Odcienie brunatnego Marsz Niepodległości i antysemickie zajścia w Kaliszu każą się zastanowić, na ile skrajna prawica stała się znaczącą siłą polityczną, na ile jest sojusznikiem PiS, a na ile jego wrogiem. Do głosu coraz mocniej dochodzą jawni ekstremiści, którzy uważają nawet Konfederację za zbyt miękką. Na zdjęciu, antysemicki marsz w Kaliszu. Pawel F. Matysiak / Forum Przemysław Witkowski Prawo i Sprawiedliwość coraz częściej jest oskarżane o flirt z nacjonalistami i religijnymi fanatykami oraz o realne przymiarki do sojuszu z europejską skrajną prawicą. Na polskich ulicach coraz widoczniejsze są nacjonalistyczne grupy, które wielu nazywa wprost: bojówkami. Ubrane w czarne stroje albo mundury tworzą swoją obecnością atmosferę zagrożenia, a ich liderzy cieszą się pobłażaniem państwa, które zdaje się korzystać z ich usług tam, gdzie policja nie chce służyć autorytarnym zapędom władzy. Inni skrajni prawicowcy nie wychodzą z publicznej telewizji czy Sejmu, gdzie pod obrady trafiają kolejne ustawy mające zrobić z Polski katolicko-nacjonalistyczny skansen. Na każde jednak oskarżenie o sprzyjanie faszyzacji kraju pisowska władza broni się, że nikt tak jak ona nie ścigał wcześniej ekstremistów. W mediach raz po raz pojawiają się doniesienia o zatrzymaniu kolejnych skrajnych prawicowców. Policja i kontrwywiad wchodzą do domów podejrzanych i dokonują tam przeszukań, a prokuratorzy stawiają zarzuty publicznego propagowania ustroju o charakterze faszystowskim. Gdańsk, Dzierżoniów, Wrocław, Warszawa, Opole – wszędzie tam trwają procesy radykałów i ekstremistów. Czemu więc jest tak źle, skoro jest tak dobrze?Jawni ekstremiści Skrajnie prawicowa fala narasta dziś we wszystkich zachodnich demokracjach. Kryzys klimatyczny, zwiększająca się liczba migrantów i uchodźców z terenów wojen i klęsk żywiołowych, a także niestabilność terenów wokół najbogatszych państw nasilają tendencje autorytarne. Język debaty publicznej staje się coraz bardziej ksenofobiczny, a w ideologiach ekstremistów kwestie tożsamościowe zastępują te klasowe. Widać to także w Polsce, gdzie można było obserwować, jak PiS z roku na rok ewoluuje z dość typowej partii konserwatywnej w religijno-nacjonalistyczny populistyczny blok wyborczy. W ostatnich 30 latach tolerowana przez centrum skrajna prawica cierpliwie budowała swoje pisma i portale, system instytucji, stowarzyszeń i partii oparty na alternatywnym wobec liberalno-demokratycznych ideologii obrazie świata, żeby w momencie kryzysu Unii zyskiwać coraz większe poparcie. Na zachodzie Europy, odcięta od ugrupowania głównego nurtu „kordonem sanitarnym”, jest w stanie osiągać wyniki wyborcze rzędu 15–25 proc., w Europie Wschodniej umie już przejmować władzę i utrzymywać poparcie rzędu 30–45 proc., zaś poza Unią, w Turcji czy Rosji, pozbyła się już praktycznie wszelkiej opozycji. Z perspektywy zachodniej politologii PiS już dziś należy do rodziny prawicowych autorytaryzmów, które Fareed Zakaria nazywa