Dla odnotowania, że Onet publikuje też czasem dobre teksty, niestety za paywallem.


Od dłuższego czasu przełamuję wewnętrzny opór, by napisać ten tekst — temat jest dla mnie bardzo osobisty, a problem i jego rozwiązanie porażające w swej oczywistości. Było ono wskazywane już przez wielu, tworząc obecnie poczucie swego rodzaju zdarcia płyty i stawania się głosem wołającego na, nomen omen, puszczy. Tym bardziej niewiarygodna jest sama sytuacja, w której na granicy polsko-białoruskiej nadal giną ludzie, w tym kobiety i dzieci przy, w najlepszym wypadku — obojętności polskich służb i wojska, a w najgorszym — ich aktywnym współudziale w codziennej zbrodni.

Tym bardziej niewiarygodna jest postawa nowego rządu, którego premier — Donald Tusk, miał przewodzić siłom demokratycznym, przywracać praworządność i elementarną choćby przyzwoitość w kraju zniszczonym prawnie i moralnie ośmioma latami rządów brunatnych populistów z PiS. Tymczasem — stał się gorliwym kontynuatorem ich polityki. Polityki dehumanizującej — jak określają ich organizacje broniące praw człowieka na pograniczu — “ludzi w drodze”, których zredukował do roli niebezpiecznego narzędzia wojny hybrydowej Putina i Łukaszenki. Polityki skrajnie cynicznej i wyrachowanej, w której faktyczne zagrożenie ze strony wschodnich dyktatur staje się narzędziem prymitywnej propagandy odwołującej się do najniższych instynktów i pierwotnych lęków. Last but not least — polityki prowadzonej nie w imię jakiegokolwiek wyższego dobra, lecz sondaży partyjnej popularności.

Podróbka i tak gorsza niż oryginał Nieskutecznie — jak przypomniała w jednej z naszych dyskusji Agnieszka Holland, podróbka jest zawsze gorsza od oryginału: Koalicja Obywatelska imitująca politykę Prawa i Sprawiedliwości jest skazana na porażkę w batalii o prawicowy elektorat. To problem wiarygodności, a tezę tę potwierdzają nawet ostatnie sondaże, zgodnie z którymi to PiS zyskuje kosztem KO. Mimo wzięcia na sztandary przez Tuska narracji obrony granic przed migrantami i uchodźcami — w najgorszym stylu Kaczyńskiego, Błaszczaka, Kamińskiego i Wąsika. O co więc chodzi i czy zaślepienie rządzących nakaże im prowadzić dalszą licytację z poprzednikami na bezwzględność wobec bezbronnych i zdesperowanych? Nie sposób nie przytoczyć w tym miejscu słów legendarnego cynika francuskiej dyplomacji Charlesa-Maurice’a de Talleyranda: “To gorzej niż zbrodnia – to błąd”.

Jak zauważył Paweł Kasprzak z Obywateli RP, słynący dotąd z politycznego wyczucia premier zdaje się coraz bardziej na nim polegać: być może sondaże muszą ustąpić pola subiektywnej projekcji nastrojów społecznych. I nawet jeśli wieloletniej propagandzie PiS zawdzięczamy — od 2015 r. — istotną społeczną niechęć do migrantów o ciemniejszej karnacji, to Tusk w roli obrońcy granicy wiarygodny po prostu nie jest. Traci zarazem szacunek części skonsternowanych (używając najdelikatniejszego słowa) dotychczasowych, “demokratycznych” wyborców. Dla których prawo i humanitaryzm były dotąd elementarzem odróżniającym “nas” od ogółu wyborców PiS.

Nie potrafię pojąć tego jak — podkreślający przy każdej okazji znaczenie rodzinnych wartości premier, który ociepla wizerunek poprzez publikowanie swoich zdjęć z kilkuletnimi wnukami — jednocześnie świadomie autoryzuje i eskaluje działania formacji mundurowych odpowiedzialnych za złe traktowanie, tortury i śmierć cudzoziemców traktowanych na pograniczu jak żywe piłeczki pingpongowe; osób poddawanych bezprawnie, nieraz kilkukrotnie tzw. pushbackom, czyli wypychaniu ich poza niesławny mur ustawiony w roli granicznej bariery. W zamierzeniu — nie do przejścia, w praktyce — dziurawy jak sito. Osób pozostawianych w lesie, przerzucanych przez druty kolczaste, bitych, zmarzniętych i głodzonych. A także — bywa, że wyśmiewanych i okradanych przez funkcjonariuszy i żołnierzy z orzełkiem na czapkach.

