„Załóżcie partie, sięgajcie po kierownicze stanowiska, kto Wam broni?” - czytam często w komentarzach. No więc dzisiaj będzie o tym

Dlaczego wciąż NA CAŁYM ŚWIECIE jest tak mało kobiet na kierowniczych stanowiskach i w polityce, mimo że według statystyk kobiety dzisiaj nie są wcale gorzej wykształcone, a nawet częściej migrują do miast? Przykład pierwszy z brzegu: choć stanowią 63% absolwentów uczelni wyższych (czyli większość), pracownicami naukowymi zostaje 46% (czyli mniej więcej po równo), ale już tylko 28% dochodzi do profesury, a 22% kobiet pełni funkcje rektorskie. Możemy mieć dwa wytłumaczenia tego zjawiska:

📌 bo są głupsze, a ich dyplomy o niczym nie świadczą, to mężczyźni są wybitnymi jednostkami (tak myślą mizogini i nie będziemy dzisiaj z nimi dyskutować, bo po co),

📌 bo istnieje jakaś bariera, która utrudnia dojście kobietom wyżej (i tutaj zatrzymamy się dłużej).

Ta bariera została nazwana „szklanym sufitem”. Sufit, bo głową nie przebijesz. Szklany, bo niewidoczny, a więc trudny do udowodnienia: dlatego tak często podważa się jego istnienie. Przyczyny wskazuje się różne, a uprzedzenia płciowe (czyli właśnie promowanie mężczyzn przez przekonanie, że lepiej się nadają, bo kobiety są słabsze, bardziej emocjonalne, mniej profesjonalne) są tylko jedną z nich. A poza tym?

  1. Role płciowe. To taki nóż obosieczny: z której strony nie chwycisz, może cię zranić. Z jednej więc strony pracodawcy boją się zatrudniać i awansować kobiety, bo „zaraz zajdzie w ciążę i ucieknie”. Z drugiej kobiety też boją się awansować, bo „co jak nie dam rady pogodzić wychowania dzieci i zajmowania się domem z wyższym stanowiskiem?”. Przyznasz, że mężczyźni rzadziej mają ten dylemat.

  2. Związane z tym przerwy w życiorysie zawodowym: ciąże, urlopy macierzyńskie i wychowawcze oraz opieki brane na chore dzieci.

  3. Brak wsparcia państwa: brak miejsc w żłobkach, brak żłobków przyzakładowych, krótki czas pracy w szkołach, konieczność zajmowania się edukacją dzieci po szkole (odrabianie lekcji, wożenie na zajęcia pozalekcyjne).

  4. Zagrożenie stereotypem: kobiety wychowane w świecie, w którym to mężczyźni są liderami (i w którym wciąż gdzieś tam mówi się im, że one bardziej to do dzieci albo mniej w matmę potrafią) nie wierzą w siebie i tylko z tego powodu mogą gorzej wypadać w testach, na rozmowach kwalifikacyjnych, gdy starają się o awans.

  5. Syndrom oszusta. Choć zdarza się również mężczyznom, rekruterzy zwracają uwagę, że panowie częściej niż kobiety przeceniają swoje możliwości i bez problemu startują na stanowiska powyżej własnych kwalifikacji (ja też zauważam, jak części mężczyzn w pouczaniu mnie zupełnie nie przeszkadza fakt, że nie przeczytali żadnej książki o feminizmie i nie przewertowali złamanego badania: przecież i tak wiedzą lepiej ;)). Za to kobiety swoich możliwości nie doszacowują. Mimo zewnętrznych dowodów własnej kompetencji (wykształcenie, doświadczenie, zawodowe sukcesy) wciąż nie wierzą, że mogą, potrafią, że się nadają. To te wszystkie: „nie będę się starać o to stanowisko, bo i tak nie dam rady”, „to nie dla mnie”, „na pewno są lepsi”. Jak można to rozwiązać? 👉 Równościowe wychowanie dziewczynek i chłopców, aby tak samo wierzyli w swoje możliwości i potrafili je wykorzystać. 👉 Równy podział obowiązków w domu, bo dopóki nie będziemy równi w domu, nie mamy szans na równość w miejscu pracy. 👉 Rozwiązania systemowe: zwiększenie środków na szkolnictwo, dalsze rozpowszechnianie urlopów dla ojców, aktywizacja zawodowa kobiet. Warto dodać, że nie tylko kobiety walą głową w szklany sufit. Zjawiska tego doświadczają zapewne nawet na szerszą skalę osoby o innym kolorze skóry, orientacji, wyznaniu czy z niepełnosprawnościami.

źródło: https://www.facebook.com/mumandthecity/posts/pfbid02JwbJcUf3qxJnLG6JkqR1dkRfNTQnD6vRS5XCTKZKjjSZtbf2DHL1Xui652ZZ6h6Cl