W Turcji rośnie niechęć do syryjskich uchodźców. Teraz prezydent Erdogan, niegdyś ich patron, dąży nawet do zbliżenia z człowiekiem, przed którym ludzie ci uciekali: syryjskim dyktatorem Baszarem al-Assadem. Tymczasem niechęć Turków do uchodźców rośnie. Na początku września 17-letni Syryjczyk został zadźgany na śmierć.

W pewnym momencie po prostu mieli dość. Dość wrogości, niepewności, ataków. W grupie na komunikatorze Telegram Syryjczycy mieszkający w Turcji wezwali do utworzenia tzw. karawany: marszu do granicy turecko-greckiej, a następnie dalej do UE.

Dziesiątki tysięcy użytkowników śledzi teraz aktualizacje na grupie, w których organizatorzy wzywają syryjskich uchodźców po arabsku do wyposażenia się w śpiwory, namioty, kamizelki ratunkowe, wodę pitną, jedzenie w puszkach i apteczki. Agencja informacyjna AFP rozmawiała z organizatorem, który pragnie zachować anonimowość ze względu na możliwe represje. – Damy wam znać, kiedy będzie czas na wyjazd – powiedział 46-letni syryjski inżynier.

Otwarta wrogość względem uchodźców Uchodźcy w Turcji czują się coraz bardziej niekomfortowo. Nastroje w kraju są momentami otwarcie wrogie. Na niespełna rok przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi wielu polityków eskaluje swoją retorykę. Raz po raz dochodzi do ataków.

A prezydent Recep Tayyip Erdogan, który długo jawił się jako patron uchodźców, szuka zbliżenia z człowiekiem, przed którym kiedyś uciekali Syryjczycy: syryjskim dyktatorem Baszarem al-Assadem. Dlatego też coraz więcej osób chce się teraz dostać do UE.

Kiedy w 2011 r. wybuchła wojna domowa w Syrii, wielu Turków wciąż z otwartymi ramionami witało uciekających sąsiadów. Turcja przyjęła najwięcej uchodźców na świecie; w kraju zarejestrowane są prawie cztery miliony osób ze statusem ochronnym. Ogromne osiągnięcie. Ale o ile na początku dominowała kultura gościnności, to teraz większość Turków chce się pozbyć swoich rzekomych gości.

Badanie przeprowadzone przez Agencję Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) w 2021 roku wykazało, że 48 procent respondentów uważa, że Syryjczycy “zdecydowanie powinni zostać odesłani”. Kolejna jedna trzecia uważała, że syryjscy uchodźcy powinni zostać zabrani do tzw. bezpiecznych stref w Syrii. Zwolennikiem takich stref jest również prezydent Erdogan.

17-latek zadźgany na śmierć

Według sondażu przeprowadzonego w tym roku przez Instytut Metropoll prawie 82 proc. Turków chce, by Syryjczycy wrócili do domu, a dwie trzecie uważa ich za ciężar. Tymczasem ataki są coraz częstsze, niektóre ze skutkiem śmiertelnym.

Na początku września 17-letni syryjski uchodźca został zadźgany na śmierć przez grupę miejscowych w Hatay, prowincji na południu Turcji. W czerwcu dwóch młodych Syryjczyków zostało podobno zabitych w dwóch oddzielnych incydentach w Stambule.

A latem ubiegłego roku rozwścieczony tłum zaatakował prowadzone przez Syryjczyków firmy w stolicy kraju Ankarze. – Takie fizyczne ataki nasilają się – mówi Metin Corabatir, prezes Centrum Badań nad Azylem i Migracją w Turcji (IGAM). – To wywołuje duży strach wśród uchodźców. I jest tendencja do wyjazdu z Turcji na Zachód.

Turcja “wysypiskiem Europy”? Kampania wyborcza dolewa oliwy do ognia. Najpóźniej w czerwcu przyszłego roku Turcy wybiorą nowy parlament i nowego prezydenta. Szczególnie opozycja podburza przeciwko Syryjczykom.

Meral Aksener, liderka nacjonalistycznej partii IYI, powiedziała niedawno, że Turcja stała się “obozem dla migrantów” i “niemalże wysypiskiem śmieci dla Europejczyków”. Nawiązuje do umowy o uchodźcach między Turcją a UE, na podstawie której Ankara uniemożliwia ludziom dalszą podróż i zapewnia im byt we własnym kraju. W zamian otrzymują pieniądze z Brukseli.