W narracji przejętej przez Tuska i jego ministrów bohaterscy żołnierze w trudzie i znoju bronią polskiej ziemi przed młodymi, agresywnymi mężczyznami szturmującymi wschodnią granicę. Abstrahując już od tego, w jakim stopniu stoi za nią cynizm, a w jakim ignorancja — jest to narracja zasadniczo fałszywa. O ile najprawdopodobniej 70-80 proc. migrantów, z którymi mają do czynienia w sposób bezpośredni polskie formacje mundurowe, to relatywnie sprawni fizycznie mężczyźni, to wynika to z tego, że to im najczęściej udaje się skutecznie przekraczać graniczne fortyfikacje. Stanowią oni jednak tylko część przybyszów, wśród których znajdują się kobiety i dzieci, często rodziny tych mężczyzn, którym udało się już — przynajmniej chwilowo — przedostać na drugą stronę.

Od końca kwietnia organizacje humanitarne alarmują o grupie kilkudziesięciu w większości nieletnich Afrykanek, głównie Somalijek, które bezskutecznie błagają o pomoc uporczywie trzymając się zapory. I choć pozornie znajdują się “po drugiej” (białoruskiej) stronie, to w istocie są już na terenie Polski, bo mur został postawiony kilka metrów w głąb polskiego terytorium. Częścią ich dramatu jest siłowe odrywanie go od niego przez zamaskowanych Białorusinów, bicie i — prawdopodobnie — przemoc seksualna, której doświadczają. Część z nich wraca potem — nadal wyglądając ratunku — do stania pod murem. Aktywiści podkreślają, że mogą być ofiarami handlu ludźmi.

Granica w pytaniach i odpowiedziach

Powszechnie zadawane są jednocześnie oparte na fałszywych założeniach te same pytania: dlaczego migranci nie przekraczają granicy legalnie? Dlaczego uchodźcy nie poproszą o azyl na przejściach granicznych? Dlaczego mają rosyjskie wizy? Skąd mieli pieniądze na podróż na Białoruś? Dlaczego są agresywni? Dlaczego mamy się cackać z nielegalnymi migrantami? Mają one w zamierzeniu legitymizować “twardą” postawę polskich służb i politykę pushbacków.

Choć odpowiedzi na nie padały wielokrotnie, to niestety nie przebijały się szerzej do opinii publicznej przez propagandę — tak poprzedniej, jak i obecnej władzy. Postarajmy się zatem ustosunkować do nich w syntetyczny sposób.

Ludzie w drodze w znakomitej większości wypadków nie mogą przekroczyć granicy legalnie — to uzbrojone białoruskie służby decydują o tym, w jakim miejscu się znajdą. Ich wolność poruszania się jest ograniczona, a paszporty są często niszczone przez “opiekunów”. A nawet jeśli (i gdy) osoby proszące o ochronę (azyl) zjawiają się na polskich przejściach granicznych, są — prawem kaduka, całkowicie nielegalnie (niezgodnie z prawem międzynarodowym, konstytucją i ustawą o cudzoziemcach) — odsyłane z kwitkiem. Straż Graniczna beznamiętnie lub złośliwie udaje, że ich nie widzi, ignoruje ich wnioski i zamyka przed nimi granicę. Dzieje się tak od lat — choćby na przejściu w Terespolu. I choć w tej kwestii Polska przegrała już wiele postępowań przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, nie zmieniło to sytuacji.

Przybywający do Polski przez Białoruś uchodźcy i migranci z Bliskiego Wschodu i Afryki muszą mieć białoruskie i rosyjskie wizy, bo warunkują one opuszczenie przez nich krajów pochodzenia. Jest oczywiste, że są cynicznie wykorzystywani przez Białorusinów i Rosjan (w tym służby i współpracujące z nimi grupy przemytnicze), którzy pasożytują na ich — często skrajnie trudnej — sytuacji życiowej i idącej za nią desperacji, czerpiąc z nich dochody i starając się destabilizować sytuację na naszej (a więc i unijnej) granicy. To prawda — napływ migrantów z kierunku wschodniego jest częścią szeroko rozumianej wojny hybrydowej. Nie zmienia to jednak faktu, że są oni jej pierwszymi ofiarami.

