Jeśli byłem w skłocie, to tylko raz i bardzo dawno temu. Nigdy w takim miejscu nie mieszkałem, więc nie wyobrażam sobie za bardzo jak to wygląda. Stąd garść pytań, jeśli głupich to wybaczcie:
- Kiedy ktoś decyduje się zamieszkać w skłocie (w odróżnieniu od bycia zmuszonym przez los do zamieszkania w nim), to skąd wie, gdzie takowy znaleźć? W moim mieście funkcjonowała kiedyś Kolonia Artystów, ale z tego co wiem już jej nie ma. Nie wiedziałbym jak znaleźć takie miejsce.
- Jak wyglądają pierwsze chwile w skłocie? Od czego najlepiej zacząć?
- Czy życie w skłocie wiąże się z minimalizmem (posiadanie minimum przedmiotów)?
- Jak wygląda zachowanie czystości w skłocie?
- Jeśli skłot to opuszczona nieruchomość, to co z mediami: wodą, kanalizacją, ogrzewaniem?
Bardzo bym się cieszył, jakby wypowiedziało się więcej osób z ruchu, ale w oparciu o tych parę skłotów na których pomieszkiwałem, mieszkałem długo i co najmniej kilkanaście przez które się przewinąłem;
Ciężko mi odpowiedzieć, w moim wypadku było to coś ponad 20 lat temu i głównym dylematem było, czy zacząć od spirytu rozrobionego w wiadrze czy piwa “jasne, że mocne” za chyba niecałą złotówkę. Ale całe szczęście takie skłoty już raczej odeszły w niepamięć i miejmy nadzieję tam pozostaną. A jak już się udało dotrzeć na sensowniejszy projekt (jakieś 100 metrów dalej w ramach tego samego kompleksu budynków) to była to zupełnie inna śpiewka, kwestie aktywizmu, organizacji wydarzeń, treningi.
Warto mieć na uwadze, że skłotersi z konieczności mają bardzo wysoko rozwiniętą asertywność (albo szybko są wykańczani/e przez osoby szukające wsparcia, czy frajerów). Mogą wydawać się bardzo szorstcy w obejściu, szczególnie jeśli wywodzą się z klimatów pankowych, ale nie ma co się zrażać. Jeśli chodzi o wprowadzanie się - to jest zazwyczaj określane przez kolektyw, który prowadzi daną przestrzeń i ich zasady. Generalnie pewnie najlepiej poznać działające w danym miejscu osoby, jakie poglądy/zasady reprezentują i wtedy ustalać co dalej.
Niekoniecznie. Ja mam u siebie paręset książek i generalnie cały swój dobytek życiowy, ale to efekt stabilizacji. Przez lata miałem np. materac, pościel, laptopa, parę zmian ciuchów i jakieś drobne szpargały. Szczoteczkę jak to w komunizmie oczywiście dzieliliśmy ;P Trochę też to zależy od miejsca - jeśli jest dopiero zajmowane, pewnie warto nie mieć tam za dużo rzeczy, bo można wszystkie stracić. Jeśli działa od dawna, niektóre, szczególnie zagraniczne, skłoty mają standard, którego nie powstydziła by się u nas klasa średnia, a pokoje mieszkających tam osób pozornie niczym nie różnią od wynajmowanego mieszkania. Są minimaliści i generalnie antykonsumpcyjne podejście do tego zachęca, są ciężkie przypadki zbieractwa, które dowolną przestrzeń zmienią w magazyn rzeczy przywleczonych z ulicy, bo się przydadzą. Polecam zasadę, że wszystko co nie jest kolektywnie zaakceptowane, należy trzymać we własnej przestrzeni - potrafi uratować przestrzeń wspólną :].
Absolutnie zależy od skłotu/ekipy. Warszawska Przychodnia przeszła kiedyś inspekcję Sanepidu i inspektorki były pod wrażeniem jak czysto (chociaż było to dawno ;]), inny, gdzie mieszkałem też cieszył się opinią sterylnie czystego, ale do czasu przetasowania, teraz jest różnie, zależnie czy uda się utrzymać zmiany sprzątaniowe. Generalnie większość oscyluje gdzieś pomiędzy współdzielonym mieszkaniem a akademikiem. Inna klasą są jakieś hardcorowo pankowe skłoty, gdzie lepiej mieć dobrze zawiązane buty, żeby nie zostały, jak człowiek pójdzie dalej, ale w polszy już raczej dawno takich zjawisk nie ma.
Różnie. Teoretycznie media można podpiąć na łączach prepaidowych, w praktyce spora część dostawców nie chce tego realizować, więc trzeba kombinować i współpracować z sąsiadami. Kiedyś spytałem ekipę ateńskiego skłotu na którym się zatrzymywałem, czy może nie chcieliby pomocy we wstawieniu okna w łazience, bo w sumie luty i nie najcieplej, w odpowiedzi otrzymałem tylko wzruszenie ramionami, że po co, jak zimno jest przez maks parę tygodni w roku. Sam też mieszkałem w polsce bez ogrzewania w sumie parę lat, ale chyba raczej nie polecam, jak ktoś nie ma z tego frajdy.