PSL i Lewica znalazły kompromis, który – jak stwierdził premier – nie zadowoli nikogo. Nie będzie związków partnerskich, będzie umowa zawierana u notariusza, która reguluje podstawowe prawa w relacjach nieformalnych. Dla wicepremiera Kosiniaka-Kamysza to "postępowy" i "sprawiedliwy" krok, dla Lewicy – pragmatyzm
Co ta ustawa właściwie zmieni? Przecież teraz też możesz dać komuś, nie musi być partner, może być nawet wróg, poświadczenie notarialne do dostępu do swojej historii medycznej, dziedziczenia etc.
Zgadzam się.
Niektórx z nas są zdania, że na demokrację przedstawicielską-polityki większościowe nie ma sensu liczyć, gdyż tzw. system (suma elektoratów, ich przedstawicielstw politycznych oraz aparatu państwowego) jest zdominowany przez narracje konserwatywno-liberalne – takie jest w wielkiej mierze bolandzkie społeczeństwo (a na pewno część aktywna wyborczo), toteż więcej z nas nie czuje, by mogło mieć sprawczą reprezentację polityczną za swego życia w tym kraju (np. wyżej podpisany nie jest LGBT, jedynie wannabe/problematic/mediocre ally-sojusznik, acz należy do osób zmarginalizowanych z innych względów, toteż współdzielę walkę solidarnościowo). Biedroń ze Śmiszkiem postąpili racjonalnie “uciekając do Europy”.
Ustawa o związkach partnerskich chyba ma na celu dostarczenie dwóch bezpieczeństw:
Sorry za może nietaktowność, lecz po refleksji i głębokim utwardzeniu psychicznym-desensytyzacji – żadne z tych bezpieczeństw nie jest fundamentalnie potrzebne do funkcjonowania wg własnych zasad i norm społecznych, z którymi ogólne społeczeństwo kompatybilne być nie musi.
Katolicy mają wykładnię, że tylko “związek biologicznych kobiety i mężczyzny” – w domyśle: w celu prokreacji metodami naturalnymi – ma prawo być nazwany “małżeństwem”. Bez urazy, ale dziś nieco mi się to kojarzy z debatą w łonie UE, czy “bezmięsny kotlet” ma prawo być nazywany “burgerem”. Pokory uczy case Japonii – demograficznie kraj starzeje się, przynosi to wymierne skutki, a społeczeństwo nadal nie życzy sobie modyfikować swej kompozycji, pryncypialnie – rodzi dysonans poznawczy, czy to w sumie tak źle, skoro np. osobiście wierzę w porównywalny poziom konsekwencji i ortodoksji na innych polach.
Które w dodatku gówno znaczy i można je banalnie podważyć.