Kierowane do nich komercyjne oferty nowego życia w Europie są najczęściej pułapką, a nabywcy tej usługi, albo nie mają świadomości związanego z nią ryzyka, albo — w obliczu codziennej beznadziei i zagrożeń — są gotowi je podjąć. Bo w krajach pochodzeniach żyją w nędzy, w obliczu wojen i prześladowań na tle etnicznym, rasistowskim, politycznym, religijnym, czy orientacji seksualnej. Żyją w państwach upadłych, dyktatorskich i trapionych konfliktami. Część z nich — nawet jeśli relatywnie bezpieczna w sensie fizycznym — nie jest w stanie zapewnić godnej egzystencji sobie i własnym rodzinom. Nie można także nie wspomnieć o coraz bardziej drastycznych efektach zmian klimatycznych — takich jak susze i klęski głodu.

Skąd mają pieniądze? Bywają to oszczędności życia, a często na wyjazd składa się cała rodzina, nierzadko wysyłając przysłowiowego “młodego mężczyznę” (jako fizycznie najsilniejszego), którego zadaniem jest następnie sprowadzenie z czasem pozostałych jej członków. Jak zauważył konstytucjonalista, prof. Wojciech Sadurski:

Przyzwoite państwo nie odgradza się od nędzarzy, którzy wydali ostatnie grosze, błagających o azyl w bardziej humanitarnych krajach europejskich. Przyzwoite państwo wykonuje międzynarodowe zobowiązania sprawdzenia podstaw wniosków o azyl.

Okazjonalna agresja, jak ostatni atak nożem na żołnierza (choć oczywiście zasługuje na potępienie) ma najczęściej charakter wtórny. Warto postawić pytanie o jej źródła i zastanowić się, w jakim stanie fizycznym i mentalnym znajdowalibyśmy się w sytuacji przedłużającego się zagrożenia zdrowia i życia, stając się ofiarą brutalności strażników (z obydwu stron), a czasem także, gdy z taką brutalnością spotykaliby się na naszych oczach nasi najbliżsi. Dziennikarz i aktywista Piotr Czaban dodaje:

Białorusini mówią im, że nie ma drogi powrotnej. Grożą śmiercią. Rozmawiam z ludźmi, wożąc ich do ośrodków. Niektórzy mówią o rzucaniu gałęziami, po tym, gdy w Polsce zniszczono im telefony, pobito, wrzucono do bagna, spryskano gazem. Ale o atakach ostrymi narzędziami nikt z tych, z którymi rozmawiałem, nie słyszał.

Nie wiemy także nigdy do końca, jakiej presji i oddziaływaniu bywają poddawani migranci po białoruskiej stronie. Z kolei w atakach “zza muru” uczestniczyli niejednokrotnie pozujący na migrantów białoruscy funkcjonariusze lub wynajęci prowokatorzy — aktywiści potrafią ich rozpoznać choćby po odmiennym zachowaniu czy ekwipunku.

Wreszcie — nie jest prawdą, że nielegalne przekroczenie granicy sankcjonuje odmowę przyjęcia wniosku o ochronę na terytorium Polski i stanowi podstawę do fizycznego, brutalnego usunięcia cudzoziemca z naszego kraju. Prawo do skutecznego złożenia wniosku o azyl gwarantuje każdemu konstytucja. Pushbacki (zwane w nomenklaturze służb “wywózkami”) pozostają nielegalne — niezależnie od niekonstytucyjnego rozporządzenia z 2021 r., którego wprowadzeniem chełpił się ówczesny wiceminister spraw wewnętrznych — niesławny Maciej Wąsik. Ogromnym i niepojętym skandalem pozostaje jego dotychczasowe respektowanie przez nowe kierownictwo MSWiA.

