TW Samobójstwo, leczenie

-To była jedna z najtrudniejszych decyzji w moim życiu, takich decyzji nie podejmuje się z dnia na dzień. Szalę przechyliła pandemia. Pewne rzeczy stały się niedopuszczalne. Nie byłam już w stanie tego wytrzymać psychicznie. A żeby pomagać innym, samemu trzeba być w formie - mówi prof. dr hab. n. med. Agnieszka Słopień, która kieruje Kliniką Psychiatrii Dzieci i Młodzieży w uniwersyteckim szpitalu im. Jonschera w Poznaniu.

W piątek 27 maja - po 24 latach pracy w klinice - prof. Słopień złożyła wypowiedzenie. Razem z nią odchodzi siedmiu lekarzy, czyli wszyscy specjaliści z kliniki. W tym m.in. konsultantka wojewódzka w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży w Wielkopolsce Natalia Lepczyńska.

To już kolejny ośrodek, który znika z mapy regionu. W lipcu przestanie działać dziecięca psychiatria w szpitalu “Dziekanka” w Gnieźnie. W Wielkopolsce, w której mieszka ponad 750 tys. dzieci i nastolatków, zostanie tylko jeden, niewielki oddział psychiatryczny dla młodzieży.

Nie chcą dłużej żyć Klinika Psychiatrii Dzieci i Młodzieży w Poznaniu jest jednym z sześciu uniwersyteckich ośrodków, które kształcą przyszłych psychiatrów. I jednym z najlepszych w kraju. O powodach odejścia z pracy lekarze piszą w liście do ministra zdrowia i Naczelnej Izby Lekarskiej. Jako jeden z głównych wymieniają skrajnie przepełnienie oddziałów.

Pierwsze wolne terminy na planowe terapie w Poznaniu to wrzesień 2023. “Pandemia i wojna w Ukrainie spowodowały dramatyczny wzrost hospitalizacji osób po próbach samobójczych. Wg statystyk policyjnych, w porównaniu do 2020 i 2021 roku wśród dzieci i nastolatków wzrosła o 77 proc. liczba prób samobójczych. Podcinają sobie żyły, wieszają się na drzewach, rzucają się pod pociąg, skaczą z wysokich budynków. Nawet małe dzieci dokonują samookaleczeń. Nie chcą dłużej żyć” - piszą lekarze.

Fatalne warunki niszczą efekty terapii

W Poznaniu są dwa oddziały dla dzieci i nastolatków, z czego w Klinice Psychiatrii Dzieci i Młodzieży jest 25 łóżek. Chorych jest zwykle o połowę więcej. W rezultacie część nastolatków musi przechodzić terapie na oddziałach dla dorosłych. Albo na dostawkach. Na to także nie zgadzają się lekarze:

“Trudno mówić o zachowaniu godności, gdy łóżkiem staje się materac leżący na podłodze koło brudownika lub toalety. Brakuje miejsc do siedzenia w jadalni, lekcje odbywają się w warunkach ciasnych pomieszczeń. Nie ma sal do odbywania rozmów z pacjentami (niejednokrotnie służy ku temu, np. stołówka, gdzie trudno o poufną konwersację) czy ich opiekunami. Nie zliczymy sytuacji, gdy objaśnianie, np. zasad farmakoterapii odbyło się na oddziałowym korytarzu. Nie ma również pomieszczeń przeznaczonych na prowadzenie terapii zajęciowej, ani wystarczającej ilości łazienek i toalet. Wielu pacjentów stanowią dzieci w kryzysie psychicznym, po próbie samobójczej, prezentujące zachowania autoagresywne, agresywne, niepełnosprawne intelektualnie - wymienione warunki szpitalne nie tylko uniemożliwiają prowadzenie terapii oraz powrót do zdrowia, ale wpływają na eskalację konfliktów i zachowań destrukcyjnych, agresywnych” - czytamy w liście.

Praca na granicy ludzkiej wytrzymałości

Lekarze piszą też o cenie, jaką sami muszą płacić za taki stan rzeczy.