uprzejmie „nieliberalną demokracją”. Na prawo od partii Kaczyńskiego wyrastają jednak kolejne, zdecydowanie radykalniejsze. Konfederacja ma w sondażach ok. 10 proc., a jej ambicje są dużo większe. Sięga po różne grupy, po które boi się lub z najróżniejszych powodów nie chce sięgnąć PiS, takie jak antyszczepionkowcy, antysemici czy futrzarze. Czyniąc swoim prezydenckim kandydatem Krzysztofa Bosaka, wyraźnie zasygnalizowała, że pragnie przekonać do siebie grupy wyborców z coraz bardziej sfrustrowanej klasy średniej. Pokazuje to też skład klasowy uczestników Marszu Niepodległości, w którym wedle badań socjologicznych średnia dochodu uczestników jest dużo wyższa od polskiej przeciętnej. Do głosu coraz mocniej dochodzą też jawni ekstremiści, którzy uważają nawet Konfederację za zbyt miękką. W kontekście coraz bardziej nacjonalistycznej i ksenofobicznej narracji PiS stawiają ideologiczną kropkę nad i. Po stutysięcznym Marszu Niepodległości pojawiają się w Polsce kolejne: Jacka Międlara we Wrocławiu czy Wojciecha Olszańskiego w Kaliszu. Ciągle dość nieliczne, kilkusetosobowe, tysięczne czy dwutysięczne, stają się powoli zalążkiem nowej na polskim rynku ekstremistycznej „jakości”. Jak więc wygląda stosunek PiS do tych bytów, kim są ludzie je tworzący, jakie poglądy głoszą i dlaczego niektórych władza hołubi, a niektórych zwalcza? Uporządkujmy trochę fakty. Kogo PiS zwalcza… Żeby zrozumieć sytuację, trzeba przestać uznawać skrajną prawicę za jednolity blok. I nie jest tu nawet mowa o jakiejś konkurencji między rodzącymi się führerami. Istnieją między tymi grupami liczne różnice ideologiczne wyrażające się w stosunku do religii, ekologii, wolnego rynku czy koloru skóry. Łączy je zaś przede wszystkim niechęć do demokracji liberalnej z jej ochroną mniejszości, egalitaryzmem i konsumpcjonizmem. Istnieje też między nimi różnica najważniejsza – na ile istnienie którejś grupy jest opłacalne dla PiS. Najpierw zajmijmy się tą skrajną prawicą zwalczaną przez PiS. Dostaje się od organów państwa przede wszystkim literalnym faszystom, a więc wszystkim tym, którzy w zawężającej interpretacji łamią artykuł 256 kodeksu karnego i publicznie propagują „faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa” albo nawołują „do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych”. Niekoniecznie też dostaje się wszystkim po równo, bo ściga się przede wszystkim aktualnie za antysemityzm i antyukrainizm, ale już Niemców czy muzułmanów można wyzywać raczej bezkarnie. Na razie prokuratorskie oskarżenia padły w procesach członków neonazistowskiej międzynarodówki „białych narodów” Krew i Honor, neofaszystów z Narodowego Odrodzenia Polski i pisma „Szturm”, prorosyjskiego aktora i youtubera Wojciecha Olszańskiego vel Aleksandra Jabłonowskiego (został aresztowany na trzy miesiące po wiecu w Kaliszu), a od pięciu lat trwa proces lidera narodowo-socjalnej partii Zmiana Mateusza Piskorskiego. Ci ścigani przez prawo „literalni faszyści” reprezentują