Oddając raz jeszcze głos prof. Sadurskiemu:

Wszystkie organy władzy publicznej, w tym Straż Graniczna, mają konstytucyjny obowiązek udzielenia pomocy osobom znajdującym się w zagrożeniu dla życia, bez względu na ich narodowość i status prawny. Ten obowiązek moralny i prawny nie ma granic

Otworzyć drzwi? Wystarczy przestrzegać prawa

Przekłamania dotyczą też często zbiorowych wyobrażeń o naiwnych i idealistycznych, odklejonych od rzeczywistości aktywistach, rzekomo chcących “otworzyć drzwi przed wszystkimi”, ignorując całkowicie wymogi bezpieczeństwa. To nieprawda — organizacje humanitarne i prawoczłowiecze świetnie rozumieją kontekst geopolityczny i związane z nim zagrożenia: postulatem nie jest wpuszczanie wszystkich, lecz zaprzestanie pushbacków i rozpatrywanie wniosków o azyl (ochronę) w zgodzie z obowiązującym prawem i ustanowionymi przez nie procedurami. Dotyczą one również sprawdzania cudzoziemców przez służby pod kątem bezpieczeństwa. Nawet jeśli, w wyniku przeprowadzonej weryfikacji, niektórzy z nich mają być potem deportowani, nie mogą zostać odesłani do Białorusi, która absolutnie nie jest bezpiecznym krajem.

“Wyjściem są znane od dawna, zgodne z konwencjami genewskimi procedury, po których zapada decyzja wydana z poszanowaniem praw każdej i każdego: ochrona w Polsce, albo humanitarna deportacja. Panie Premierze, “humanitarny pushback” to makabryczny oksymoron, nie ma czegoś takiego.” — wskazuje deklaracja obywatelskiego nieposłuszeństwa opublikowana w odpowiedzi na plany ponownego wprowadzenia “strefy buforowej” przy granicy. Dr Hanna Machińska pyta: “Panie Premierze, czy 4 czerwca ma kojarzyć się z decyzją o wprowadzeniu strefy buforowej? Nasuwają nam się porównania do stanu wyjątkowego. Rozumiem, że chodzi o uniemożliwienie niesienia pomocy migrantom przez aktywistów”.

W tym kontekście bardzo ważne są również wyroki sądów, które — od kilku lat, w sposób zasadniczo konsekwentny, niezależnie od sytuacji politycznej — przyznają rację aktywistom ściganym przez prokuraturę za ratowanie ludzkiego zdrowia i życia. Korzystne dla nich orzeczenia zapadają także w sporach ze Strażą Graniczną i innymi formacjami, wskazując na potrzebę i realizowany ofiarnie przez działaczy obowiązek ochrony podstawowych wartości i praw w konfrontacji z opresyjnym państwem.

Wybitny specjalista do spraw migracji, prof. Witold Klaus wskazywał w styczniu br.: “Konsorcjum Migracyjne opublikowało właśnie analizę mojego autorstwa, która pokazuje, jak wywózki (pushbacki) są oceniane w orzecznictwie sądów międzynarodowych – przede wszystkim Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. I choć część z tych orzeczeń jest dalekich od oczekiwań osób aktywistycznych i całe orzecznictwo staje się coraz bardziej restrykcyjne i ograniczające prawa osób w drodze, to jedna rzecz pozostaje jasna: nie ma możliwości »legalizacji« pushbacków na polsko-białoruskiej granicy. Standardy międzynarodowe są w tym zakresie zupełnie jasne”.

Samo zresztą utrudnianie pracy, szykanowanie, zastraszanie i próby kryminalizowania pomocy udzielanej w lasach przez aktywistów to szeroki i osobny temat.

Poddając głębokiej krytyce działania instytucji państwowych, na ich tle wyraźnego docenienia wymaga publiczna zapowiedź i późniejsza decyzja prokuratora krajowego Dariusza Korneluka, który po objęciu stanowiska powołał specjalny zespół, mający przeanalizować stosowanie pushbacków pod kątem prawnokarnym, dodając, że “wobec funkcjonariuszy państwowych zgłaszane były uzasadnione podejrzenia, że popełnili oni przestępstwo”. Oczywiście, prokuratura z kontrolowana przez Zbigniewa Ziobrę seryjnie dotąd takie zawiadomienia umarzała.