Gdyby jej partia doszła do władzy w ramach sojuszu opozycji, odesłałaby Syryjczyków w ciągu trzech lat, jak mówi Aksener, najlepiej w ramach porozumienia z syryjskim prezydentem Assadem. W przeciwnym razie ludzie musieliby pozostać w obozach przy granicy. Kemal Kilicdaroglu z Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), który mógłby wystartować przeciwko Erdoganowi jako wspólny kandydat opozycji, również wielokrotnie obiecuje odesłanie uchodźców.

Erdogan pod presją

Prezydent Erdogan zwykle uderza w bardziej umiarkowane tony. Przez długi czas przedstawiał się jako patron uchodźców, apelując do solidarności ludności tureckiej z “bratnim narodem syryjskim”. Ale politycznie znajduje się pod coraz większą presją. Według sondaży zmniejsza się różnica między jego Partią Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) a opozycją.

Dodatkowo jego kraj cierpi na kryzys walutowy, a ponad 80-proc. inflacja sprawia problemy wielu Turkom. Dodając do tego niechęć społeczeństwa do Syryjczyków, Erdogan widzi, że jest zmuszony do działania.

Od dłuższego czasu promuje tzw. strefę ochronną w północnej Syrii, na południe od granicy tureckiej. Rozwiązałoby to jednocześnie dwa jego problemy: zdławienie grup kurdyjskich i stworzenie przestrzeni, w której mogliby się osiedlić Syryjczycy z Turcji. To już częściowo się dzieje, ale jeszcze nie na dużą skalę.

Jak pogodzić się z wrogiem

Jednocześnie zbliża się do swojego dawnego arcywroga: syryjskiego dyktatora Assada. Erdogan nazwał go kiedyś “terrorystą”, z którym nigdy nie może być pokoju w Syrii. Ale w zeszłym miesiącu nagle mówił o dialogu politycznym i dyplomacji - strategiczny zwrot o 180 stopni. Według doniesień medialnych w ostatnich tygodniach doszło już do kilku spotkań tureckich i syryjskich służb wywiadowczych.

– Taki rozwój sytuacji przyczynia się do poczucia niepewności Syryjczyków – mówi ekspert ds. migracji Metin Corabatir. Widzi on jednak poważne przeszkody przed ewentualną współpracą rządów Syrii i Turcji. Damaszek domaga się, by tureckie wojsko opuściło syryjską ziemię i przestało wspierać część syryjskiej opozycji, a żądania te są nie do przyjęcia dla Erdogana.

Mimo trudów odczuwanych przez wielu uchodźców w Turcji, “wezwanie do marszu, konwoju czy karawany nie jest oczywiście rozwiązaniem” – mówi Corabatir. Podobno setki osób przedostały się już do granicy tureckiej w Syrii, mając za cel Europę, ale zostały zatrzymane przez milicje.

UNHCR ostrzegł przed dołączeniem do karawany. Wezwała ludzi, by nie ryzykowali życia swojego i swoich rodzin oraz dzieci. Wciąż nie wiadomo, czy większa grupa rzeczywiście jest w drodze.

Tragedia całej Europy

Kilka dni temu w sieci pojawiła się wiadomość od organizatorów, że czekają na pozwolenie od władz tureckich. “Ponieważ konwój będzie poruszał się z terytorium Turcji, konieczne jest przestrzeganie prawa tureckiego” – napisano.

Korabatir tymczasem obawia się scen podobnych do tych z początku 2020 r., kiedy Erdogan jednostronnie ogłosił otwarcie granicy z Grecją i tysiące uchodźców ruszyło w drogę. Grecka straż graniczna odpychała ludzi stosując niekiedy brutalne środki.

Corabatir pamięta niektórych uchodźców, którzy odważyli się wtedy na podróż. – Sprzedawali swoje drugie i trzecie używane lodówki, aby pokryć koszty podróży do greckiej granicy – mówi. – Cały majątek, jaki mieli, stracili. Ponowna próba również zakończyłaby się taką tragedią. Tragedia, która w końcu dotyczy także Europy.