Polski rząd wprowadzając stan wyjątkowy na granicy z Białorusią, uniemożliwił informowanie przez niezależne media o sytuacji tysięcy imigrantów. Czy chce coś ukryć?

Wobec narastającego kryzysu na granicy polsko-białoruskiej organizacje praw człowieka potępiły rząd za nałożony dwa miesiące temu na dziennikarzy i pracowników organizacji humanitarnych zakaz przebywania w strefie przygranicznej. Między innymi Reporterzy bez Granic nazwali ograniczenia „arbitralnymi i nieproporcjonalnymi” i wezwali do ich zniesienia. Media powinny mieć możliwość przekazywania dokładnych i przejrzystych informacji z granicy.

Jak donosi Al Jazeera, całkowity zakaz pracy dziennikarzy w strefie przygranicznej jest sprzeczny z międzynarodowymi zobowiązaniami Polski w zakresie wolności prasy. Ograniczenia mogą być wprowadzone tylko w uzasadnionym celu i proporcjonalnie do danego zagrożenia.

Dużo wcześniej polskie media wielokrotnie potępiały zakaz. W liście otwartym napisanym we wrześniu i podpisanym przez 30 ogólnokrajowych mediów i organizacji dziennikarskich stwierdzono, że brak dostępu jest sprzeczny z zasadą wolności słowa i świadczy o bezprawnym utrudnianiu pracy dziennikarzy i tłumieniu krytyki prasowej.

Premier Mateusz Morawiecki powiedział jednak kilka dni temu, że media na granicy tylko zaszkodzą sytuacji, będą bowiem „podatne na wpływ białoruskich i rosyjskich fake newsów”. Odpowiadając na te słowa sekretarz generalny Europejskiej Federacji Dziennikarzy Ricardo Gutiérrez, stwierdził, iż nie walczy się „z białoruską dezinformacją za pomocą cenzury”.

„Uważamy – stwierdził dalej Gutiérrez – że stan wyjątkowy został wprowadzony głównie po to, aby społeczeństwo nie było świadkiem podejrzanych działań wzdłuż granicy państwa z Białorusią”.

Krytycy oskarżyli polskie władze o łamanie prawa międzynarodowego poprzez wypychanie imigrantów z powrotem przez granicę. Nie można było też zweryfikować np. krążących w rosyjskich i białoruskich mediach zarzutów, że polska policja atakowała dzieci imigrantów gazem łzawiącym.

O wypychaniu ludzi z powrotem przez granicę na Białoruś – wbrew międzynarodowym zasadom udzielania azylu – pisze także BBC. Dodając jednocześnie, że w ostatnich miesiącach co najmniej „ośmiu migrantów zostało znalezionych martwych po polskiej stronie granicy” i bliżej nieznana liczba po stronie białoruskiej. 13 listopada polska policja podała, że znaleziono zwłoki dwudziestoletniego Syryjczyka. Mnożą się też przypadki napadów i pobić imigrantów, którzy zdołają przekroczyć polską granicę.

W rosyjskich mediach kontrolowanych przez rząd zaprzecza się, że w kryzys na granicy polsko-białoruskiej jest uwikłany Kreml. Stwierdza się natomiast, że migranci pojawili się na polskiej granicy z zamiarem dotarcia do Niemiec. Jest to spowodowane możliwością bezwizowego wjazdu z krajów Bilskiego i Środkowego Wschodu na Białoruś, przy jednoczesnym braku innych możliwości przedostania się do Unii Europejskiej. Media rosyjskie twierdzą, zgodnie z prawdą, że przerzuty imigrantów przez wschodnią granicę miały miejsce od wielu lat.

W rosyjskich mediach podkreśla się, że obecny kryzys jest pokłosiem destabilizacji w Syrii, Iraku i Afganistanie, która nastąpiła m.in. w efekcie interwencji zbrojnej ze strony USA i NATO. Swoją rękę przełożyła do tego także Polska, wysyłając kontyngenty wojsk w ten region. W rosyjskich relacjach nie ukrywa się, że ważnym motywem migracji są zabezpieczenia socjalne na Zachodzie Europy, których łakną mieszkańcy biednych oraz od lat pogrążonych w chaosie ekonomicznym i politycznych regionów. Jednak na przywitanie migrantom polski rząd wysłał wojsko i sprzęt bojowy. A obecnie próbuje całą odpowiedzialność zrzucić na Białoruś. Równocześnie wszelkie kontakty między oboma rządami są zamrożone z powodu poparcia, jakiego rząd polski wcześniej udzielił masowym protestom społecznym na Białorusi przeciwko Łukaszence.

W niektórych światowych mediach pisze się i mówi także o powiązanych sprawach z obecnym kryzysem migracyjnym jak: konflikt zbrojny na wschodniej Ukrainie, niezapowiedziane ćwiczenia NATO niedaleko Krymu oraz kwestia uruchomienia rosyjskiego gazociągu Nord Stream 2. A wszystko to w momencie niedoboru i wysokich cen energii, które grożą zapaścią gospodarczą i napięciami międzynarodowymi. Chodzi zatem o paliwa i energię – nic nowego. Imigranci na wschodniej granicy Polski są zakładnikami interesów poszczególnych rządów i korporacji, którzy grają ich, ale też naszym życiem.