“Praca na oddziale odbywa się pod presją, w lęku o życie i bezpieczeństwo pacjentów, ale także i swoje. Pracując w warunkach nasilonego stresu, realnie wzrasta ryzyko popełnienia błędu medycznego, czy wystąpienia zdarzeń niepożądanych. Brakuje personelu, co sprawia, że praca niejednokrotnie toczy się na granicy ludzkiej wytrzymałości. Nie wspominając o legalności takiego postępowania.”

Przypominają, że poza leczeniem na oddziale, konsultują chorych w poradniach na NFZ, muszą prowadzić też zajęcia na Uniwersytecie Medycznym, współpracują ze stowarzyszeniami i innymi uczelniami m.in. UAM. - Większość z nas pracuje na co najmniej dwa etaty. Jesteśmy przepracowani, zmęczeni, wypaleni - mówi prof. dr hab. n. med. Agnieszka Słopień.

W liście do resortu poznańscy psychiatrzy proponują program naprawczy: rozbudowę kliniki, stworzenie dodatkowego całodobowego oddziału psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży w Wielkopolskim Centrum Zdrowia Dziecka, a także poprawę wynagrodzeń. Różnice w stawkach między sektorem publicznym i prywatnym stają się kuriozalne. Za godzinę pracy w czasie dyżuru na oddziale w szpitalu Jonschera lekarz dostaje od 60 do 80 zł. A za konsultacje czy wypisanie recepty w ośrodku finansowanym z funduszy Unii Europejskiej - nawet 400 zł.

Co dalej z pomocą psychiatryczną dla najmłodszych? Dr n. med. Paweł Daszkiewicz, dyrektor szpitala im. Karola Jonschera, w piątek nie skomentował sprawy.

Na razie klinika działa. Bo lekarzy wiąże ze szpitalem umowa z zachowaniem trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia. Pracuje w niej też wciąż 14 lekarzy w trakcie specjalizacji (nie mogą złożyć wypowiedzeń), i pięciu psychologów.

Szanse, że dyrekcja znajdzie nowych specjalistów, są znikome. W całej Wielkopolsce jest raptem niewielu ponad 40 psychiatrów dziecięcych. Szpital “Dziekanka” w Gnieźnie od kilku miesięcy nie może zwerbować żadnego ochotnika.

  • make
    link
    12 years ago

    kurwa ja pierdolę

    also [TW: samobójstwo]

    • @stellaOP
      link
      32 years ago

      Dodalam

      Kurwa zastanawiam się co będzie jak publiczna psychiatria finalnie całkiem jebnie

      • harc
        link
        22 years ago

        Cały system zdrowia jest na krawędzi. Z tego co słyszałem od osoby pracującej w jednym z takich miejsc - w wielu szpitalach jeśli odeszłaby 1-2 osoby, to nie będą w stanie prowadzić stałych dyżurów i wszystko się wali.

        • make
          link
          2
          edit-2
          2 years ago

          ten system już by się wyjebał gdyby medycy nie ciągnęli 2-3 etatów; a tak się nie da w nieskończoność, szczególnie bez zaplecza psychologicznego albo chociaż edukacji w zakresie samopomocy

          • @stellaOP
            link
            12 years ago

            Skończy się na tym że ludzie na masową skalę będą się leczyć u różnych ziębów, szarlatanów i innych totalnych biologów. Skuszą lepszymi cenami (taka prywatna wizyta u psychiatry w mieście to już są ceny rzędu 300-400 zł) i łatwymi rozwiązaniami.

            Niektóre rzeczy można jakoś leczyć ziołami i uruchomić instytucje wioskowych szamanów/szeptuch, pytanie na ile dzisiejsze zioła będą efektywne - widziałam badania że obecna żywność jest o wiele gorszej jakości niż nawet ta 30 lat temu. Pewnie z ziołami jest to samo, w końcu nasrany przez ludzi syf jest wszędzie i wszystko zanieczyszcza.