przede wszystkim opcję narodowo-socjalną. PiS bowiem, uderzając w tony nacjonalistyczno-ludowo-socjalne, nie znosi na swoim terenie jakiejkolwiek konkurencji. Drugą ich cechą charakterystyczną jest brak wyraźnej relacji z Kościołem katolickim. W ich obronie nie zgłosi się żaden biskup, bo „prawdziwemu faszyście” nie po drodze z takim hierarchą. Albo jak neonazista czy tzw. niklotowiec jest neopoganinem, albo jak zwolennik trzeciej drogi uważa, że nie ma już papieża na Tronie Piotrowym, od kiedy Jan XXIII i Paweł VI zdradzili tradycję, reformując Kościół na Soborze Watykańskim II. Albo jest ateistą, jak narodowy bolszewik czy postpeerelowski grunwaldowiec-moczarysta. A jeśli jeszcze po drodze próbuje grać w rosyjskiej politycznej orkiestrze wpływu, może być pewien porannej wizyty agentów kontrwywiadu. …a z kim flirtujeZ drugiej jednak strony mamy w obozie władzy i jego okolicach całkiem pokaźne grono nacjonalistów i dążących do zespolenia prawa religijnego z cywilnym integrystów katolickich, które ściąga na PiS oskarżenia o flirt z faszyzmem. W mediach publicznych regularnie goszczą Marian Kowalski czy Marek Jakubiak, miliony złotych płyną do Roberta Bąkiewicza i jego organizacji (a Marsz Niepodległości został uznany za imprezę o charakterze państwowym), antyaborcyjne czy homofobiczne projekty ustaw zgłaszane przez Kaję Godek i Mariusza Dzierżawskiego są regularnie procedowane w Sejmie, a wymiar sprawiedliwości jest wyjątkowo łagodny wobec Jacka Międlara. Do tego obrazu warto dodać nacjonalistyczno-solidarystyczną Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobry, opanowanie Instytutu Pamięci Narodowej przez byłych i obecnych nacjonalistów oraz narodowych radykałów, coraz liczniejsze grono polityków PiS wywodzących się wprost z szeregów skrajnej prawicy, takich jak Antoni Macierewicz, Adam Andruszkiewicz, Tomasz Rzymkowski, Przemysław Czarnek, Anna Siarkowska czy Sylwester Chruszcz. Do tego dochodzi jeszcze bezpośrednie wspieranie ideologii nacjonalistycznej poprzez utworzenie państwowego Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej, kierowanego przez ekssenatora PiS prof. Jana Żaryna. Jaka skrajna prawica znajduje więc uznanie na Nowogrodzkiej? Przede wszystkim ta wywodząca się z pnia przedwojennej narodowej demokracji. Tak jak bowiem w latach 30. XX w. w sanacyjnym Obozie Zjednoczenia Narodowego przejmowano ideologię endecji, tak i dziś obóz Zjednoczonej Prawicy, wyprany z własnej myśli politycznej, coraz intensywniej pożycza ją od skrajnej prawicy. Do PiS lgną co bardziej solidarystycznie nastawieni byli członkowie Ligi Polskich Rodzin, Młodzieży Wszechpolskiej, Ruchu Narodowego, ultrareligijni integryści i prosocjalni narodowi radykałowie. Łączy ich religijny fanatyzm i mocne zakorzenienie w środowisku kościelnym. Przy PiS liczą na wsparcie w zatrzymaniu procesów laicyzacji i europeizacji Polaków i uzyskują bezkarność, niezależnie od tego, jakie przepisy kodeksu karnego złamią.

