadzi raczej do rozwiązania problemu uzależnień. Bardziej podoba mi się model portugalski.
Tak, dzięki, byłoby super, choć np. u postulatorx dekryminalizacji niejednokrotnie rzecz mniej wynikała (tradycyjnie, jak pamiętam swe początki) z obserwacji tych systemowych opresji/niesprawiedliwości, które biją w ludzi/grupy społeczne rykoszetem (to był oczywiście też argument), tylko nieraz z aksjomatów, systemu wartości: nie można odmawiać świadomym osobom prawa do Dobrowolnej Neuromodulacji, gdyż jest to arbitralność, tyrania; volenti non fit iniuria = chcącym nie dzieje się krzywda. Wiedziałxśmy po sobie, że nam to szkodzi niewiele, natomiast niejednokrotnie rozwija – warunek: trzeba umieć kontrolować popędy/łaknienia, to wszelako uniwersalna prawda życiowa (tradycyjne rozwiązanie tej kwestii to samodyscyplina i to np. ja popieram, acz pewnie jak z otyłością, tytoniem czy alko – medycyna/farmacja będzie też pracować nad “antydragami przeciwuzależnieniowymi”, czyli prowizoryczne leczenie skutków w miejsce przyczyn).
Na przykład hipokryzja War on Drugs (Amerykanie w Afganistanie – 2001÷2021):
Nie wiem czy mógłbym się zgodzić co do postulatu odnośnie samodyscypliny. Tzn. wydaje mi się, że nie wystarczy - każda osoba rozpoczynająca swoją przygodę z używkami zakłada, że umie kontrolować swoje popędy, lecz nałóg wkrada się niepostrzeżenie. Z resztą, narkotyki pochodzą od grup przestępczych, których nie chciałbym wspierać - równie mocno co koncernów tytoniowych/alkoholowych - bowiem stały zysk tych podmiotów generują właśnie uzależnienia, a więc na ich wykształcaniu im zależy. Czy to za pomocą (nie)legalnej reklamy, czy dodawaniu uzależniających substancji do produktu.
No ale właśnie, jeśli nie samodyscyplina, to co? Bo przecież nie przymus wymierzony z osoby użytkujące.
Praktycznie każda substancja psychoaktywna oraz działanie uzależniające przechwytuje, na ile znam teorię, tzw. ośrodek nagrody w mózgu – do tego uczucia dąży cały układ nerwowy, z różnymi poziomami świadomości – uzależnienie od psychicznego (abstynencja = realny dyskomfort) po fizyczne, gdy dana molekuła “wbudowuje” się w jakiś tzw. szlak metaboliczny (realny głód z zagrożeniem życia w przypadku odstawienia nagłego). Jednostki są na to zjawisko mniej i bardziej odporne – gdyby ludzie mieli oszacowane to zawczasu, mogliby podejmować świadome ryzyko.
Oprócz tego, bywają uzależnieni wysoko i nisko funkcjonujący, tylko to kontekstowe – trudniej się zaćpać/zachlać np. na Jamajce, gdzie jest ciepły klimat i przyjazne społeczeństwo, niż na Spitsbergenie albo na Haiti, gdzie panują surowsze warunki.
Kto jest tzw. “przestępcą”, a kto nie, to decyduje regulator/prawodawca/system państwowy, zaś ten jest mniej czy bardziej arbitralny. Ja mam mindf*cka, gdyż nie chcę wspierać żadnych autorytarystów – ani psi*rni, ani g*ngusów – mam ich za +/- równych sobie. Niektóre używki można sobie produkować samemu.
Tu jest różnie – totalnie czarne grupy (przestępczość zorganizowana i/lub fasady zakładane przez wywiady/służby bezpieczeństwa) nie zawsze mają jakieś skrupuły (choć w takim np. Meksyku, bywa, zastępują państwo i cieszą się wyższym zaufaniem); monopol systemowy miewa na uwadze, iż uzależnieni to jednak koszt dla państwa (vide ostatnie kontrowersje z alkotubkami w Bolandzie).
Jedna z odpowiedzi – szczepionki i lekarstwa przeciwuzależnieniowe, tylko to jest leczenie skutków, a nie przyczyn. Moja odpowiedź: budowa Architektur Ekologiczno-Społecznych, które dostarczają przesyt pozytywnych, harmonijnych, a zarazem niefarmakologicznych bodźców.
Aha, no i wybacz za odpisywanie miesiąc - nie wypracowałem sobie jeszcze sprawnego systemu zwalczającego prokrastynację.
No tak. Niestety nie jest to możliwe, więc wychodząc z pozycji minimalizacji szkód, a właściwie profilaktyce przed ich powstawaniem, postuluję abstynencję. Sam jestem oczywiście w tej kwestii “uprzedzony”, okres z używkami mam za sobą, a więc nie ma we mnie zainteresowania “zakazanym owocem” - łatwo mi mówić.
Po namyśle - coś w tym jest. Pisząc to pierwotnie miałem w głowie sprawę dilera w Exarchii, którego siłowo wydalono - de facto sabotował działanie społeczności.
Opowiesz więcej? O obu kwestiach - jesteś na bieżąco z kwestiami lekarstw przeciwuzależnieniowych? I jak wyobrażasz sobie owe Architektury Ekologiczno-Społeczne? Czerpiesz inspiracje jakimiś konkretnymi wizjami teoretykx?
Dlaczego niemożliwe? Panele genetyczne, epigenetyczne i niebawem tzw. multi-omics (wiele paneli różnych aspektów fizjologiczno-osobniczych) wraz ze screeningiem psychologicznym a`la eksperymenty kliniczne z proszkami, powinny pozwolić wychwycić takie predyspozycje z dostateczną dokładnością.
Przykład: znam osobę, która samodzielnie zaczęła kontrolować przyjmowanie przez siebie heroiny – funkcjonuje akceptowalnie dobrze.
Ten schemat wystąpił i na Eksarchii, i w Christianii, i na Kreuzbergu, i na Rochdale College. Niestety. Na Eksarchii załoga skasowała chyba w końcu tego dilera.
Szczepionki przeciwuzależnieniowe – trafiła ta przeciw fentanylowi do /c/narkopolityka. Postaram się jeszcze rozwinąć ten wątek później albo coś podrzucić do /c.
Architektury Społeczno-Ekologiczne – zawiły, kompleksowy, holistyczny temat i ujęcie. Dla mnie inspiracją były wniki Jacque’a Fresco (wystąpił w serii filmów “Zeitgeist”, choć ja nie jestem New Age’owcem, ezoterykiem czy metafizykiem, tylko Etycznym Racjonalistą). Jedno z podejść to eksperymentalne miasto Auroville bądź wszelkie tzw. Wyspy Szczęśliwe. Generalnie punkt odniesienia to Global Benchmarking Database na Univ. of Warwick – uogólniająco kryteria, jakie tam zakreślono skorelowane z subiektywnym poczuciem szczęścia, zaś specjalizująco – indywidualne, osobiste wagi (np. ja uznaję rygorystycznie Wolność Osobistą, toteż np. Kuwejt czy inne Emiraty mogą sobie być bogatymi, dostatnimi krajami, lecz są zdyskwalifikowane za opresyjną strukturę religijno-społeczną i prawną). Nie jestem uniwersalistą – twierdzę, że Zdrowe Społeczności Przyszłości będą sprofilowane odpowiednio dla osób w nich uczestniczących.
Dzięki i pozdrowienia!