Uwagi prof. Wróbla

Prawne aspekty sytuacji na pograniczu niepokoją coraz bardziej wielu wybitnych prawników.

W sposób bardzo syntetyczny i klarowny odniósł się do nich ostatnio w mediach społecznościowych prof. Włodzimierz Wróbel, sędzia Sądu Najwyższego i Przewodniczącego Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, którego komentarz pozwalam sobie przytoczyć w całości:

  1. Demokratyczne państwo prawa, które w konflikcie z obcą dyktaturą przejmuje jej metody, samo przegrywa. Bo staje się kopią swojego wroga. Nawet w warunkach wojennych, funkcjonariusze państwa mają obowiązek udzielania pomocy humanitarnej wszystkim, którzy tego potrzebują. Polska Konstytucja zobowiązuje wszystkie organy władzy publicznej, w tym policję, WOT, Straż Graniczną do udzielenia pomocy osobom znajdującym się w zagrożeniu dla życia lub zdrowia, bez względu na to, jakiej są narodowości, jaki mają paszport i czy się w Polsce znaleźli legalnie, czy też nie. Jeżeli ktoś jest na terytorium Polski, to choćby był odgrodzony murem, pozostaje pod pieczą polskiego państwa. Nieudzielenie przez funkcjonariusza publicznego pomocy w takim przypadku jest czynem bezprawnym.

  2. Polska ma zamiar ratyfikować konwencję ONZ w sprawie ochrony wszystkich osób przed wymuszonym zaginięciem. Zgodnie z art. 1 ust. 2 tej Konwencji “Żadne okoliczności wyjątkowe takie, jak stan wojny, zagrożenie wojną, wewnętrzna niestabilność polityczna lub inne zagrożenie publiczne nie mogą być powoływane na usprawiedliwianie wymuszonego zaginięcia”. Na gruncie Konwencji za wymuszone zaginięcie uważa się “zatrzymanie, aresztowanie, uprowadzenie lub jakąkolwiek inną formę pozbawienia osoby wolności, dokonane przez przedstawicieli Państwa albo przez osoby lub grupy osób działające z upoważnieniem, pomocą lub milczącą zgodą Państwa, po którym następuje odmowa przyznania faktu pozbawienia wolności lub ukrywanie losów bądź miejsca pobytu takiej osoby, co powoduje, że znajduje się ona poza ochroną prawa”. Polska nie może tej Konwencji ratyfikować, póki na granicy polsko-białoruskiej będą trwały pushbacki wobec osób ubiegających się o ochronę międzynarodową, przeprowadzane bez jakiejkolwiek procedury.

  3. Bardzo słabe jest państwo, które broniąc swoich granic, nie jest w stanie zapewnić ochrony humanitarnej osobom traktowanym przez obcą dyktaturę jak zakładnicy.

  4. Powrót do praworządności nie oznacza tylko przywrócenia kilku instytucji i rozliczenia bezprawia. Ani sądownictwo, ani media publiczne, ani parlamentaryzm nie są wartością samą w sobie. Państwo, które posiada te wszystkie instytucje, ale świadomie odmawia zagwarantowania podstawowych praw humanitarnych dalekie jest od konstytucyjnej praworządności.

Na Campusie Polska Przyszłości w sierpniu 2021 r. Donald Tusk stwierdzał jednoznacznie pod adresem ówczesnego rządu PiS: “Mamy do czynienia z politykami, którzy nie mają granic etycznych i są całkowicie bezsilni wobec rozwiązywania problemów”. "Nie ma nic groźniejszego niż przekroczenie takiej granicy, która jest wytyczona przez elementarną moralność. Tę granicę przekracza już nie pojedynczy człowiek czy grupa ludzi, a władza. Tego kryzysu, jaki mamy dzisiaj w Usnarzu Górnym, w ogóle nie musiało być, ale są dziś u władzy politycy, którzy o sytuacji na Białorusi pisali “to jest polityczne złoto” — wskazywał, dodając: “Nie można cynicznie używać jako pionków w swojej grze nieszczęśliwych ludzi” (sic). Wtórował mu wtedy Rafał Trzaskowski.

