W pierwszym rzędzie proponuję omówić kwestię cenzury w środowisku anarchistycznym.
Obecnie wygląda to mniej więcej tak, że kiedy zdarza się akt przemocy to największy wysiłek idzie w stronę zatajenia tego faktu. Ja wiem, że to co mówię jest paradoksalne w obliczu takiego rozmiaru i publicznego wymiaru inby ale tak właśnie jest. Na długo przed wybuchem (czyli tak naprawdę eskalacją konfliktu) dochodzi do sytuacji gdzie ktoś sygnalizuje jakiś problem i to się spotyka praktycznie zawsze z powszechnym, negatywnym odbiorem. Najczęściej się takiego sygnalistę izoluje, stosuje silent treatment, dokonuje charakter assasination. Chodzi o to, że sygnaliści zagrażają jedności grupy i jej wizerunkowi. Na tym etapie ujawnia się pewien rozdźwięk jeśli chodzi o rzeczywiste hierarchie wartości.
Osoba, która poczuła się osamotniona poszuka sprawiedliwości albo szukając sojuszników w innym kolektywie (którzy skorzystają okazji by załatwić swoje prywatne animozje) albo upubliczniając sprawę. Kiedy sprawa zostaje upubliczniona, zwłaszcza w przypadku przestępstw ściganych z urzędu, to ingerują państwowe organy ścigania.
Takie upublicznienie jest postrzegane jako małostkowa zemsta, zdrada i sabotaż oraz donosicielstwo.
Bardzo ładnie to widać w komentarzach, gdzie wyłączane są możliwości komentowania, wycinane posty i gdzie widać ubolewanie, że to zaszkodzi środowisku i zniweczy całą pracę. Czyli zbij termometr to nie będzie gorączki.
To mogłoby być moim mottem.