Prawie 20 lat temu obiecałem mojej partnerce, że gdyby była taka konieczność lub jej życzenie, pomógłbym jej umrzeć.
Nie doszło do tego. Zmarła o tysiąc kilometrów ode mnie, prawdopodobnie bez cierpienia, we śnie. Ale kiedy wcześniej opowiadaliśmy (niektórym) przyjaciołom o naszej umowie, nawet ci o najbardziej otwartych umysłach byli lekko zszokowani.
(Prawie) wszyscy mamy za sobą pranie mózgów zgodne z jedynie słuszną moralnością judeochrześcijańską, która mówi, że wyłączne prawo do decydowania o naszym życiu i śmierci ma brodaty dziad w chmurach. Do samobójstwa mamy stosunek histerycznie dwoisty. Samobójca jest dla nas albo tchórzem, grzesznikiem, w najlepszym wypadku szaleńcem – albo natchnionym męczennikiem za sprawę [tu wstawić odpowiednią sprawę].
Społeczeństwo mniej boi się dać komuś broń do ręki i nauczyć zabijać innych niż nauczyć tę samą osobę jak zabić siebie. Bardzo znamienne.
Jak w tych warunkach rozmawiać o umieraniu na własne życzenie? Nie wiem, czy to jest możliwe – zakłada to uznanie czyjejś wolności w stopniu nie do wytrzymania dla większości populacji. Ale może warto zadać sobie to pytania po cichu:
Jeśli bliska Ci osoba poprosi Cię o pomoc w samobójstwie, co zrobisz?
Odrobina prywaty:
Patrzyłem na śmierć bliskiej osoby. Śmierć pełną cierpienia. Śmierć trwającą miesiącami, patrząc jak osoba coraz bardziej znika z mojego życia. Ostatni tydzień był codziennym obserwowaniem agonii, już nawet nie osoby tylko ciała naćpanego do nieprzytomności żeby maksymalnie ograniczyć cierpienie. W pewnej chwili, chyba już ostatkiem sił i świadomości, osoba uniosła się płaczem, że ma już dość. Pół-świadomie z niedotlenienia ale to cierpienie wryło mi się w mózg. I ani ja ani ta osoba nie mogliśmy zdecydować czy chce umrzeć, chociaż mocno to zasugerowałem lekarzowi… który też nic nie mógł. To niesamowite, że przez władze jesteśmy skazani na życie jakby to było więzienie.
Nie wiem co zrobię, po prostu nie wiem bo gdybym wtedy coś zrobił to pewnie bym jeszcze siedział w więzieniu. Wiem co bym chciał - nigdy nie musieć patrzeć na cierpienie bliskiej mi osoby, a najlepiej też żadnej innej, bez możliwości ulżenia jej. Może kiedyś dojdzie do sytuacji, w której będę trzymał za rękę osobę dokonującą aktu samobójstwa, myślę że sam bym z taką osobą poleciał do szwajcarii w celu dokonania tego w sposób godny i towarzyszył jej. Na pewno bym chciał żeby towarzyszyły mi kochające mnie osoby gdybym to ja cierpiał i postanowił je zakończyć.
Jeśli brodaty dziad na chmurce istnieje i jest dobry to nie wierzę, że tego by chciał. Jeśli istnieje i tego chce to niech spierdala bo ten jego raj to pewnie niezły bullshit, a jesli nie istnieje to na chuj to cierpienie. Cierpienie nie uświęca, cierpienie jest tylko cierpieniem i traumatycznym przeżyciem dla bezsilnych obserwatorów.
dzięki za podzielenie się. bardzo mi przykro, że musieliście to przejść w takiej formie.
<3
Według mnie jest to mega trudny temat. Ryzyko tego że ktoś kogoś zmusi do samobójstwa jest dla mnie osobiście zbyt duże aby prawnie do niego dopuszczać.
Rozumiem. Z tym że moje pytanie w ogóle nie dotyczyło prawa.
zazdro umowy, mój partner nie potraktował mojej prośby poważnie