„Najdziwniejsze rzeczy wychodzą w internecie, jeżeli powiesz taką rzecz – słuchajcie, dzieci to są ludzie i gdy próbujesz sobie wyobrazić, co by było, gdybyśmy żyli w społeczeństwie, gdzie po nich nie depczemy”. Rozmowa z autorem książki „Zakaz gry w piłkę. Jak Polacy nienawidzą dzieci”
Gówniaki, nie zapominajmy o gówniakach.
W tytule wkradł się błąd. Oryginalnie jest: Bombelek, kaszojad, terrorysta. Jak polacy mówią o gówniakach.
XD
Władanie przez zawstydzanie, poniżanie, karanie i wzbudzanie poczucia winy. Najpierw tak wychowano obecnych dorosłych. Teraz oni tak samo traktują obecne dzieci. A z kolei inni dorośli chcą zmienić te zachowania znów zawstydzając i zapowiadając karanie. NB kolejna kalka z obyczajowości USA, gdzie regulacja relacji społecznych zapośredniczona jest przez prawo państwowe.
W efekcie będziemy mieć kolejne pokolenie przekonane, że takimi metodami właśnie należy wychowywać dzieci i dorosłych. A grupy trzymające władzę drżą z rozkoszy, bo ich udoskonalane od stuleci narzędzia takich właśnie poddanych potrzebują.
Nie wydaje się Wam, że przydałoby się tu więcej finezji w remediacji? Żeby nie robić ściany tekstu wypiszę tylko top 5 w punktach.
-
Twarde granice: karalność naruszenia godności, nietykalności cielesnej i równości wobec prawa. Niech się to państwo raz na coś przyda.
-
Edukacja i terapia rodziców: jak wychowywać dziecko bez przemocy fizycznej i psychicznej (o elementarnej edukacji seksualnej nawet nie wspomnę).
-
Edukacja powszechna: psychologia wie już mniej więcej, jaki mix interakcji jest potrzebny dziecku do zrównoważonego rozwoju. Jest tam miejsce (między innymi) i na swobodne kotłowanie się w stadzie, i na interakcje ze światem dorosłych, ale na wynegocjowanych warunkach. Pytanie, czy jest tam miejsce na takie interakcje, na które skarżą się osoby dzieciofobne.
-
Przyjęcie znacznej części odpowiedzialności przez społeczeństwo: zrównoważone wychowanie dzieci jest w żywotnym interesie społeczeństwa (w braku lepszych opcji reprezentowanego przez państwo). Nawet materialistyczny redukcjonizm uzna, że “footprint” kosztów dysfunkcji wychowania ciągnie się przez całe życie osoby, i replikuje w jej potomstwie. A poza tym: im szczęśliwsi są ludzie, tym lepiej się im (i wśród nich) żyje. Tymczasem praca opiekuńcza traktowana jest jako bezwartościowa, lecz za niepowodzenia w niej osoby są karane społecznie, a czasem prawnie.
-
Ogólna i wzajemna destygmatyzacja: mitygowanie i korygowanie zachowań może się odbywać bez stygmatyzacji. Nie wiadomo czemu niektóre “fobie” są stygmatyzujące, a inne nie - to jest temat na inny tekst. Tu moim zdaniem lepsze (i nie raniące) byłoby określenie alergia. Z drugiej strony oczywiste jest, że “madki” płci obojej postawione są przed nierozwiązywalnym problemem. Niezdolność (materialna, emocjonalna, intelektualna) sprostania nierealnym wymaganiom narzucanym społecznie na różnych poziomach, pomnożona przez wszechobecne poczucie winy i wstydu (patrz początek niniejszego komentarza), skutkują wylaniem się wszelkiego paskudztwa wpierw na najbliższych, a w razie alibi (dziecko mi krzywdzą!) na dalsze otoczenie. Jest tu też rys ja cierpię, to niech inni też pocierpią.
Na razie dosyć. Jeśli pojawią się jakieś merytoryczne reakcje, można będzie wspólnie rozwinąć temat.
-