W dwudniowych obradach Samorządowego Okrągłego Stołu ws. uchodźców wzięło udział kilkaset osób, w tym przedstawiciele samorządu, rządu, organizacji pozarządowych, świata biznesu i nauki. Dyskutowali nad zmianami — m.in. na rynku pracy, w edukacji czy mieszkalnictwie — które trzeba wprowadzić po tym, jak w Polsce znalazły schronienie ponad trzy miliony obywateli Ukrainy.

Pomimo opóźnienia prezydent Wrocławia Jacek Sutryk nalegał, aby na zakończenie obrad głos oddać burmistrzowi Michałowa. — Przyjechałem ze wspaniałej gminy, tuż przy granicy z Białorusią. Tej gminy, która postanowiła pomagać ludziom. Wydawałoby się, że tylko tyle, a okazało się, że aż tyle — rozpoczął burmistrz Marek Nazarko.

Dodał, że dramat w Ukrainie sprawił, iż o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej przycichło. Jednak kryzys wciąż tam trwa.

Okrągły Stół we Wrocławiu. Burmistrz Michałowa: Czego symbolem będą działania na naszej granicy?

— Nadal w naszych lasach są ludzie. Nadal są tam matki z kilkudniowymi dziećmi i bose dzieci, które po prostu tam siedzą — mówił burmistrz Nazarko — Przedstawiciel rządu, pan wojewoda dolnośląski, wspominał [podczas okrągłego stołu — red.] o symbolice, więc pozwolę sobie zadać pytanie: czego symbolem będą działania na granicy polsko-białoruskiej? Zapewniam państwa, że nie będą symbolem człowieczeństwa, symbolem humanitaryzmu, ani symbolem praw człowieka. Burmistrz Michałowa mówił o przebywających w lasach ludziach, którzy “proszą o zielone albo brązowe śpiwory i koce” (najpewniej po to, żeby być mniej widocznym) i o osobach, które tkwią przez wiele godzin po pas w bagnach, a po wyciągnięciu ich ubrania trzeba rozcinać, bo inaczej nie da się ich zdjąć. — To się dzieje w Polsce! — grzmiał burmistrz — I później ci ludzie, w środku nocy, są wyrzucani przez płot, w lesie, za drut kolczasty.

Swoje krótkie wystąpienie poświęcił nie tylko temu, żeby przypomnieć o kryzysie na granicy z Białorusią. Był to przede wszystkim apel.

— My, jako gmina, pomagamy, dokumentujemy i apelujemy, bo cóż więcej możemy zrobić? Nie żądamy pomocy, poradzimy sobie. Prosimy o jedno: żeby ludzie, moi mieszkańcy, nie byli ścigani za ratowanie życia innym ludziom — apelował włodarz Michałowa, po czym rozległy się brawa — Dlaczego moi mieszkańcy obawiają się, że wpadną służby i zrobią przeszukanie za pomoc i ratowanie ludzi?!

Kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Prokuratura ściga pomagających.

W ostatnim czasie śledczy zaczęli stawiać zarzuty takim osobom, żądając dla nich nawet trzech miesięcy aresztu.

Jak pisała w połowie kwietnia “Wyborcza Białystok”, prokuratura postawiła czwórce aktywistów zarzuty organizacji nielegalnego przekraczania granicy. Aktywiści zostali zatrzymani przez Straż Graniczną podczas niesienia pomocy rodzinie z siódemką dzieci. Grupa Granica wyjaśniła w oświadczeniu, że rodzina ta przebywała od wielu dni w lesie “bez wody, jedzenia, schronienia i dostępu do pomocy medycznej” a “aktywiści ratowali ich życie, oferując im transport własnymi samochodami z zimnego lasu, tak jak robili to w ostatnich tygodniach, pomagając uchodźcom na ukraińskiej granicy”.

Pomocnictwo w nielegalnym przekroczeniu granicy, za co grozi do ośmiu lat więzienia, prokuratura zarzuciła też 20-letniej aktywistce działającej w punkcie pomocy humanitarnej prowadzonym w gminie Gródek przez Klub Inteligencji Katolickiej. Jak pisała “Wyborcza Białystok”, 20-latka została zatrzymana przez policję po tym, jak po przekazaniu uchodźcom jedzenia i ubrań jechała pustym samochodem poza strefą objętą zakazem wstępu osób postronnych.