Wobec radykalnej zmiany stanowiska Tuska i jego rządu, wcześniejsze wypowiedzi polityków ówczesnej opozycji przeanalizował Patryk Strzałkowski, dziennikarz Gazeta.pl: "»Strefa Tuska« na granicy ma być wprowadzona na podstawie przepisów (art. 12a ust. 2 ustawy o ochronie granicy państwowej) wprowadzonych przez PiS. W 2021 r. niemal cały klub KO głosował przeciwko ich wprowadzeniu. Co wtedy mówili posłowie o przepisach, z których skorzysta Tusk?

Poseł Tomasz Szymański (PO), dziś wiceszef MSWiA, uważał, że strefa “pozbawia opinię publiczną dostępu do informacji” i wspiera propagandę Łukaszenki. Zwracał też uwagę, że przepisy to “niekonstytucyjny gniot”. “Jakże można próbować ograniczać swobodę funkcjonowania Polek i Polaków za pomocą rozporządzenia?” — mówił wtedy. Ministerka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (Lewica): "Rząd zmienił mieszkańcom ich dom w zamkniętą strefę naszpikowaną wojskowymi patrolami. “Dlaczego zwracacie się przeciwko Polakom, którzy dzisiaj swoim humanitarnym działaniem ratują honor Rzeczypospolitej Polskiej?” — pytała. Poseł Paweł Zalewski (PL2050, wcześniej PO), dziś wiceminister obrony, mówił, że przepisy o strefie to “brak wiary w polskich żołnierzy”, w strefie chodzi o niedopuszczenie dziennikarzy i wolontariuszy, którzy niosą pomoc medyczną. Katarzyna Piekarska z KO: “Ta ustawa jest bardzo niebezpieczna. (…) Myślę, że jeżeli stanie się to raz, to władza będzie potem sięgać po takie rozwiązania i to jest bardzo niebezpieczne”.

Granica podłości? Granica człowieczeństwa? Granica przyzwoitości? Granica hańby? Paru moich aktywistycznych przyjaciół zaczęło przypominać sobie szalone podówczas i słusznie krytykowane hasło sprzed kilku lat: “PiS, PO — jedno zło”, które — przynajmniej w odniesieniu do sytuacji na Podlasiu — wydaje się dziś brzmieć jak bardzo gorzkie retoryczne pytanie. Jak bowiem skomentować dzisiejsze zapowiedzi z deklaracjami z czasów PiS? Oczywiście — to, co się dzieje, obciąża dziś konto całej koalicji rządzącej.

Obok obrony niezależności sądów i praw kobiet, walka o humanitarne i legalne traktowanie uchodźców i imigrantów na granicy z Białorusią stała się doświadczeniem formacyjnym wielu aktywistów obywatelskich w mrocznej epoce lat 2015-2023. Stała się sprawą sumienia i honoru Polski, jednym z głównych tematów do załatwienia przez nową, demokratyczną władzę. Sprawą, w której załatwieniu nie może przeszkodzić nieszczęsny prezydent Duda — pozostaje ona całkowicie w gestii rządu. Deklaracje polityków demokratycznej opozycji zdawały się wychodzić naprzeciw tym postulatom.

O jakiej wiarygodności rządzących możemy dziś mówić obserwując jak płynnie weszli oni w buty ksenofobicznych i zdegenerowanych moralnie ministrów Kaczyńskiego? Gdzie są dziś parlamentarzyści Ula Zielińska, Franek Sterczewski czy Michał Szczerba, odważnie konfrontujący się z pisowskim państwem i niosący pomoc uchodźcom w Usnarzu? Czy ich ówczesne zaangażowanie podyktowane było tylko wolą zademonstrowania moralnej wyższości nad władzą tworzoną wtedy przez przeciwny obóz politycznym? Chwalebnym wyjątkiem jest Klaudia Jachira, odważnie i otwarcie występująca nadal przeciwko pushbackom, wskazująca także na rasistowskie uprzedzenia stojące za działaniami państwa na pograniczu.