  • @antelopeOP
    link
    12 years ago

    (cd.) Konfederacja, czyli konkurencja Po co jeszcze pisowskiej machinie te skrajnie prawicowe głowy? Otóż na krajowym rynku politycznym działa od kilku lat konkurencja, czyli Konfederacja, która przytula kolejne grupy zbuntowanych prawicowców. A to wspiera futrzarzy protestujących (skutecznie) przeciwko tzw. piątce dla zwierząt i przy okazji funduje pierwsze rysy na pozornym monolicie rządu Zjednoczonej Prawicy. A to wchodzi w ścisły związek z ruchem antyszczepionkowym, przypieczętowany udostępnieniem miejsc na listach wyborczych ludziom Justyny Sochy, a jej samej stanowiskiem asystentki posła Grzegorza Brauna. A to daje silne wsparcie antysemitom podczas protestów przeciwko tzw. ustawie 447 (uchwale Senatu USA dotyczącej losów mienia ofiar Holocaustu). Zjednoczona Prawica i Konfederacja są na tyle podobne, że patrząc na polityków Solidarnej Polski i Konfederacji, trudno czasem poznać, w której tak naprawdę grają drużynie. Jednocześnie jest między nimi kilka wyraźnych różnic, które pozwalają im zachować odrębność i robić dla swoich wyborców za wzajemnych śmiertelnych wrogów. Główną jest stosunek do wolnego rynku. Konfederacja, której prawie połowę stanowią ludzie Janusza Korwin-Mikkego, ma do kapitalizmu stosunek entuzjastyczny. Celuje ona w reprezentowanie sfrustrowanych drobnomieszczan, niezadowolonych ze słabego i skorumpowanego państwa – do tego stopnia, że są gotowi na zupełny rozkład jego struktur i prywatyzację, łącznie z edukacją i ochroną zdrowia. PiS w ich narracji to partia lewicowa, socjalistyczna, podnosząca płacę minimalną, obniżająca wiek emerytalny czy dająca socjal. Kolejna różnica to właśnie migranci. PiS, mimo wewnętrznych napięć w tej sprawie, zdaje się wiedzieć, że bez napływu taniej siły roboczej z Ukrainy nie da się utrzymać w Polsce wzrostu gospodarczego. W swojej polityce historycznej, mimo presji własnych nacjonalistów, łagodniej niż w innych wypadkach traktuje kwestie sporne ze wschodnim sąsiadem. Na osłabienie retoryki antyukraińskiej wpływa też koncepcja tego kraju jako buforu między Polską a Rosją oraz pomysł Trójmorza. To zaś daje Konfederacji podstawę do opisywania PiS jako sojuszników „banderowców” i zwolenników niekontrolowanej migracji. Stąd też najpewniej tak ostre działania rządu na granicy polsko-białoruskiej, który chce pokazać prawicowemu wyborcy, że zarzuty konfederatów nie mają podstaw. Co jednak w takiej sytuacji zrobić z malejącym przyrostem naturalnym i spadającą liczbą Polaków? Receptą Konfederacji jest jeszcze więcej religii, zupełny zakaz aborcji i wypchnięcie homoseksualistów z przestrzeni publicznej. Stąd też płynie ciągła presja na PiS, który, chcąc nie chcąc, po raz kolejny wpuszcza do Sejmu religijnych integrystów z ich projektami ustaw. Konfederacja atakuje też PiS za rzekomo nadmierną uległość wobec Żydów i Izraela, nazywając obóz władzy partią żydowską. Dlaczego więc PiS nie zacznie ofensywy przeciwko tak im brużdżącym konfederatom? Nie byłoby trudno znaleźć polityków nawołujących do popełniania przestępstw, pochwalających je, nawołujących do nienawiści etnicznej i religijnej czy wskazać ich związki ze środowiskami ekstremistycznymi. Wtedy partia Kaczyńskiego utraciłaby jednak straszak na bardziej centrowych wyborców. Przy Grzegorzu Braunie nawet Zbigniew Ziobro może uchodzić niemal za centrystę, tak bardzo na prawo przesunięta jest polska scena polityczna.Europejska supergrupa skrajnej prawicy? O ile Konfederacja oficjalnie chce zostać polską wersją radykalnych mieszczan z Alternatywy dla Niemiec, angielskiego UKIP Nigela Farage’a lub też polskim Jobbikiem, o tyle PiS lokuje się w drugiej europejskiej rodzinie skrajnej