Dlaczego — po głośnym i wstrząsającym filmie Agnieszki Holland o kryzysie humanitarnym na granicy, który spotkał się z powszechnym uznaniem środowisk liberalnych (stanowiących naturalne zaplecze obecnej władzy) — rozprawa z ludźmi w drodze stała się sztandarowym postulatem Tuska? Czy to jedyne pole, na którym obecny premier jest w stanie wykazać się sprawczością? Nasza aktywistyczna koleżanka, pisarka Małgorzata Buethner-Zawadzka skwitowała to kwaśno: “Sytuacja się zmieniła od czasu kiedy Tusk był w opozycji i obiecywał abo, związki partnerskie i granicę”.

Wciąż nie chcę wierzyć w to, że Tusk mówi dziś Kamińskim i Wąsikiem. Nielegalna i antyhumanitarna, dehumanizująca uchodźców i migrantów polityka obecnego rządu nie daje się usprawiedliwić żadnym względami. A szczególna odpowiedzialność spoczywa na członkach rządu najlepiej zorientowanych w sytuacji na granicy. Największe oczekiwania formułujemy pod adresem tych jego przedstawicieli, którzy zawsze wykazywali się największą wrażliwością na ludzką krzywdę i prawa każdego człowieka.

Gdzie jest Adam Bodnar?

W tym kontekście uderza dramatyczne wezwanie Piotra Cykowskiego, jednego z liderów Akcji Demokracji: “Ten skrawek polskiej ziemi, który zostawiliśmy za płotem, to wciąż Polska, w której nadal obowiązuje art. 40 Konstytucji, który mówi o bezwzględnym zakazie tortur. Tej Konstytucji, której przez lata z determinacją broniłyśmy i broniliśmy, i w imię której broniliśmy także niezależnego Rzecznika Praw Obywatelskich. Mam złamane serce, gdy Adam Bodnar, który jeszcze niedawno, przed wyborami, wychwalał »Zieloną Granicę« Agnieszki Holland, dziś milczy w sprawie tak oczywistej i tak związanej z tym, na czym zbudował swój cały autorytet. To Adam Bodnar uczył mnie w Szkole Praw Człowieka, że rolą niezależnych organizacji obywatelskich jest zawsze kontrolować władzę, niezależnie od sympatii. Więc wypełniam dziś te nauki i zachęcam do podpisania listu do Adama Bodnara, w którym domagamy się, aby zaczął działać”.

W tym duchu Akcja Demokracja rozpoczęła zbiórkę podpisów pod listem otwartym do ministra Bodnara. Oczywiście, sytuacja na granicy nie wchodzi w bezpośredni zakres jego odpowiedzialności, a on sam mierzy się dziś z ogromnymi wyzwaniami związanymi z przywracaniem praworządności. Nie zmienia to faktu, że Adam Bodnar pozostaje społecznym autorytetem, członkiem rządu i jedną z jego czołowych twarzy, siłą rzeczy firmując jego szeroko rozumianą politykę — także w odniesieniu do granicy.

Szczególnego wymiaru nabiera obecnie także fakt, że jego wieloletnia zastępczyni, dr Hanna Machińska, jest powszechnie znana ze swoich interwencji na pograniczu i pozostaje nadal głęboko zaangażowana na tym polu. Machińska, wieloletnia szefowa biura Rady Europy w Polsce zarzuca dziś premierowi także brak ignorowanie próśb o spotkanie ze strony aktywistów i łamanie międzynarodowych zobowiązań Polski.

Głosy niepokoju, frustracji, oburzenia i gniewu ze strony przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, świata prawniczego i akademickiego narastają. To inicjatywy obywatelskie od KOD, przez Obywateli RP po Strajk Kobiet, stowarzyszenia niezależnych sędziów i prokuratorów oraz organizacje ratujące ludzi na granicy — takie jak Fundacja Ocalenie, Grupa Granica czy Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne oraz aktywiści tacy jak Człowiek Lasu byli w ostatnich latach sumieniem europejskiej, praworządnej i po prostu przyzwoitej Polski. Ich alienacja i antagonizacja nie leży w interesie władzy.

Skończyły się rządy PiS, rządzą demokraci. Towarzyszy mi uczucie upiornego deja vu. Tego się nie da racjonalnie zrozumieć ani moralnie usprawiedliwić. Bezpieczeństwo przeciwstawione prawu i humanitaryzmowi to fałszywa alternatywa.