prawicy, czyli w grupie ludowych populistów. Partia Jarosława Kaczyńskiego wciąż jest w Parlamencie Europejskim w grupie zakładanej kiedyś z brytyjskimi torysami, noszącej nadal nazwę Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy. Z początku miała ona charakter konserwatywny i ledwie eurosceptyczny, wraz z upływem czasu i ewolucją PiS na prawo przyjmowała kolejnych członków, którzy zmieniali jej esencję w coraz bardziej antyunijną i nacjonalistyczną. Dziś jej kluczowymi członkami są dwie partie, które przeszły podobną drogę jak PiS – od konserwatywnej prawicy do partii ludowo-narodowej – Bracia Włosi Giorgi Meloni i hiszpańskie Vox Santiago Abascala. Pierwsi to rozłamowcy z partii Silvio Berlusconiego, drudzy odeszli z Partii Ludowej, łącząc się z małymi grupkami skrajnej prawicy. Obie partie są w swoich krajach na fali wznoszącej – podobnie jak kolejny członek grupy Szwedzcy Demokraci – osiągając regularnie w sondażach wyniki w granicach 15–20 proc. Klimat w Europie zdaje się sprzyjać pisowskiej grupie i możliwy jest jej dalszy rozwój. Jeszcze w maju lider włoskiej Ligi Matteo Salvini zaproponował jej połączenie z inną frakcją skrajnej prawicy – Tożsamość i Demokracja (ID), w której skład wchodzi także m.in. francuskie Zjednoczenie Narodowe. Jego przywódczyni Marine Le Pen, zagrożona w kraju wzrostem popularności innego skrajnego prawicowca Erica Zemmoura, łagodzi kurs wobec UE i spotyka się z Mateuszem Morawieckim i Viktorem Orbánem. Taka skrajna supergrupa mogłaby mieć w Parlamencie Europejskim nawet 130 członków i wskoczyć na trzecie miejsce, po chadekach i socjaldemokratach. Potencjalnych sojuszników wiele dzieli, choćby oficjalny kurs wobec USA czy Kremla, ale nie takie już przecież szpagaty polityczne wykonywał Kaczyński. Tym bardziej że, jak się wydaje, jego zdaniem UE jest skazana na zagładę, na pewno zaś ta w obecnej formie. Jednak ciągle w niej trwa, oficjalnie nie głosząc idei polexitu, próbując się pokazać raczej jako obrońca integracji z okresu przedunijnych Wspólnot Europejskich, w kraju zaś mobilizując wyborców nacjonalizmem, ksenofobią, homofobią i klerykalizmem. Powtórka z lat 30.? Kiedy liberałowie czy lewica ogłaszają, że PiS flirtuje z faszystami, politycy rządzącej partii zaprzeczają i podają na swoją obronę kilkanaście przykładów zatrzymań, aresztów i spraw sądowych, w których policja i kontrwywiad uderzały w ekstremistów. Jednocześnie jednak PiS hojnie obdarowuje wiernych sobie nacjonalistów i wpuszcza do Sejmu kolejne projekty religijnych integrystów, a na europejskiej arenie romansuje z prokremlowskimi prawicowymi populistami, grając na rozkład Unii Europejskiej w imię fantazji o imperium Międzymorza pod polskim zarządem komisarycznym i pod amerykańskim parasolem zbrojnym. Jarosław Kaczyński opowiada o równorzędnych zagrożeniach dla Polski: ze wschodu i z zachodu. Już raz Polska próbowała balansować – jak to ujął Józef Piłsudski –„na dwóch stołkach”, a skończyło się to klęską, upadkiem państwa i ucieczką rządu przez Zaleszczyki do jedynej nieskonfliktowanej z Polską wówczas sąsiadki – Rumunii. Dziś nacjonalizm, ksenofobia i flirty ze skrajną prawicą zdają się prowadzić Rzeczpospolitą tą samą ścieżką.

  • @antelopeOP
    link
    1
    edit-2
    2 years ago

    Wybaczcie sposób zamieszcenia obrazka. U mnie muszę otwierać plik w nowej karcie, lub go sobie ściągnąć. Jest też problem z jakością. Spróbuję wkleić treść. [Edit] Treść podzielona na post i komentarz

    • harcM
      link
      32 years ago

      Generalnie, ze względu na koncepcje oprogramowania, które napędza ten serwis, zalecane jest linkowanie do treści znajdującej się gdzieś indziej, stąd limity treści i ograniczenia rozdzielczości. :]